"Bałam się, że matka Marcina skrzywdzi mnie i moją córkę. Myliłam się..."
Fot. 123 RF

"Bałam się, że matka Marcina skrzywdzi mnie i moją córkę. Myliłam się..."

"Nie powiedziałam matce Marcina, że została babcią. Nie chciałam kolejnych upokorzeń. Pogardliwych uwag. Nie wyobrażałam sobie, by moja córeczka miała przez to przechodzić! Nie chciałam mieć z tą kobietą nic wspólnego! A jednak los zarządził inaczej...."Anita, 30 lat

Wiem, że przełomowe chwile w naszym życiu potrafią się wyryć w pamięci z zaskakującą dokładnością. Ja pamiętam klientki, które przyszły tego dnia do mnie do salonu – dwie rozchichotane dziewczyny szykujące się na wieczór panieński, maluch, który bał się nożyczek, farbowanie, i starsza pani, prawie bez włosów, upierająca się przy trwałej. Ale najbardziej z tego dnia wryła mi się w pamięć rozmowa z moim narzeczonym. Marcinem.

Matka Marcina nie cierpiała mnie

Ładowałam rzeczy do pralki, kiedy stanął nade mną z tą swoją smutną miną.
– No, proszę cię. Obiecuję, że po godzinie się zmyjemy.
– Nie rozumiesz? Mam drugą zmianę – warknęłam znużona.
Zawsze tak było. On, jedynak, wychuchany synek mamusi, wkręcał mnie w swoje życie rodzinne, choć wiadomo było, że nic z tego nie będzie. Delikatnie rzecz ujmując, ja i jego matka nie pałałyśmy do siebie sympatią.
– Przestań, to okrągłe urodziny. Paula zostanie za ciebie… Będzie fajnie.
– Fajnie?! – prychnęłam. – Jak ostatnio?
Dwa miesiące wcześniej jego matka wpadła do nas z okazji jego awansu. Zaprosił ją, a ja nie miałam serca protestować. Choć wiedziałam, jak to się skończy. I oczywiście miałam rację.
Cmokania i westchnienia zaczęły się już od progu. Że ścian nie malowaliśmy chyba od wieków. Że w sumie to nie dziwota, skoro wynajmujemy. Ale czy nie widzimy, że to pieniądz wyrzucony w błoto. Czy my kiedyś wreszcie dorośniemy? Potem była krótka przerwa na gratulacje, moszczenie się przy stole, i znów ta sama gadka. Że syn tej spod piątki to pannę sobie znalazł, co w Londynie pracowała, ślub biorą we wrześniu. Że myślała, że w tym wieku to on, Marcin, się już ustatkuje. I tak dalej. Najgorsze usłyszałam, gdy kroiłam w kuchni ciasto. Wprost mu powiedziała, że zasługuje na kogoś lepszego.
Z fryzjerką będziesz sobie życie układał? Ty, chłopak po studiach? – zapytała ściszonym głosem. – No, nie rób takiej miny. Ja ci, synu, tylko dobrze życzę. Myślałam, że ci przejdzie… A wiesz, że ta Ania, ta czarnulka z twojej klasy, co prawo skończyła, pytała o ciebie? – Coś stuknęło, jakby talerzyk. – Ten sos to chyba z torebki robiony, czuję taki dziwny posmak…
Usłyszałam szurnięcie krzesła i w kuchni pojawił się Marcin. Pocałował mnie w policzek i przytulił, a potem wsadził paluch w krem na cieście i oblizał go ze smakiem.
Udawaliśmy wtedy, że nic się nie stało. Jakoś wytrzymałam do końca jej wizyty. Ciasta nie dojadła, podobno była na diecie… Wyszła, uśmiechając się sztucznie, i dopiero kiedy zamknęły się za nią drzwi, powiedziałam Marcinowi, co myślę o jej zachowaniu
I teraz on spodziewał się, że złożę jej serdeczne życzenia?!
– Po moim trupie – oznajmiłam.
Stał jeszcze chwilę nade mną. A potem wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

Nie wiedziałam, że widzę go po raz ostatni

W pracy starałam się o nim nie myśleć. Akurat nakładałam farbę na włosy stałej klientki, kiedy zadzwonił telefon. Nie odebrałam. Pomyślałam, że to on, że chce przeprosić albo naciskać. Wciąż byłam zła. Telefon milkł i dzwonił co jakiś czas, aż któraś z pań zaśmiała się, że jak kocha, to poczeka. Taką właśnie miałam nadzieję.
A potem wszystko się posypało.
O wypadku pisały później gazety, pijany kierowca, pieszy prawidłowo przechodzący przez pasy…. Zmarł jeszcze tego samego dnia, w szpitalu.
Nie mogłam uwierzyć. Nie mogłam sobie wybaczyć tych ostatnich słów, tego, że nie obejrzałam się za nim, gdy po raz ostatni wychodził z domu. Że nie odebrałam tego telefonu…
Na pogrzebie minęłam się z jego matką w milczeniu. Na chwilę tylko zawiesiła na mnie wzrok, pusty, jakby mnie nie poznawała. Potem zniknęła z mojego życia.
Dość szybko musiałam otrząsnąć się z żałoby. Nie byłam w stanie sama utrzymać wynajmowanego mieszkania. Nie miałam oszczędności. Moi rodzice nie żyli. Miałam dwadzieścia siedem lat, pensję poniżej średniej krajowej i, jak się okazało, byłam w ciąży.
I gdyby nie to dziecko, jedyny dowód tego, że kochałam i byłam kochana, pewnie bym się załamała.

