"Mężczyzna, z którym rozmawiałam przez telefon w sprawie wynajęcia kawalerki, miał niesamowity głos. I dziwnie znajomy... Brzmiał podobnie jak głos chłopaka, na którym wiele lat temu bardzo mi zależało. Z bijącym sercem pojechałam pod wskazany adres..." Mira, 38 lat
– Byłaś oglądać to mieszkanie? – zapytał mój młodszy brat.
– Sorry, nie spełniło moich oczekiwań – skłamałam, bo tak naprawdę, to zapomniałam, że właśnie dzisiaj miałam oglądać kolejny lokal do wynajęcia.
Janek przewrócił oczami i głośno westchnął. Od tygodnia dawał mi do zrozumienia, żebym się wyprowadziła... Nie miałam mu tego za złe. Znajdowaliśmy się na innych etapach życia. Janek dopiero wkraczał w dorosłe życie i zamiast na studiach skupiał się na imprezowaniu. Ja miałam te czasy dawno za sobą. Aktualnie potrzebowałam stabilizacji i spokoju, a mój brat i jego koledzy zachowywali się jak nieokrzesane goryle. Czułam się wśród nich jak matrona. Tyle że bezdzietna. Janek co chwila mi przypominał, że mam na „te sprawy” coraz mniej czasu i szans. Smarkacz był bezlitośnie szczery, ale czego się spodziewać po niedojrzałym studencie? Mogłam mieć tylko nadzieję, że za kilka lat dojrzeje i się zmieni. Oby nie był taki jak mój były facet, Norbert...
Siedem długich lat czekałam, aż ten Piotruś Pan dorośnie, aż razem zaczniemy coś budować, i co? Pewnego dnia usłyszałam, że się zakochał, a w naszym związku tkwił wyłącznie z przyzwyczajenia. Każde jego słowo było jak użądlenie osy, jednak po namyśle przyznałam mu rację. Między nami od dawna nic nie było. Zachowywaliśmy się wobec siebie bardziej jak współlokatorzy niż para. Jeśli przez resztę życia miałabym się budzić obok człowieka, którego nie kocham, to dobrze się stało, że nasze drogi się rozeszły.
– Co tym razem było nie tak? – Janek przerwał potok moich myśli. – No, w tym mieszkaniu! – dodał poirytowany, widząc, że go nie słucham.
Złościł się, bo miałam zostać u niego przez chwilę, a siedziałam już trzy tygodnie. Też się czułam z tym niezręcznie i chciałam się wyprowadzić, tylko… nie bardzo wiedziałam, czego szukam. Czegoś na jakiś czas? Czegoś przyszłościowego, na stałe? To może lepiej wziąć kredyt i kupić coś własnego? A może wrócę na stare śmieci, skoro tu mi się związek posypał? Tylko co z pracą?
– Mira, mówię do ciebie!
– Lokalizacja była fatalna – zmyśliłam na poczekaniu.
– Jak tak dalej pójdzie, zalęgniesz się u mnie na dobre – burknął.
Faktycznie, z jego punktu widzenia tak to mogło wyglądać. Powinnam zadzwonić do właścicielki tamtego mieszkania i spytać, czy spotka się ze mną jeszcze raz. A nuż okaże się, że z nikim nie podpisała umowy. Co mi szkodzi? Wystarczyło zadzwonić. No już, zrób to!
Sięgnęłam po telefon i wystukałam numer.
– Słucham – odezwał się głęboki męski głos.
Zbiło mnie to z tropu. Przez chwilę zastanawiałam się, czy wybrałam dobry numer, bo poprzednim razem rozmawiałam z kobietą.
– Dzwonię w sprawie wynajmu. Czy to nadal aktualne?
– Tak, osoba, która miała dziś oglądać mieszkanie, nie przyszła.
– Ja jestem tą osobą. Przepraszam. Nie mogłam przyjść rano, wypadła mi pilna sprawa. – Znowu skłamałam. Jeszcze trochę i wejdzie mi to w krew.
– W takim razie powinna mnie pani poinformować. Czekałem ponad godzinę.
– Przepraszam, naprawdę bardzo mi przykro – pokajałam się. – Możemy się spotkać teraz, jeśli to panu pasuje. Bardzo proszę. Zależy mi.
Ciężkie, głębokie westchnienie... Facet się zastanawiał. Pewnie nad tym, czy nie rozmawia z jakąś nieodpowiedzialną kobietą.
– Wie pan, jak to jest mieszkać kątem u grupy studentów? – zapytałam retorycznie. – Mam trzydzieści siedem lat, nie dla mnie już huczne imprezy. Dla dobra mojego zdrowia psychicznego muszę się wyprowadzić.
Mój rozmówca parsknął śmiechem.
– Już dobrze, niech pani przyjedzie. – Jego głos nabrał aksamitnych, łagodnych tonów.
Czy można się zauroczyć głosem? Można. Stąd popularność radiowców.
Podziękowałam mu i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Powinnam się porządnie uczesać i przebrać, ale nie chciałam marnować czasu. Mój gospodarz miał być na miejscu za pół godziny. Nie mogłam znowu go zawieść i się spóźnić.
Wsiadłam w auto i wróciłam myślami do rozmowy z właścicielem kawalerki. Miał niesamowity głos. I dziwnie znajomy, w ten melancholijny, tęskny sposób. Brzmiał podobnie jak głos chłopaka, na którym dawno temu bardzo mi zależało. „Było, minęło, nie roztkliwiaj się”, nakazałam sobie w myślach i z tym postanowieniem dotarłam na miejsce.
