"Myślałam, że Borysa nic z żoną nie łączy. Aż pewnego dnia mi oświadczył, że ona jest w ciąży. Z nim...!"
Fot. 123RF

"Myślałam, że Borysa nic z żoną nie łączy. Aż pewnego dnia mi oświadczył, że ona jest w ciąży. Z nim...!"

"Oboje z Borysem mieliśmy poukładane życie, ale chyba nie byliśmy szczęśliwi, skoro straciliśmy dla siebie głowę. Po pół roku romansu wciąż nie mogliśmy się sobą nasycić. Wiedziałam o jego małżeństwie wszystko: że jest w rozsypce, że nie mogą mieć dzieci. Ja byłam gotowa na rozwód, liczyłam, że Borys też to zrobi. I przeliczyłam się... Magda, 36 lat

Wybierałam w księgarni książkę na urodzinowy prezent dla męża. Podchodziłam właśnie do kasy i sięgnęłam do torebki po portmonetkę. Jeden niezręczny ruch i cały bilon wysypał się na podłogę. Zaczęłam go zbierać w pośpiechu.
– Jeszcze 5 groszy – usłyszałam głos kogoś, kto pochylał się właśnie po ostatnią zgubioną przeze mnie monetę.
– Ta jest dla pana. Na szczęście – powiedziałam. Mężczyzna spojrzał na mnie.
– Jeśli ją wezmę, to szczęście panią ominie, a nie chciałbym...
– Więc musimy się nią podzielić – zażartowałam. Zapłaciłam za książkę i wyszłam z księgarni. Idąc na przystanek autobusowy, nie mogłam przestać myśleć o spojrzeniu tego mężczyzny.

Oboje mieliśmy poukładane życie

– Dokąd pani idzie? Chętnie panią podwiozę – usłyszałam znajomy głos. Wsiadłam do jego auta. Całą drogę przegadaliśmy o książkach. Nagle zorientowałam się, że nie wiem, od ilu minut siedzimy w samochodzie pod moim blokiem i nadal dyskutujemy.
– Muszę już iść – powiedziałam, choć najchętniej zostałabym z nim.
– Poczekaj – próbował mnie zatrzymać. – Nie znam nawet twojego imienia.
– Magda – odparłam.
– A twoje?
– Borys... i proszę, podaj swój numer telefonu.
– Borys... – zawahałam się. – Czy to ma sens? Może powinniśmy przerwać to właśnie w tym momencie... Oboje mamy przecież poukładane życie. Spojrzeliśmy jednocześnie na obrączki.
– Poukładane, hmm... Jesteś tego do końca pewna?
– Nie, nie jestem – zaprzeczyłam temu, co przed chwilą wydało mi się takie oczywiste.
– Podaj mi więc swój telefon – ponowił prośbę.
Pożegnaliśmy się. On pojechał do swojego życia, ja wróciłam do swojego.
Przyjęcie z okazji trzydziestych piątych urodzin mego męża zapamiętam na długo. Przesoliłam sałatkę ziemniaczaną, a tort po prostu nie wyszedł, ale goście udawali zadowolonych. Kiedyś bym się tym przejmowała, ale teraz było mi to całkowicie obojętne. Czekałam na telefon od Borysa. Wreszcie zadzwonił.
– Tęsknię za rozmową z tobą – powiedział. – Kiedy się zobaczymy? – spytał. – Jutro o siedemnastej, przy księgarni. Tej... – Tak, wiem, przy której – odparłam uradowana.

To było zauroczenie od pierwszego spojrzenia

„Boże, jest przystojniejszy, niż zapamiętałam”, pomyślałam, kiedy go zobaczyłam. Spędziłam cudowny wieczór. W przyciemnionym świetle klubu, poznawaliśmy się na wygodnej kanapie. Te wszystkie pocałunki były czymś tak oczywistym i oczekiwanym, że nie czułam żadnego skrępowania czy zażenowania. A potem musieliśmy wyjść. Zrobiło się późno i niebezpiecznie. Niebezpiecznie dla nas, bo pragnęliśmy się do granic wytrzymałości.
– A co zostawisz na następny raz? – spytałam, powstrzymując jego dłoń.
– Chyba oszalałem, najchętniej wziąłbym cię tu, natychmiast – odparł.
Kiedy już stanęłam przed drzwiami do swojego mieszkania, przestraszyłam się. Tego, co zrobiłam, i tego, do czego może mnie to zaprowadzić. Zmywałam resztki makijażu i myślałam o swoim byle jakim małżeństwie, o wierności i zdradzie. Moim spragnionym ciele i dłoniach Borysa. „Odebrać sobie prawo do tego uczucia to jak samobójstwo”, rozgrzeszałam się. „A potem...” No właśnie, co potem? Nie wiedziałam i nie chciałam wiedzieć. Zawsze jest jakieś „potem”. I tak ono przyjdzie. A teraz jest „teraz” – takie, o jakim marzyłam.

