"Krzysiek był moim pierwszym chłopakiem. Zostaliśmy parą już w liceum. Następnie był ślub, wspólne mieszkanie, trójka dzieci i… życie. Gdy chłopcy wyfrunęli z gniazda, przestało nam się układać. Rozwód wydawał się rozsądnym rozwiązaniem. Zachłysnęłam się wolnością. Ale czegoś mi w tym nowym życiu brakowało…" Dorota, 50 lat
Początkowo byliśmy w sobie szaleńczo zakochani. Potem wkradła się w to wszystko rutyna, codzienność i normalność, ale nigdy nie narzekałam. Zresztą nie starczyłoby czasu na narzekanie. Praca, dom, dzieci – nie miałam nawet, kiedy usiąść i obejrzeć serial czy poczytać książkę!
Czas mijał, chłopcy dorastali, usamodzielniali się. Po kolei wszyscy wyfruwali z gniazda. Kiedy zostaliśmy z Krzyśkiem sami, wszystko się zmieniło. Nagle w domu zrobiło się tak cicho, pusto i głucho. Nikt nie rozrzucał brudnych ubrań, nikt nie wracał po nocy, nikt nie zostawiał naczyń na stole. Wszędzie było tak czysto, że aż mnie to irytowało. Początkowo nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Było mi nieswojo, smutno, źle. Krzysiek oczywiście wszystko bagatelizował. Twierdził, że wymyślam.
– Tobie naprawdę trudno dogodzić. Kiedy bałaganili, ciągle się ich czepiałaś. Teraz masz porządek i też ci nie pasuje!
– Tęsknię za nimi… – próbowałam tłumaczyć.
– Nie pamiętasz siebie w tamtym wieku? Nie pamiętasz, że robiliśmy wszystko, byle tylko uniezależnić się od rodziców? Nie pamiętasz, jak harowałem na dwie zmiany i studiowałem zaocznie, żeby tylko móc wynająć dla nas mieszkanie? Daj im żyć!
Niby wiedziałam, że ma rację, a jednak było mi ciężko. I nie mogłam pojąć, że on tego nie rozumie i że tak łatwo przeszedł nad tymi zmianami do porządku dziennego.
W końcu za namową Anki, mojej najlepszej przyjaciółki, zaczęłam chodzić na jogę. Potem zapisałam się też na pilates. I do miejscowego klubu książki. Po jakimś czasie zaczęło mi się podobać to moje nowe życie. Nadal tęskniłam za chłopcami, ale odkryłam, że świat się wcale nie skończył, a wręcz przeciwnie – otworzył przede mną zupełnie nowe perspektywy! Zaczęłam się spełniać, realizować, odkrywałam nowe pasje i zainteresowania. Skupiłam się na sobie. Tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęliśmy się z Krzyśkiem od siebie oddalać. W zasadzie prawie ze sobą nie rozmawialiśmy, nie mieliśmy kiedy. Rano każdy biegł do pracy, potem ja gdzieś zazwyczaj gnałam, w weekendy Krzysiek wędkował (robił to prawie od zawsze). Powoli zaczęliśmy żyć obok siebie. W końcu podjęliśmy decyzję o rozwodzie. Nie było awantur, kłótni ani płaczu. Spokojnie porozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że to jedyna słuszna decyzja. Oboje byliśmy przed pięćdziesiątką, mieliśmy jeszcze szansę ułożyć sobie życie na nowo. A że akurat lokatorzy wynajmujący mieszkanie po rodzicach Krzyśka wyprowadzili się, stwierdziliśmy, że to znak z góry. Ja zostałam w naszym domu, Krzysiek przeniósł się na drugi koniec miasta. Chłopcy początkowo byli źli. Stwierdzili, że „odbija nam na starość”. Ale ostatecznie zaakceptowali naszą decyzję.
Anka śmiała się, że zachowuję się jak facet, który ma kryzys wieku średniego. Razem z nowymi znajomymi z klubu książki odwiedzaliśmy spotkania autorskie i targi. Zaczęłam też jeździć na weekendowe wyjazdy z biurem podróży. Poznawałam nowych ludzi, bawiłam się i korzystałam z życia. Zdarzało mi się też spotykać z mężczyznami. Czasem raz, czasem dwa lub trzy, ale zawsze czegoś mi w nich brakowało i szybko kończyłam te znajomości.
