"Mierzyłam suknię ślubną, gdy odwiedziła mnie obca dziewczyna. Powiedziała, że muszę o czymś wiedzieć..."
Fot. 123RF

"Mierzyłam suknię ślubną, gdy odwiedziła mnie obca dziewczyna. Powiedziała, że muszę o czymś wiedzieć..."

"Szymon był jedną z najlepszych partii w miasteczku. Kochało się w nim wiele dziewczyn, ale on na żonę wybrał mnie!  Byłam przeszczęśliwa, jednak dzień po wysłaniu zaproszeń na nasz ślub zdarzyło się coś, co zburzyło wszystko. Od tego czasu minęło dziesięć lat, a ja każdego dnia dziękuję mojej babci, że pomogła mi podjąć dobrą decyzję..." Teresa 31 lat

Miałam wtedy dwadzieścia jeden lat i byłam zakochana do szaleństwa. Dlatego z namaszczeniem i ogromną dumą wypisywałam zaproszenia na ślub.

Miałam wyjść za mąż za wyjątkowego mężczyznę!

– Chcę, żeby w tym dniu wszystko było doskonałe. Łącznie z zaproszeniami. Ślub przecież bierze się tylko raz w życiu! – mówiłam do mamy.
– Będzie wspaniale – mruczała i się uśmiechała. Bo i ona była szczęśliwa, że niedługo wyjdę za mąż. I to za kogo! Za jedną z najlepszych partii w naszym miasteczku. Za Szymona, mężczyznę doskonałego. Pięknego, mądrego, dobrze zarabiającego w firmie ojca i mającego pewnego dnia tę firmę odziedziczyć. Kto się w Szymonie nie kochał! Wszystkie dziewczyny patrzyły na niego łakomym wzrokiem, ja również, tyle że nigdy nie miałam nadziei, że wybierze na żonę właśnie mnie. Tak że gdy pewnego dnia w klubie podszedł do mnie i poprosił do tańca, a potem już nie opuszczał mnie aż do końca imprezy, nie miałam śmiałości myśleć, że się zakochał. Może żartował sobie ze mnie albo nudził się, lub też chciał wzbudzić zazdrość innej dziewczyny – takie przypuszczenia chodziły mi po głowie.

Nigdy wcześniej nie byłam tak szczęśliwa

Ale on nie żartował ze mnie. Następnego dnia stanął w drzwiach mojego domu i zaprosił mnie na spacer. Mama o mało wtedy nie zemdlała.
– Tereska?! – szepnęła. – Czy ty i on...
– Sama nie wiem – powiedziałam, rumieniąc się.
– Lecę! – dokończyłam, próbując zapanować nad drżeniem głosu, rąk i nóg, i wyszłam na ganek domu, gdzie czekał na mnie Szymon. Poszliśmy wtedy nad rzekę. Siedzieliśmy nad brzegiem, gapiliśmy się w wodę i rozmawialiśmy. Aż w pewnym momencie Szymon pochylił się nade mną i pocałował mnie czule...
– Masz takie słodkie, miękkie usta – szepnął i spojrzał na mnie tak, że zrobiłam się czerwona jak burak. I pozwalałam się całować przez długie godziny...
Po kilku tygodniach byłam już w stanie rozwiać wątpliwości mamy. Tak, ja i on byliśmy parą. Po pół roku zaręczyliśmy się, a po dwóch latach ustaliliśmy datę ślubuByłam przeszczęśliwa, bo czy może być coś piękniejszego niż kochać i być kochaną?  

