"Od początku nie lubiłam Moniki, mojej synowej. Uważałam, że mój syn zasługuje na kogoś lepszego. Dopiero później zrozumiałam, jak bardzo się co do niej myliłam..." Helena, 62 lata
Nigdy nie lubiłam mojej synowej. Łukasz poznał Monikę na weselu u kuzyna, a już pół roku później oznajmił, że się z nią żeni, bo wkrótce zostaną rodzicami. Zdenerwowała nas ta wiadomość.
– Mówię ci, to jest cwana dziewucha! Ona złapała go na dziecko – mówiłam do męża.
– Za szybko podjęli decyzję o ślubie – przyznał Władek.
– Żeby chociaż ona o niego dbała. To taki dobry chłopak. Pracowity, wrażliwy... Zasługuje na dobrą żonę – wzdychałam zmartwiona.
Po ślubie młodzi wynajęli mieszkanie na drugim końcu miasta. Zapraszałam ich na obiady, my też czasami do nich jeździliśmy. Nie były to jednak częste odwiedziny. Czułam, że Monika traktuje nas z dystansem, więc nie narzucaliśmy się.
Gdy urodził się Michaś, oboje z Władkiem oszaleliśmy na jego punkcie.
– Jest śliczny! I taki podobny do Łukasza! – mówiłam z zachwytem.
– Pamiętaj, Moniczko, że gdybyście potrzebowali pomocy przy dziecku, zawsze możecie na nas liczyć – dodał mąż w naszym imieniu.
– Dziękuję, ale poradzimy sobie – odparła. – Jesienią oddamy małego do żłobka. Muszę wrócić do pracy, bo nie przeżyjemy bez mojej pensji.
Nie podobał mi się ten pomysł. Przecież byłam na emeryturze i mogłam zająć się wnuczkiem.
– To pewnie jej decyzja! Co z niej za matka? Mogła mnie poprosić o pomoc, skoro już się uparła, żeby wracać do pracy! – złościłam się.
– Monika w ogóle jest jakaś dziwna. Zawsze zamyślona i milcząca, a jeśli już się odezwie, to tylko narzeka. Chyba nasz syn nie jest z nią zbyt szczęśliwy – westchnął mąż.
– Szkoda mi go – załamywałam ręce.
Rok później synowa znów była w ciąży, ale wcale się nie była szczęśliwa z tego powodu. Martwiła się tylko, że przybędzie jej obowiązków i wydatków.
– Najważniejsze, żeby dzieci były zdrowe. Łukasz jest taki szczęśliwy! – mówiłam Monice.
– Jasne! Tylko że to nie jemu rośnie brzuch, nie on będzie rodził i zajmował się niemowlakiem! – rozżaliła się i dodała:
– Zresztą, Łukasz nawet po pracy nie chce opiekować się dzieckiem...
Ta dziewczyna przesadzała. Nasz syn harował, żeby jego rodzinie niczego nie brakowało, ale Monika jak zwykle się go czepiała. Pamiętam, jaka była wściekła, gdy Łukasz za dużo wypił na chrzcinach Emilki. Nie pochwalam pijaństwa, ale przecież mężczyźni zawsze w ten sposób świętują narodziny dzieci.
Był Dzień Dziecka i pojechaliśmy zawieźć wnuczętom prezenty. Jednak nikt nam nie otworzył. Zadzwoniliśmy do syna.
– Gdzie jesteście? Czekamy u was pod drzwiami – pytałam zaniepokojona.
– Już tam nie mieszkamy. Monika zabrała dzieci i wyprowadziła się do siostry, a ja zakwaterowałem się w hotelu robotniczym – bełkotał.
– Jak to?! Odeszła?! – pytałam zdumiona.
– A dlaczego masz taki dziwny głos? Piłeś?
– No... Nie denerwuj się, mamo. Jestem na imieninach kolegi, wypiliśmy flaszkę, muszę już kończyć, na razie – odparł i rozłączył się.
– Monika wyprowadziła się z dziećmi! Co ona sobie wyobraża?! – mówiłam do męża. – Takie rozstanie to już krok do rozwodu. Czy ta dziewczyna chce rozbić rodzinę i pozbawić dzieci ojca?! – zdenerwował się Władek. Łukasz nie chciał rozmawiać o swoich problemach małżeńskich. Nie zamierzał też wprowadzić się do nas, choć przekonywaliśmy go, że nie ma sensu, aby tułał się po hotelach.
