Sezon wyprzedażowy w pełni! Sklepy czyszczą magazyny, kusząc obniżkami do 70 procent. Jak nowe prawo ma nas chronić – i czy skutecznie? Sprawdź, czy sprzedawcy mogą zawyżać ceny przed obniżką i czy sklepy internetowe mogą publikować fałszywe opinie. Co robić, gdy cena na półce jest inna niż cena przy kasie? Czy ceny w sklepie stacjonarnym mogą być inne niż na stronie internetowej? Przeczytaj, co się zmieniło w prawach konsumenta od 2023 roku.
Spis treści
Drugi sprzęt za złotówkę, obniżka 70 procent – zastanawiasz się, jak im się to opłaca? Pamiętaj, że wyprzedaże są okazją nie tylko dla kupujących, którzy potrafią „upolować” towar w supercenie. Również dla sklepów, które wykorzystują wzmożony ruch, stosując manipulacje i nieuczciwe praktyki.
Koniec z zawyżaniem cen przed wyprzedażą! Obowiązujące od 1 stycznia 2023 r. przepisy dyrektywy unijnej Omnibus mają chronić nas przed stosowaną w czasie wyprzedaży „żonglerką" cenami. Polega ona na zawyżaniu wyjściowej ceny produktu i późniejszym jej pozornym obniżaniu – czasem do kwoty wyższej, niż cena przed promocją! Klient dotąd nie był w stanie ocenić, czy obniżka jest realna, czy wynika z zawyżenia wyjściowej ceny.
Od nowego roku mamy już taką możliwość, bo zarówno sklepy stacjonarne, jak i internetowe mają obowiązek informowania o obniżeniu ceny towaru lub usługi, podając informację o najniższej jego cenie, jaka obowiązywała w ciągu ostatnich 30 dni przed promocją. Łatwo zweryfikować, czy to faktycznie tak duża przecena, jak deklaruje sklep.
MASZ PRAWO Jeśli brakuje tej informacji na metce przecenionej kurtki czy odkurzacza, spytaj o to sprzedawcę. Masz prawo znać wartość realnej obniżki!
Te same przepisy regulują również kwestię publikacji opinii o danym produkcie na stronie internetowej sklepu. Teraz każda zamieszczona ocena musi zostać zweryfikowana przez przedsiębiorcę, który ma obowiązek informować na stronie o sposobie weryfikowania autentyczności zamieszczanych opinii. UOKiK ukarał już kilka firm handlujących fałszywymi opiniami rzekomych klientów. Były tworzone na zlecenie, przez pracowników firm, a nie przez prawdziwych konsumentów.
Wielokrotnie zmieniane ceny na dany produkt często sprawiają, że panuje obniżkowy bałagan. Na metce widzimy kilka przekreślonych kwot, na półce inną, a przy kasie okazuje się, że nabijana cena jest jeszcze inna. Gdy okazuje się wyższa, machamy ręką i decydujemy się na zapłatę podanej przez kasjera kwoty. Niesłusznie! Obowiązującą jest cena z metki czy półki, a nie ta podana przy kasie!
Możesz powołać się na art. 543 kodeksu cywilnego, mówiący, że towar wystawiony na sprzedaż wraz z oznaczeniem ceny uznaje się za ofertę sprzedaży. Chodzi o to, że decydując się na zakup, godzimy się na przyjęcie oferty według ceny oznaczonej na towarze. Dlatego sprzedawca powinien naliczyć cenę, zgodną z ceną oznaczoną na metce czy półce. Jeśli odmawia, łamie przepisy.
Potwierdza to także art. 5. Ustawy o informowaniu o cenach towarów i usług: „W przypadku rozbieżności lub wątpliwości co do ceny za oferowany towar lub usługę, konsument ma prawo żądać sprzedaży ich po cenie dla niego najkorzystniejszej”.
Przepisy zobowiązują sprzedawcę, by podał informację, do kiedy obowiązuje promocja w momencie jej wprowadzenia. Nieuczciwą praktyką jest wprowadzanie kupujących w błąd, np. co do czasu trwania oferty specjalnej, albo ilości przecenionych towarów (np. ostatni produkt w wyprzedażowej cenie, jeśli na stanie jest ich więcej).
Obowiązują tu te same przepisy, co w przypadku rozbieżności w cenie na metce i przy kasie – o ile faktycznie nigdzie nie ma jasno podanej do wiadomości klientów informacji o dacie zakończenia promocji (np. dopisek na plakacie: „promocja obowiązuje w dniach od… do…” albo „Wyprzedaż tylko do 31 stycznia”), a ceny na półkach czy metkach są wciąż podane z obniżkami.
Podczas wyprzedaży często pojawia się dylemat: w sklepie stacjonarnym ten sam produkt nie jest przeceniony, a sprzedawany online już tak, albo cena w sieci jest niższa niż w sklepie. Która obowiązuje? Czy można żądać zakupu po tej niższej? Nie. Sklepy stacjonarne i internetowe nawet tej samej sieci mają osobne regulaminy. Zwierają zapisy informujące, że ceny tego samego produktu mogą być w nich różne. Jeśli zależy ci, by przymierzyć ubranie, wybrać dobry rozmiar, zobaczyć na żywo kolor sofy, pozostaje zrobić to w sklepie, a kupić taniej w sieci.
Jeśli jednak regulamin danej promocji stanowi inaczej (np. „Promocja dotyczy sklepów stacjonarnych i internetowego”), oczywiście sprzedający musi wywiązać się z jego zapisów!
Mimo prokonsumenckich przepisów, manipulacje cenami wciąż będą się zdarzać. UOKiK zaznacza, że przedsiębiorca nie ma obowiązku umieszczania najniższej ceny z ostatnich 30 dni za każdym razem, gdy obniża cenę towaru. Dotyczy to głównie wyprzedaży (Black Friday, wyprzedaże sezonowe).
Pamiętajmy, że podczas wyprzedaży mamy takie same prawa, a sprzedawca takie same obowiązki dotyczące reklamacji jak podczas zwyczajowych zakupów! Oznacza to, że towar z wyprzedaży, który okaże się niezgodny z umową, mamy prawo reklamować w ciągu co najmniej dwóch lat od daty zakupu, a ten kupiony online możemy także zwrócić w ciągu 14 dni, bez podawania przyczyny.
Powyższa zasada dotyczy zakupów towarów, które nie mają tzw. uwidocznionych wad. To znaczy, że jeśli obniżka ceny została spowodowana nie wyprzedażą sezonową czy inną, ale właśnie wadą towaru, a my, wiedząc o tym, zdecydowaliśmy się na zakup, nie możemy go już reklamować w zakresie tej wady. Wciąż przysługuje nam reklamacja z tytułu wykrycia innych niezgodności towaru z umową.