Wizyta pewnej dziewczyny zburzyła moje szczęście

Dzień po wysłaniu zaproszeń, wypisanych z taką starannością, zdarzyło się coś, co zburzyło wszystko. Byłyśmy wtedy w domu we trzy: ja, mama i babcia. Robiłyśmy jedną z ostatnich przymiarek sukni, którą szyła mi mama, bo krawcowa była z niej doskonała i w żadnym ze sklepów nie znalazłabym czegoś równie pięknego. Stałam więc na taborecie, a mama i babcia zaznaczały szpilkami, gdzie podwinąć spódnicę.
– Ja otworzę – powiedziała babcia, gdy rozległ się dzwonek. A po chwili wróciła w towarzystwie nieznanej mi dziewczyny.
– Ty jesteś Teresa, prawda? – ta stwierdziła bardziej, niż spytała.
– Tak – pokiwałam głową. – O co chodzi?
– Muszę z tobą porozmawiać. Sam na sam – dodała, spoglądając na babcię i mamę.
– To może przyjdź później – zaproponowałam. – Teraz jestem...
– Nie – pokręciła głową. – Im szybciej się o tym dowiesz, tym lepiej.
Daję słowo, że ciarki mnie wtedy przeszły i już czułam, że zaraz stanie się coś niedobrego. Skinęłam głową porozumiewawczo i mama z babcią wyszły. Usiadłam na taborecie, ostrożnie układając spódnicę sukni wokół siebie, i szepnęłam:
– Słucham...

Powiedziała, że Szymon kocha ją, nie mnie

– Nie możesz wyjść za mąż za Szymona – zaczęła ona tymi słowami, a mi się zakręciło w głowie. – Bo on kocha mnie.
– Przepraszam, ale tobie chyba coś się pomyliło – wydukałam.
– Nie – zaprzeczyła. – A jeśli mówimy o pomyłce, to jesteś nią ty. Nie nadajesz się na żonę dla Szymona. Gdyby tak było, nie spotykałby się ze mną. A widujemy się niemal pół roku. To mnie pożąda, to mnie kocha, to do mnie ucieka nocami!
– Kłamiesz! – syknęłam.
– Chciałabyś! – zaśmiała się szyderczo. – Zresztą zapytaj jego samego, jeśli mi nie wierzysz. Gdzie był dziś w nocy, i wczoraj, i w niedzielę? Zapytaj! – nalegała.
– Wynoś się! – krzyknęłam doprowadzona do ostateczności. – I to już! Nie chcę słyszeć ani jednego plugawego słowa więcej! Nie wiem, o co ci chodzi, dlaczego to robisz, i nic mnie to nie obchodzi! A teraz wyjdź z mojego domu. Natychmiast!
– Jak chcesz – wzruszyła ramionami. – Ale dobrze ci radzę...
– Wynoś się – powtórzyłam. Dziewczyna popatrzyła na mnie ze wzgardą, odwróciła się na pięcie i wyszła. A ja patrzyłam za nią jak zahipnotyzowana, nie mogąc się ruszyć, i tylko czułam, jak na delikatny materiał sukni ślubnej kapią wielkie łzy...

Mama mówiła, żeby w to nie wierzyć, ale babcia milczała

– Co się stało, Tereska?! Kto to był? Dlaczego krzyczałaś? – zaraz do pokoju wpadły mama i babcia. Nawet gdybym chciała, nie mogłabym powiedzieć, że nie stało się nic. Opowiedziałam więc wszystko zgodnie z prawdą.
– To jakaś wariatka! – stwierdziła szybko mama. – Albo nieszczęśliwie zakochana w Szymonie, co to nie może się pogodzić z tym, że wybrał inną. Z jego urodą i majątkiem nie byłoby w tym nic dziwnego.
– Czyli nie powinnam jej wierzyć? – szepnęłam z nadzieją.
– Jasne że nie! – przekonywała mnie mama. – Stawaj na stołek, kończymy robić przymiarkę. A o tym zapomnij. Masz teraz inne rzeczy na głowie – przekonywała. Wspięłam się więc znowu na taboret. I spojrzałam na babcię. Stała w drzwiach, kiwała głową i patrzyła na mnie ze smutkiem. A potem powiedziała, że nagle poczuła się bardzo zmęczona, i wyszła. Przymiarkę dokończyłyśmy same...