– Nie mogę zwalić się wam na głowę, a poza tym stąd mam blisko do pracy – tłumaczył.
– A co będzie z wami dalej? Przecież macie dzieci, spróbujcie się pogodzić – tłumaczyłam.
– Mamo, to ona się wyprowadziła. Nie przeproszę jej, bo nie mam za co! – zawołał.
Znałam mojego syna. Był honorowy i miał swoje zasady. Nie mogliśmy nic poradzić.
Patrzyłam, jak moje dziecko cierpi i tęskniłam za wnukami. Czułam żal do synowej. Nie chciałam do niej dzwonić i prosić, aby pozwoliła mi zobaczyć dzieci. Łukasz twierdził, że nawet jemu nie pozwalała często ich widywać. Martwiliśmy się o syna, tym bardziej że coraz częściej smutki topił w alkoholu...
Na rozprawę rozwodową też przyszedł skacowany. Byłam pewna, że pił z rozpaczy! Pod budynkiem sądu podeszłam do Moniki i wygarnęłam, co o niej myślę.
– Jesteś z siebie zadowolona?! Rozbiłaś rodzinę! Dzieci będą wychowywać się bez ojca! Wiesz, że Łukasz coraz częściej pije z rozpaczy? Zniszczyłaś mu życie! W dodatku zabraniasz mu kontaktować się z dziećmi!... – mówiłam wściekła.
– Co takiego? To Łukasz nie chce nas odwiedzać! – przerwała mi. – On pije od dawna. Czasem w jeden wieczór potrafił przepić całą wypłatę, a ja nie miałam czym nakarmić dzieci!
– Kłamiesz! Podle kłamiesz! Nie wierzę ci! – powiedziałam i odeszłam.
– Synu, wódka nie rozwiąże twoich problemów – tłumaczył Władek. – Wiem, że ci ciężko, ale nie myśl już o Monice. Weź się w garść.
– Już o niej nie myślę – roześmiał się Łukasz. – Wreszcie mogę robić to, co chcę i żadna baba mi nie gdera.
– Pamiętaj o dzieciach. One mają prawo do kontaktu z ojcem, a ty musisz płacić na nie alimenty – przypomniał Władek.
– Przestańcie mi prawić kazania! Znajdę sobie robotę na czarno i nie zapłacę ani grosza. Nie będę utrzymywał tej zołzy – mruknął.
– Jak to?! Przecież to są pieniądze na dzieci! – zdenerwowałam się. – Łukasz, a kiedy ty ostatnio widziałeś się z maluchami? I gdzie właściwie mieszka Monika?
– Gdzieś na Grochowie, ale dokładnie nie wiem, bo zgubiłem adres – wzruszył ramionami.
– To znaczy, że dotąd się z nimi nie widziałeś?!
– Monika ciągle powtarzała, że jestem beznadziejnym ojcem, to po co mam tam jeździć?! – rozzłościł się. – Nie wystarczy, że zasądzili mi te cholerne alimenty?!
Oboje z mężem byliśmy zdumieni i zawstydzeni jego postawą. Łukaszowi nie zależało na kontakcie ze swoimi dziećmi! Nie tęsknił za maluchami! Miał tylko żal, że musi płacić alimenty! I wcale nie pił z powodu rozwodu! Pił, bo lubił alkohol.
– Wstyd mi za niego – rzucił mąż. – I za nas też. Byliśmy wobec Moniki tacy niesprawiedliwi...
Poczułam się okropnie.
– Biedna dziewczyna, na pewno jest jej ciężko samej z dziećmi – powiedziałam, sięgając po telefon.
– Po co dzwonisz? Znów chcesz mi naubliżać? – usłyszałam w telefonie smutny głos synowej.
– Chciałam cię przeprosić, Moniczko. Miałaś rację, Łukasz jest fatalnym ojcem, a my długo byliśmy naiwni – wyznałam. – Ale może ja byłabym dobrą babcią, a Władek dziadkiem? Pozwolisz nam spróbować? – prosiłam.
– Michaś i Emilka bardzo za wami tęsknią – odparła i podała nam swój nowy adres.