Potajemne spotkania z Borysem stały się miłosnym rytuałem

Każde spotkanie było inne i każde ekscytujące. Po pół roku romansu wciąż nie mogliśmy się sobą nasycić. Wiedziałam o jego małżeństwie wszystko: że jest w rozsypce, że próbowali kiedyś zacząć jeszcze raz, ale nie wyszło, że żona miewała romanse, że łączy ich spłacane razem mieszkanie i kompletny brak zdecydowania, żeby to przeciąć raz, a dobrze. Nie mieli dzieci, więc nie rozumiałam, dlaczego nadal są razem. Rozwód, według mnie, był w ich przypadku dziecinnie prosty. Ja też coraz częściej myślałam o rozstaniu z moim mężem... Miałam nadzieję, że już wkrótce przestaniemy się ukrywać z naszą miłością.

Powiedział, że niczego mi nie obiecywał

Nasz romans trwał już prawie rok. Pewnego dnia Borys zabrał mnie na spacer. Zastanowiła mnie jego dziwna powściągliwość w okazywaniu mi czułości.
– Stało się coś zupełnie nieoczekiwanego... – zaczął zagadkowo. Nagle zabrakło mi tchu.
– Joanna jest w ciąży – dokończył. Poczułam, jak przejmujące zimno odbiera mi władzę w nogach, rękach, jak zmieniam się w sopel lodu.
– Jak to: twoja bezpłodna żona tak po prostu jest w ciąży? – nagle odzyskałam świadomość. – Z kim? Chwila głuchej ciszy.
– Ze mną. Znowu zamarłam.
– Tak, jestem draniem i możesz mnie znienawidzić za to, co ci zrobiłem – Borys udawał bohatera.
Zaczęłam go okładać pięściami. Tak jak robią to sfrustrowane kochanki na amerykańskich filmach.
Sypiałeś ze mną, a potem jeszcze z nią?! A może najpierw z nią, a później ze mną, co? Która z nas była na rozgrzewkę? No, która?! – krzyczałam.
– Uspokój się – Borys chwycił mnie za ręce. – Robisz przedstawienie.
– A dlaczego mam nie robić?! – wyłam. – A co ty robiłeś przez te wszystkie miesiące? Grałeś i męża, i kochanka? Z kim tak naprawdę byłeś, oszuście? No, z kim? – nie panowałam nad sobą.
– Kochałem cię, kretynko – przytulił mnie nagle. – I nadal kocham.
Rozryczałam się w jego ramionach. A kiedy już przestałam szlochać, uzmysłowiłam sobie, że to koniec. Że już nic się nie da zrobić, że to jest owo „potem”, które miało któregoś dnia przyjść i zakończyć nasz romans.
– Boże, jakie to banalne – powiedziałam. – No jasne, czego ja się spodziewałam? – nagle ogarnął mnie sarkazm. – Naiwna idiotka, której się wydawało, że romans z żonatym facetem zakończy się happy endem.
– Niczego ci nie obiecywałem – Borys stał się nagle rzeczowy jak nigdy wcześniej.
– Jeszcze powiedz, że jestem mężatką i wiedziałam, co robię!
– A nie wiedziałaś?
– Nienawidzę cię! – wykrzyczałam mu w twarz. Siebie też nienawidziłam.

Szłam i płakałam, bo... wciąż go kochałam

I tak naprawdę, na przekór faktom, nie chciałam myśleć o końcu tego związku. Od prawie roku był przecież dla mnie wszystkim. Następne dni stały się nie do zniesienia: dręczyłam się wyobrażeniami ich wspólnych nocy, ich radością z wiadomości o ciąży, wizjami ich szczęśliwej przyszłości. Zamykałam się w łazience i wyłam pod prysznicem. Skasowałam wszystkie czułe SMS-y od Borysa i kasowałam bez czytania każdy następny. Bo pisał je do mnie nadal, nie wiadomo po co i jakim prawem. A ja już nic więcej nie chciałam wiedzieć.
Jakiś rok później zobaczyłam go w księgarni – w tej samej, w której wszystko się zaczęło. Trzymał pod pachą poradnik o pielęgnacji niemowląt. Wyglądał, jakby nie spał od kilku miesięcy. „Nie ma lekko, co? Tatuś pewnie szuka rad, jak uśpić dziecko, które wrzeszczy po nocach”, pomyślałam zgryźliwie. Na wszelki wypadek nie wyciągnęłam portmonetki, jeszcze wysypałby mi się z niej bilon na podłogę...

 

Czytaj więcej