Ale ja nie przestalam o tym myśleć

Nie potrafiłam jednak dostosować się do rady mamy i zapomnieć. Tłumaczyłam sobie, że pewnie miała rację, pewnie dziewczyna była chora z miłości, ale spokoju mi to wcale nie dawało. I jeszcze tego samego dnia poszłam do domu Szymona, zamknęłam się z nim w pokoju i powiedziałam:
Była dziś u mnie twoja kochanka... Chciałam zobaczyć, jak zareaguje. Miałam nadzieję, że wybuchnie śmiechem, że weźmie to za żart, że krótko mówiąc, przekona mnie, że to bzdura.
– Słucham?! – spytał tymczasem z przerażeniem w oczach.
– No tak, dziewczyna, z którą spotykasz się od pół roku – wyjaśniłam. – Zabroniła mi wyjść za ciebie. Twierdzi, że kochasz tylko ją – dokończyłam, obserwując uważnie jego twarz.
– Tereska, ja... – szepnął, nie patrząc mi w oczy. – To nieprawda. Ja kocham tylko ciebie. Ona... ona to... – szukał odpowiednich słów. – To wszystko jej wina! – wydusił wreszcie z siebie.
– A więc to tak... – powiedziałam powoli. I nagle zaczęłam się śmiać. Histerycznie, płacząc równocześnie. No bo jak to? Kochasz kogoś, ufasz mu bezgranicznie, za miesiąc masz brać ślub i nagle, w kilka godzin zaledwie, okazuje się, że to wszystko to jedno wielkie kłamstwo? Miłość, wierność, lojalność... Czyli to nic nie znaczy?
– Tereska... – szepnął Szymon i próbował mnie objąć.
– Pozwól mi sobie to wytłumaczyć... – prosił. Ale ja nie chciałam żadnych wyjaśnień. Wszystko już wiedziałam.

Powiedziałam Szymonowi, że to koniec

– To koniec – powiedziałam przez łzy. – Nie chcę cię więcej widzieć. Wyrwałam się z jego ramion, wybiegłam z domu, mijając zdumionych rodziców Szymona, i popędziłam do siebie.
– Dobrze, że jesteś – przywitała mnie mama z uśmiechem. – Dzwonili z kwiaciarni. Prosili, żebyś przyjechała wybrać kwiaty na bukiet. Ja myślę, że najlepsze byłyby kremowe różyczki. Co? Tereska! No co z tobą?! – zdenerwowała się, nie mogąc doczekać się odpowiedzi.
Ślubu nie będzie... – szepnęłam i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i płakałam. Ile osób pukało do mych drzwi? Mama, ojciec, babcia, Szymon – każde z nich chciało porozmawiać. Ale nikomu nie otworzyłam. Dopiero w nocy, gdy ktoś zastukał w okno, zdecydowałam się poddać. To oczywiście był Szymon, wspiął się po dachu, żeby się jakoś do mnie dostać.
– Daję ci dziesięć minut – zaznaczyłam. – Powiedz, co masz do powiedzenia, a potem się wynoś. Wykorzystał ten czas do maksimum.

Powiedział mi tyle pięknych rzeczy...!

Zapewniał mnie, że życie beze mnie nie ma dla niego najmniejszego sensu. Że gdyby mnie teraz stracił, to nie wybaczyłby sobie tego do końca życia. Że ta dziewczyna kompletnie nic dla niego nie znaczyła. Że sprowokowała go, wykorzystała fakt, że wypił za dużo z kolegami, i dlatego to wszystko się zdarzyło. I że widzieli się tylko kilka razy, że zawsze to ona się narzucała.
– Kocham cię, Tereska, uwierz mi! – szeptał. – Nie ma w moim sercu miejsca dla nikogo innego! I zobaczysz, jeśli teraz mi przebaczysz, nie pożałujesz tego nigdy. Będę cię nosił na rękach, będziesz moją królewną, spełnię każde twoje życzenie! Teresa, no powiedz coś! Zapomnisz o tym?
No cóż, byłam zraniona, cierpiałam, miałam złamane serce, ale... ciągle go kochałam. I bardzo chciałam zapomnieć... – Zastanowię się – obiecałam. – Czekaj na moją odpowiedź.
– Dziękuję! – powiedział z taką radością, jakbym już mu przebaczyła. – Zobaczysz, będziemy razem bardzo szczęśliwi – zapewnił i zniknął.