Helenka była kopią swojego taty

Zacisnęłam zęby. Wynajęłam ponurą kawalerkę na obrzeżach miasta. Rozwiesiłam ogłoszenia, że ścinam w domu, z dojazdem. Zaczęłam walczyć o przetrwanie.
Helenka urodziła się zdrowa i śliczna. I tak podobna do Marcina, że serce bolało od patrzenia i miłości. Kręcone ciemne włoski, czarne oczka, pyzate policzki i te dołeczki… Skóra zdjęta z taty. Natychmiast stała się moim całym światem. Może to brzmi jak jakiś banał, ale z takim skarbem byłam w stanie przenosić góry.
– Zajedziesz się. – Paulina, moja koleżanka z zakładu była sceptyczna. Kołysała właśnie Helenkę na kolanach, a ja zamiatałam podłogę przed przyjściem następnej klientki. – Wystąp o spadek, czy coś.
– Mowy nie ma – mruknęłam. – Musiałabym udowadniać, że Helenka to jego córka. Jego matka zje mnie żywcem.
– Głupia jesteś. – Paulina potarłam nosem brzuszek śmiejącej się Heli. – O tym szkrabie myśl, nie o sobie.
– Właśnie o szkrabie myślę. Nie potrzebuje babci z piekła rodem.
Nie chciałam kolejnych upokorzeń. Pogardliwych uwag, niesmaku wymalowanego na jej idealnej twarzy. I choć ja tego wszystkiego doświadczyłam, nie wyobrażałam sobie, by moja córeczka miała przez to przechodzić! Nie chciałam mieć z tą kobietą nic wspólnego.
A jednak los zarządził inaczej.

Pewnego dnia spotkałyśmy się przypadkiem 

To był pierwszy gorący dzień wakacji. Helenka skończyła właśnie dwa lata. Wracałyśmy z ZOO, ona zmęczona zasnęła w wózku, więc szłam powoli w cieniu drzew, mrużąc oczy od prześwitującego między listkami słońca.
Chyba ona zobaczyła mnie pierwsza, bo stanęła na środku ścieżki jak wryta. Postarzała się nieco. Jakby zmalała. I sukienka nie leżała na niej już tak idealnie.
Patrzyłyśmy na siebie bez słowa. Kiedy jednak odważyłam się podjechać bliżej, zobaczyłam, że to nie na mnie patrzy, tylko na Helę. Przyłożyła dłonie do piersi, jakby zobaczyła ducha, i stała tak nieruchomo, aż pomyślałam, że coś się stało.
– Wszystko dobrze? – wydusiłam.
Spojrzała na mnie nieprzytomnie, jakby się obudziła.
Stałyśmy tak jeszcze przez chwilę, aż Hela zaczęła się wiercić przez sen.
– Do widzenia – mruknęłam, wymijając ją. Nie odwróciłam się. A ona mnie nie zawołała. Pewnie nie pamiętała nawet, jak mam na imię.

Szukała ze mną kontaktu

Nie zdążyłam ochłonąć po tym spotkaniu, kiedy dwa dni później zobaczyłam ją w salonie. Nie była zapisana. Ale akurat nie było dużego ruchu. Siedziała, czekając na swoją kolej. Czułam jej wzrok na sobie. Pewnie znów mnie oceniała.
Nie chciałam jej obsługiwać, ale nie miałam wyjścia. Paula jeszcze nie przyszła, a praktykantki nie chciałam narażać na nieprzyjemne uwagi.
– Co pani poleca? – zapytała głucho, gdy siadła na fotelu. – Jak będzie mi ładnie?
– Tu bym podcięła lekko – chrząknęłam niepewnie. – Może trochę z tyłu wycieniowała.
– Dobrze. Zdaję się na panią – szepnęła i przymknęła oczy.
Zaklęłam w duchu. A potem zaczęłam ciąć. Chciałam to mieć za sobą. Ręce trochę mi drżały. Miała gęste włosy. Jak Marcin. I Helenka. Wyglądało na to, że będą dobrze się układać.
Prawie kończyłam, kiedy kątem oka dostrzegłam jakiś ruch. Ostrożnie wyswobodziła spod peleryny dłoń i wyciągnęła ją niezdarnie w moją stronę, jakby szukając kontaktu. Nasze oczy spotkały się w lustrze. Po chwili delikatnie ujęła mój nadgarstek. Patrzyłam, jak jej oczy powoli zachodzą łzami. Wciąż na mnie patrzyła, łagodnie i smutno. Nie taką ją pamiętałam. Odwzajemniłam jej słaby uścisk. I wtedy lekko się uśmiechnęła, a po jej policzku potoczyła się łza. W lustrze odczytałam z jej ust nieme: przepraszam.

Śmierć Marcina bardzo ją zmieniła

Nie wiedziałam, jak to będzie. Bałam się, że ma wobec Helenki jakieś plany, że będzie chciała mi ją zabrać, widząc, jak skromnie mieszkamy, i jak niewiele mogę jej dać.
Ale coś się w niej zmieniło.
Z początku widywałyśmy raz w tygodniu. Na placu zabaw, w parku. Potem zaczęła mnie zapraszać do siebie, mimochodem pakując mi na odchodnym przysmaki i ciuszki dla Helenki. Czasem, wyraźnie skrępowana, jakby się bała mojej reakcji, wciskała mi w dłoń banknoty, mówiąc o rosnących cenach.
Helenka ją pokochała i od jakiegoś czasu chce, żeby tylko babcia odbierała ją z przedszkola.
Niedawno zaczęła odwiedzać nas w naszym skromnym mieszkaniu. Zjada każde ciasto, które upiekę, do ostatniego okruszka. Zdarza się, że przysypia z Helą na kanapie przy włączonej bajce, a ja wtedy otulam je delikatne kocem i nie mogę się na nie napatrzeć – powoli godzę się z tym, że Marcin połączył nas na dobre. W najpiękniejszy z możliwych sposobów.

 

Czytaj więcej