Pewnego dnia spotkałam na mieście Krzyśka. Szybko schowałam się za rogiem, żeby mnie nie zauważył. Dziwnie się poczułam. Zrobiło mi się smutno, przykro, jakoś tak… źle. Nadal był przystojny i miał w sobie to coś. Nadal wyglądał jak mój Krzysiek… Wróciłam do domu w kiepskim humorze. Nie mogłam zrozumieć, co się ze mną dzieje. Mijały dni, a ja nie mogłam przestać o nim myśleć. Przecież też chciałam tego rozstania, przecież podobało mi się nowe życie. A teraz nagle zatęskniłam za Krzysiem. Za rozmową, za jego dotykiem, za tym, żeby po prostu był…
Któregoś dnia zadzwonił Oskar, nasz syn. Zaprosił mnie do restauracji na kolację. Wydało mi się to podejrzane, nigdy tak nie robił. W końcu wykrztusił, że chciałby mi przedstawić swoją dziewczynę. Nie posiadałam się ze szczęścia! Wprawdzie Oskar miał już kilka dziewczyn, ale jeszcze żadnej mi oficjalnie nie przedstawił. Albo ich nie poznawałam, albo przypadkiem. To musiało być coś poważnego!
Kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam przy stoliku nie tylko Oskara z dziewczyną, ale też Krzyśka! Miałam ważenie, że serce wyskoczy mi zaraz z piersi. Ręce mi się trzęsły, ale nie dałam niczego po sobie poznać. Jagoda wydała mi się ciepłą, bardzo mądrą i rozsądną dziewczyną. Czas nam mijał bardzo miło i szybko. W końcu zaczęłam się zbierać.
– Chętnie panią odwieziemy – zaproponowała Jagoda.
– Nie fatygujcie się, cieszcie się wieczorem. Ja cię podrzucę – zwrócił się do mnie Krzysiek.
Wręcz widziałam iskry, jakie się sypią między nami. Początkowo jakoś średnio nam się rozmowa kleiła. W zasadzie mówiliśmy tylko o Oskarze i Jagodzie. W pewnym momencie Krzysiek spytał, co u mnie.
– Chyba wszystko dobrze, bo przepięknie wyglądasz. Kwitnąco – dodał, a ja poczułam rumieńce na policzkach.
Miałam wrażenie, że oboje tak samo chcieliśmy, żebym zaprosiła Krzyśka do siebie, jednak nie zrobiłam tego. Ale tylko ja wiem, ile mnie to kosztowało…
Gdy weszłam do domu, cała się trzęsłam. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, nie mogłam znaleźć sobie miejsca.
Po kilku minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Zaskoczona zobaczyłam na progu Krzyśka!
– Zostawiłaś kurtkę – powiedział.
– Dziękuję, nie musiałeś się fatygować – wychrypiałam, bo zaschło mi w gardle.
– Ale chciałem. – Przewiercał mnie wzrokiem. – Szczerze mówiąc, specjalnie schowałem ją za siedzenie, miałem nadzieję, że o niej zapomnisz, więc będę mógł wrócić i jeszcze raz cię zobaczyć – dodał, niebezpiecznie się do mnie zbliżając.
Odniosłam wrażenie, że czas się cofnął, że znowu mam kilkanaście lat. Bez słów rzuciliśmy się sobie w ramiona.
– Kochanie, jak ja tęskniłem… – usłyszałam, a potem nie słyszałam już nic. Dałam się ponieść chwili.
Następnego ranka obudziłam się wtulona w byłego męża. Byłam tak samo szczęśliwa, jak i przerażona. Nie wiedziałam, co będzie dalej, jakie plany ma Krzysiek. Może dla niego to miała być tylko jednorazowa przygoda? Po prostu chciał dać upust pożądaniu? Przeraziła mnie ta myśl.
– Tęskniłem za takimi porankami – usłyszałam nagle. – Nawet nie wiem, kiedy i dlaczego przestaliśmy się przytulać. Przepraszam cię, dopiero po rozstaniu zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz. Dotarło do mnie, jak mi na tobie zależy. Te wszystkie miesiące bez ciebie były okropne. Pozwól mi to naprawić – mówił Krzysiek.
– Też mi ciebie brakowało – wyznałam wzruszona. – Myślisz, że jest jeszcze dla nas szansa?
– Jeśli tylko chcesz – dodał i mnie pocałował.
Znowu poczułam spokój i bezpieczeństwo. To tutaj byłam u siebie. Tu było moje miejsce. W ramionach Krzysztofa.
Może oboje potrzebowaliśmy tego rozstania, by móc się docenić? Zrozumieliśmy swoje błędy i wyciągnęliśmy wnioski. A teraz znów jesteśmy razem. Mam nadzieję, że mądrzejsi i silniejsi!