To był koszmar! Cierpiałam, miotałam się, nie wiedziałam, co robić?

Ta noc oraz kolejne dni i noce były największym koszmarem mojego życia. Myślałam ciągle o jednym. Co robić?! Mama zaklinała mnie na wszystkie świętości i błagała, żebym przestała się wygłupiać i nie odwoływała ślubu.
– Ludzie nie dadzą ci żyć – przekonywała. – Wiesz, co to będzie za wstyd? Przed sąsiadami, znajomymi, rodziną! Przecież zaproszenia już rozesłane, wszystko przygotowane! A Szymon... Cóż, mężczyzna przed ślubem musi się wyszaleć!
– Tata też musiał? – spytałam złośliwie.
– Tata? – powtórzyła. – Nie wiem. I nigdy nie próbowałam się dowiedzieć. Ważne było, że chce się żenić ze mną! Mama dała mi dużo do myślenia. Faktycznie, aż bałam się wyobrazić sobie, co by było, gdybym odwołała ślub! Jak to w ogóle wszystkim powiedzieć! Z kolei moje dwie najbliższe przyjaciółki przedstawiły mi sprawę inaczej.
– Zależy, czy go naprawdę kochasz – powiedziała jedna.
– I czy on szczerze kocha ciebie. Bo tylko wtedy miałoby to sens – dodała druga. – Ale na mój gust, powinnaś z nim zerwać.
Łatwo powiedzieć! Moje uczucia do Szymona znałam doskonale. Ale jego do mnie? Mówił, że kocha. Tylko czy powinnam mu wierzyć? Krótko mówiąc, zrobił mi się w głowie kompletny mętlik.

To, co powiedziała mi babcia, otworzyło mi oczy

Nie chciałam już słuchać nikogo. Kiedy więc pewnego wieczora zapukała do mojego pokoju babcia, miałam zamiar zabronić jej mówić cokolwiek.
– Ja tylko chciałam opowiedzieć ci pewną historię – zaznaczyła. – Nie będę cię do niczego namawiać i od niczego odwodzić. Skinęłam więc głową. Babcia usiadła na brzegu łóżka i zaczęła opowiadać:
– Była sobie raz pewna dziewczyna. Przeciętnej urody, ani nie bardzo bogata, ani nie bardzo biedna, ale bardzo stęskniona za miłością. I pewnego razu spotkała na tańcach chłopaka. Mówił jej takie rzeczy i tak wspaniale tańczył, że już nad ranem podała mu swoje serce na dłoni. On przyjął je z wdzięcznością, radością i szacunkiem. Tyle że później przestał traktować je, jak należy. Bo lubił przygody z innymi dziewczętami, o czym jego wybranka dowiedziała się, gdy w kościele już było dane na zapowiedzi. Pomyślała więc, że już za późno, by się rozmyślić, bała się śmiechu ludzi i pocieszała się nadzieją, że po ślubie na pewno się to zmieni, o czym zresztą zapewniał ją chłopak, i ślub wzięła. Wkrótce zaszła w ciążę. Przyszły ojciec szybko poszukał sobie kobiety bez brzucha. I znowu obiecywał poprawę, a dziewczyna myślała, że wszystko się zmieni, kiedy na świat przyjdzie dziecko, dalej więc żyli razem... przerwała na chwilę.
– Długo i szczęśliwie? – zapytałam z nadzieją, ale babcia wzruszyła ramionami.
– Długo i tylko chwilami szczęśliwie. On nigdy się nie zmienił, a gdy dziewczyna kiedyś w rozpaczy zrobiła mu awanturę, on stwierdził: „Przecież już przed ślubem wiedziałaś, jaki jestem”. A potem zaczął się śmiać. I dziewczyna sobie pomyślała, że gdyby wcześniej podjęła odpowiednią decyzję, to nie słyszałaby tego okrutnego śmiechu osoby, którą kochała. Że jego śmiech bolał ją dużo bardziej niż bolałyby ją śmiechy tych, którzy drwiliby ze ślubu, co to się nie odbył, chociaż dano na zapowiedzi... – dokończyła ze łzami w oczach.

