"Kupiłam sobie piękną suknię ślubną. Zawsze o takiej marzyłam, dlatego nie żałowałam na nią pieniędzy. Moja kuzynka była nią zachwycona i bardzo przeżywała, że nie stać jej na taką kreację. Zapytała, czy po ślubie będę mogła pożyczyć jej tę suknię. Zgodziłam się, bo jej ślub był dwa miesiące później. Ale potem okazało się, że Honorata jest w ciąży i musi przyspieszyć termin. Okazała się wielką egoistką...!" Alina, 24 lata
– Ta sukienka jest piękna! – wykrzyknęła moja kuzynka Honorata na widok ślubnej sukienki, którą kupiłam w renomowanym salonie.
– Szkoda, że ja nie mogę takiej mieć – westchnęła.
Honorata brała ślub we wrześniu, dwa miesiące po mnie. Niestety, pochodziła z ubogiej rodziny, dlatego z narzeczonym planowali skromne wesele. W przeciwieństwie do mnie, bo rodzice nie zamierzali oszczędzać na moim ślubie. Pochwaliłam się Honoracie suknią za 4 tysiące, ale zrobiło mi się głupio, gdy zobaczyłam jej smutną minę.
– Wiesz – odezwała się cicho po chwili – mam do ciebie prośbę...
– Wszystko, co zechcesz, kochana – uśmiechnęłam się.
– Gdybyś mogła... gdybyś... – dukała – pożyczyła mi po swoim ślubie tę sukienkę... Tobie i tak się już nie przyda...
– Pewnie, nie ma sprawy!
– Dzięki! – wycałowała mnie.
– Ale naprawdę chcesz wyglądać tak samo jak ja? – dziwiłam się. – W końcu mamy prawie tych samych gości?
– Jest mi to obojętne. Nigdy nie byłoby mnie stać na taką ładną suknię! – wzruszyła ramionami. Byłam szczęśliwa, że mogę pomóc biednej kuzynce.
W marcu wpadła do mnie w odwiedziny.
– Stało się coś nieoczekiwanego – oznajmiła od progu. – Jestem w ciąży! – uśmiechnęła się. – W trzecim miesiącu.
– To cudownie! – objęłam ją. – Tak, ale w związku z tym musieliśmy przesunąć datę ślubu. Pobieramy się 21 kwietnia.
– Fajnie, ale macie mało czasu.
– No właśnie. Dlatego chciałam już teraz wziąć od ciebie sukienkę, żeby dobrać dodatki.
– Zaraz, zaraz – nagle krew uderzyła mi do twarzy. – Umawiałyśmy się, że pożyczę ci ją PO moim ślubie, a nie przed! – wkurzyłam się.
– Wiesz, że mnie nie stać... – popatrzyła na mnie smutno.
Jednak wcale jej nie współczułam. Byłam na nią wściekła.
– No, nie wiem... Nie tak się umawiałyśmy. Ale przecież możesz sobie uszyć u krawcowej nawet za 500 zł. Albo kupić używaną od kogoś!
– Nie mam na to czasu. Zresztą, w moim stanie – pogładziła się po swoim brzuszku – nie mam siły biegać za sukienką.
– Pomogę ci. Zawiozę, gdzie trzeba. Mogę też pożyczyć pieniądze.
– A z czego ci oddam? – w oczach miała łzy.
Honorata zaczynała mnie coraz bardziej irytować.
– Nie wiem, muszę to przemyśleć. Jutro dam ci odpowiedź – ucięłam temat.
Ale nie zamierzałam ustąpić. Wieczorem, oburzona, opowiedziałam o wszystkim mamie.
– Myślę, że powinnaś się zgodzić. W końcu oni naprawdę mają ciężką sytuację.
– Ale, mamo! Wiesz, jak wyglądają po weselach takie suknie? Brudne, podarte... Zresztą, wydałam dużo pieniędzy i nie chcę iść w używanej!
– Przemawia przez ciebie próżność. A Honorata na pewno ci jej nie zniszczy. Upierzemy suknię w pralni i będzie jak nowa! Przynajmniej zrobisz dobry uczynek.
– Nie jestem instytucją charytatywną! – odparłam hardo. – Nie zgadzam się.
– Nie bądź egoistką!
– Mamo, to ona jest egoistką.
Proponowałam, że pożyczę jej pieniądze na tanią sukienkę, mogę nawet ją kupić, bo ona twierdzi, że nie ma na to siły. Ale uparła się na moją. Tę jedyną, wymarzoną! W końcu mama, podobnie jak mój narzeczony, również przyznała mi rację.
Sukienki nie pożyczyłam, Honorata uszyła sobie u krawcowej. Ale chyba reszta rodziny uznała mnie za egoistkę. Na ślubie Honoraty zachowywali się wobec mnie bardzo chłodno.
Atmosfera wokół tej sukienki trochę popsuła mi radość z przygotowań do ślubu. Ale gdy nadszedł ten dzień, wszystko było zapięte na ostatni guzik – sala wynajęta w modnym lokalu, dobra orkiestra, fotograf i kamerzysta. Fryzjerka zrobiła mi piękną fryzurę, kosmetyczka – makijaż. Gdy założyłam suknię z francuskiej koronki, wyglądałam jak księżniczka. Tak się cieszyłam, że zaraz zacznie się uroczystość, na której będę gwiazdą. Jeden jedyny taki dzień w życiu.
Gdy ojciec prowadził mnie do ołtarza, ze wzruszenia oczy zaszły mi łzami. Ale i tak nie uszło mojej uwagi, że kościół świecił pustkami. „Jak to możliwe, skoro zaprosiliśmy prawie 100 osób?”, myślałam zdziwiona. Pocieszałam się, że się spóźnią. Ale gdy po ślubie wyszłam z kościoła, nie widziałam nikogo z mojej rodziny oprócz rodziców i babci! Była tylko rodzina męża i znajomi. Czułam się dziwnie, ale wciąż łudziłam się, że przyjadą. Jednak gdy weszliśmy do weselnej sali i zasiedliśmy do stołów, w oczy kłuło 40 pustych krzeseł. Po kilkunastu minutach nie wytrzymałam i pobiegłam do łazienki. Tam rozkleiłam się na dobre.
Płakałam i wycierałam z policzków tusz do rzęs. Do łazienki weszła babcia. Rzuciłam się jej na szyję.
– Babciu, dlaczego nie przyjechali? – szlochałam jej w ramię.
– Chyba przez tę sukienkę. Ciocia Ania mówiła, że po tym wszystkim mieli wątpliwości, czy przyjechać. Ale myślałam, że tak tylko gadają... Chodź do nas i nie myśl już o tym. Dziś masz się śmiać, a nie płakać!
Ale jak mogłam się dobrze bawić? Dzięki rodzinie dzień, który miał być najpiękniejszy w życiu, zmienił się w najgorszy. Nigdy im tego nie zapomnę...