Tym razem byłam punktualnie. Okolica bardzo mi się spodobała. Osiedle było strzeżone, a budynek zadbany. W dodatku tuż za rogiem znajdował się piękny park. Szybko znalazłam właściwe mieszkanie. Nacisnęłam dzwonek i czekałam. Kiedy drzwi lekko się uchyliły, zobaczyłam męską twarz. Znajomą. Poczułam uderzenie gorąca, serce zaczęło mi łomotać jak szalone.
Chodziliśmy ze sobą pięć lat. To z nim przeżyłam swój pierwszy raz, to on tańczył ze mną poloneza na studniówce. Pamiętam, jak razem uczyliśmy się do matury, jak sobie obiecywaliśmy, że to, co nas łączy, będzie trwało zawsze. A potem przyszła proza życia. Sławek dostał się na medycynę w Szczecinie, ja wybrałam rachunkowość w Rzeszowie. Dzieliła nas spora odległość. Pierwsze dwa lata jeszcze jakoś dawaliśmy radę ciągnąć nasz związek. Z czasem robiło się coraz gorzej. Prawie się nie spotykaliśmy, bo studia Sławka były wymagające i czasochłonne. Często odnosiłam wrażenie, że mu przeszkadzam, że zaprzepaszczam jego przyszłość. W końcu obydwoje stwierdziliśmy, że taka nerwowa relacja na odległość nie ma sensu. Rozstaliśmy się, przyrzekając sobie, że będziemy przyjaciółmi. Niestety, to też nie wypaliło, bo nadal byliśmy o siebie zazdrośni. Kiedy tylko próbowałam się z kimś spotykać, Sławek przez telefon mącił mi głowie. Nie byłam mu dłużna, bo ledwie wspomniał o jakiejś dziewczynie, obiecywałam mu, że przeprowadzę się do Szczecina. Ta emocjonalna huśtawka nas wykańczała i wreszcie zerwaliśmy na dobre, zrywając wszelkie kontakty.
– Nie poznałaś mnie. Aż tak się zmieniłem? – zapytał, kiedy wreszcie odważyłam się przekroczyć próg.
– Nawet jeśli, to na plus – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Nie wiedziałam, że mieszkasz w Warszawie.
– Nie mieszkam, tylko kupiłem tutaj lokal. A to niespodzianka! Spotkaliśmy się w połowie drogi. – Zaśmiał się. Chyba nieco nerwowo. – Myślałem, że zostałaś w Rzeszowie...
– To jak, mogę obejrzeć mieszkanie? – spytałam, zmieniając temat.
Wolałam za bardzo się nie rozgadywać. Nie chciałam mu mówić, że przyjechałam do stolicy za facetem, który zwodził mnie siedem lat, by ostatecznie wymienić na inną. Dla niewiernego lekkoducha zdobyłam się na wyprowadzkę, a dla Sławka nie, choć był tego dużo bardziej wart. Za młoda byłam, by to rozumieć, docenić. Teraz było już za późno.
– Oprowadź mnie, proszę.
Udawałam, że podziwiam kolor ścian i nowoczesne meble, ale tak naprawdę ukradkiem patrzyłam na Sławka. Czas był dla niego łaskawy. Zmężniał, wyprzystojniał. Pewnie ma idealne życie. Dobra praca, piękna żona, dzieci…
– Wczoraj rozmawiałaś przez telefon z moją żoną – odezwał się, gdy przeszliśmy do kuchni.
Poczułam, że się czerwienię. Rozszyfrował mnie. Zawsze wiedział, o czym myślę.
– Rozwodzimy się. A mieszkanie jest tylko moje, więc bez problemu mogę ci je wynająć.
Nie wiedziałam, jak zareagować. Powiedzieć, że mi przykro? Dopiero trawiłam informację o żonie, a on mi mówi, że właśnie się rozwodzą. To nie moja wina, więc czemu czułam się winna? I czemu tak się ucieszyłam?
– Aha. A jakie będę opłaty? – spytałam sztywno.
Chciałam za wszelką cenę być oficjalna. Zapomnieć o tym, co nas łączyło. Wymazać z pamięci wszystkie wspólne noce. Nie do końca mi się to udało. Wychodząc z kuchni, niechcący otarłam się o Sławka. Przejście do pokoju było dość wąskie. Momentalnie znowu zrobiło mi się gorąco.
– Wiesz, dlaczego odebrałem? – Sławek przerwał ciszę. – Wiedziałem, że to ty dzwonisz. Minęło tyle lat, a ja ciągle znam twój numer na pamięć.
– Ja twój też znałam, ale potem go zmieniłeś. Nie chciałeś, żebym dzwoniła – wytknęłam mu z żalem.
Sławek położył mi palec na ustach. Usiadł obok mnie i zaczął mówić. Opowiadał mi, co robił przez te lata. Mówił, że nigdy nie wywietrzałam mu z głowy, że nie powinien się żenić, skoro wciąż kochał kogoś innego. Ale duma nie pozwalała mu do mnie zadzwonić.
– Na szczęście los postanowił dać nam drugą szansę. Widać jesteśmy sobie pisani. Z przeznaczeniem nie wygrasz. – Puścił do mnie oko.
I tak nasze drogi ponownie się złączyły. Wynajęłam od Sławka mieszkanie, a gdy po paru miesiącach dostał rozwód, przeprowadziłam się do niego do Szczecina. Nie czułam, że stawiam wszystko na jedną kartę. Byłam starsza, mądrzejsza, widziałam, że to żadne ryzyko, skoro Sławek był tym właściwym mężczyzną. Moją pierwszą i ostatnią miłością.