Nietrudno było się więc domyślić, kim była dziewczyna i kim był niewierny mąż. Babcia opowiedziała mi smutną historię własnego małżeństwa...
– A ty, Teresko, zrobisz, jak zechcesz. Bo to ty będziesz potem żyła z Szymonem, nikt inny – dodała ciepło i pogłaskała mnie delikatnie po policzku.

Właśnie! To ja będę musiała z nim żyć!

A nie moja mama, nie przyjaciółki, nie ksiądz, nie ciocie, nie wujkowie! Nareszcie, dzięki babci, zaczęłam się zastanawiać nad tym, co trzeba! Jak ja będę żyła z Szymonem... Nawet jeśli przestanie mnie zdradzać lub przynajmniej nikt więcej nie przyjdzie, by mi o tej zdradzie powiedzieć. Czy będę sprawdzała jego kieszenie w poszukiwaniu liścików miłosnych? Przeglądała koszule, wypatrując śladów szminki? Robiła mu sceny zazdrości o każde spojrzenie na inną kobietę? Zastanawiała się bez przerwy, czy najbardziej przeze mnie kochany człowiek, ojciec moich dzieci, naprawdę mnie kocha i jest mi wierny? Odpowiedź była jedna. Nigdy nie byłabym z nim szczęśliwa. I co dziwniejsze, odpowiedź ta dodała mi sił.

Dobra decyzja mogła być tylko jedna

Wstałam rano, poszłam do Szymona i w obecności jego rodziców powiedziałam, że ślubu nie będzie. Z cierpliwością wysłuchałam, co wszyscy mają mi do powiedzenia. A nie były to słowa pochwały. Potem wzięłam telefon i obdzwoniłam całą rodzinę. Niektórzy taktownie nie pytali o przyczyny, inni od razu krzyczeli z przerażeniem: „Ale co się stało?”. Jednym i drugim tłumaczyłam po prostu, że pojawiły się pewne przeszkody. Mogli sobie myśleć, co chcieli. Pojechałam do restauracji, poszłam do księdza, do urzędu stanu cywilnego... Wkrótce o odwołaniu ślubu wiedziało już całe miasteczko. Gdy mijałam ludzi na ulicy, posyłali mi spojrzenia pełne współczucia lub drwiny. Sąsiadki podpytywały mamę o szczegóły.
– Widzisz?! – mówiła wtedy ona. – O to właśnie ci chodziło?
– Nie, nie o to. Ja tylko chciałam być szczęśliwa – odpowiedziałam kiedyś. A potem nastąpił wielki kryzys. Płakałam, płakałam, chodziłam jak zaczarowana, nie mając ochoty ani na rozmowy, ani na spotkania, ani na jedzenie, ani na sen. – Wyjedź stąd – poradziła mi babcia. – Przynajmniej na jakiś czas. Tu nigdy nie zapomnisz. I tak zrobiłam.
Zaczęłam nowe życie w innym mieście z nowymi ludźmi. Dużo czasu jednak upłynęło, zanim znowu wróciła mi chęć, by czerpać z tego życia prawdziwą radość. Ale wreszcie smutek minął... 

Nigdy nie jest za późno na zmiany, tylko czasem brakuje nam odwagi

Po pięciu latach zaczęłam się spotykać z pewnym mężczyzną. Następne cztery lata zajęło mi nabieranie do niego zaufania. Aż wreszcie po raz drugi rozesłałam zaproszenia i poczyniłam wszelkie przygotowania do ślubu. Ale tym razem było inaczej.

Po pierwsze, ślub się odbył. Po drugie, byłam pewna, że z Grzegorzem będę szczęśliwa, bo kochałam go i on mnie kochał, co udowadniał mi każdego dnia w ciągu tych czterech lat. Po trzecie, nie było ze mną babci i tylko to mąciło moją radość. Umarła dwa lata wcześniej. „Warto było”, mówiłam do niej w myślach. „Warto było to wszystko przeżyć, by znaleźć się dziś tutaj z tym mężczyzną”. I już wiem, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Czasami tylko brakuje odwagi... 

 

 

 

Czytaj więcej