"Janka poznałam na urlopie. Był samotny i spodobał mi się. Po powrocie zaczęliśmy się spotykać. Kiedy pierwszy raz przyszłam do jego mieszkania, zaskoczyło mnie, że panuje w nim sterylna czystość i straszna duchota. Weszłam do łazienki. Nad umywalką wisiała szafka, drzwiczki były uchylone. Zajrzałam do środka i... oniemiałam!" Anna, 24 lata
Urlop w pięknie położonym pensjonacie miał być dla mnie odskocznią od całorocznej miejskiej gonitwy. Cisza, spokój, jak to bywa przed sezonem, cudowne, wiosenne powietrze. Tego mi było trzeba.
Przez pierwsze dni spacerowałam, zwiedzałam okolicę. A w piątek przed pensjonat zajechało jakieś wesołe towarzystwo. Byłam wściekła na tych weekendowych wczasowiczów. Próbowałam poczytać na tarasie, ale nowi goście szykując ognisko, na tyle głośno rozmawiali, że w ogóle nie mogłam się skupić. Wstałam z krzesła i rzuciłam nienawistne spojrzenie jednemu z nich.
– Może dołączysz do nas? – nie zraził się moją niechęcią. – Jestem Janek.
– Anka. Nie, dziękuję.
– Chodź, będzie wesoło – nalegał.
Uznając, że i tak nie zasnę, w końcu do nich zeszłam. Wokół ogniska siedziało siedem osób. Trzy pary i samotny Janek. Wskazał mi miejsce obok siebie i podał patyk z kiełbaską.
– Bardzo tu ładnie – stwierdził.
– Wiem, dlatego tu przyjechałam – uśmiechnęłam się.
– Sama?
– Tak – przyznałam
– Nie do wiary! Taka śliczna dziewczyna – zdziwił się.
– Ty też jesteś sam.
– Tak się złożyło. Nie zimno ci? – zatroszczył się o mnie.
– Mam sweter, ale jest ciepło.
– Załóż, wieczory są chłodne. Chyba nie chcesz zachorować?
– Zahartowana jestem – pochwaliłam się, lecz mimo to założyłam sweter.
Ognisko dogasało. Janek mnie objął. Było mi dobrze z tym nieznajomym mężczyzną. Towarzystwo rozeszło się do swoich pokoi, my jeszcze przez chwilę zostaliśmy. Okazało się, że mieszkamy w tym samym mieście. Janek wyjechał, ale codziennie do mnie dzwonił. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, lubiłam słuchać jego głosu.
Urlop się skończył i wróciłam do miasta. Zadzwoniłam do Janka.
– Może wpadniesz do mnie na kolację – zaproponowałam spotkanie.
– Aniu, nie dam rady. Przeziębiłem się. Przepraszam, ale nie mam siły rozmawiać. Zaniepokoiłam się. Miał taki biedny głos. Zadzwoniłam następnego dnia.
– Jak się czujesz?
– Okropnie. Mam straszny katar. Nawet sobie nie wyobrażasz.
– Katar parę razy w życiu miałam – próbowałam żartować. – A masz gorączkę?
– Mam 37,2.
– To nie jest tak źle. Zdrowiej.
– Łatwo ci mówić, ja strasznie cierpię.
Rozłączyłam się. Postanowiłam poczekać na jego telefon. Wiedziałam, że faceci zawsze wyolbrzymiają swoje dolegliwości.
Minęło kilka dni. Janek wyzdrowiał i zaprosił mnie na kolację do restauracji. Trochę się niepokoiłam, bo widziałam go tylko w czasie wyjazdu, a wakacyjne znajomości często okazują się niewypałami w zetknięciu z rzeczywistością. Na szczęście nie rozczarowałam się. Wyglądał świetnie. Powiedział mi kilka komplementów i usiedliśmy przy wolnym stoliku.
– Aniu, czujesz, jak wieje od tego okna?
– Nie, jest bardzo przyjemnie.
– Przesiądźmy się, jestem po chorobie. Nie chcę zapalenia płuc.
– Przesadzasz, ale dobrze. Znaleźliśmy stolik w kącie sali.
Było mi duszno. Jednak smaczne jedzenie, dobre wino i miła rozmowa spowodowały, że uznałam ten wieczór za wyjątkowo udany. Rozstaliśmy się pod moim blokiem. Chciałam zaprosić Janka do siebie, ale stwierdził, że jest zmęczony.
Umówiliśmy się, że wpadnie do mnie wieczorem następnego dnia. Przygotowałam kolację, Janek przyniósł wino. Zrobiło się bardzo nastrojowo. Przenieśliśmy się na kanapę i… zaczęliśmy się całować. Byliśmy podnieceni i spragnieni siebie...
Ten nasz pierwszy raz nie był zbyt udany, ale tak bywa. Przytuliłam się do Janka, mając nadzieję na dalsze pieszczoty.
– Aniu, możesz zamknąć okno? – zaskoczył mnie pytaniem.
– Jest ciepło.
– Może dla ciebie. Ja jestem po chorobie.
– To wstań i zamknij – zezłościłam się.
– Jestem spocony, przeziębię się. Taka zmiana temperatur… Wstałam. Wiedziałam, że w tej duchocie nie zasnę. Leżałam, słuchając chrapania kochanka. Nie wytrzymałam. Miałam tylko jeden pokój i kuchnię. Poszłam do kuchni i włączyłam laptopa. Odpisałam na zaległe wiadomości i weszłam na jakąś grę. Zastanawiałam się, jak dam radę pracować po nieprzespanej nocy.
Rano Janek, ziewając, wszedł do kuchni.
– Kochanie, czemu jesteś taka blada?
– Nie mogłam spać.
– Ja czuję się jak młody bóg – przeciągnął się. – Co tak pachnie?
– Jajecznica na boczku.
– Ale ja poproszę tosta z twarożkiem i kawę. Rano nie jadam tłusto, potem boli mnie żołądek.
– Nie mam twarożku. Mogę ci dać konfitury – moja cierpliwość była na wyczerpaniu.
– Może być – łaskawie się zgodził – i kawa z mlekiem. Bez mleka mi szkodzi.
– Proszę bardzo – podałam mu filiżankę.
– Spotkamy się wieczorem? – spytał, gdy już się najadł.
– Dzisiaj nie mogę – marzyłam, żeby się wyspać.
– To jutro u mnie. Zobaczysz, jak mieszkam. Zgodziłam się.
Odwiedziłam go w umówiony dzień.
– Przepraszam cię, ale strasznie łzawię – powiedział na powitanie i przyłożył sobie chusteczkę do oczu. – To chyba alergia. A ty jak myślisz?
– Nie jestem lekarzem – odpowiedziałam, rozglądając się po mieszkaniu. Panowała w nim sterylna czystość i, niestety, duchota. Weszłam do łazienki. Nad umywalką wisiała szafka, drzwiczki były uchylone. Zajrzałam i oniemiałam. Syropy, tabletki, krople, irygatory, strzykawki… Zaopatrzenie jak w dobrej aptece. „Po cholerę mu tyle leków?”, pomyślałam.
Umyłam ręce i poszłam do pokoju. Janek siedział na fotelu ze zbolałą miną.
– Aniu, przepraszam, ale źle się czuję – oddychał ciężko.
– Nic dziwnego. Tu jest strasznie duszno. Otwórz okno – poradziłam. Spojrzał na mnie z nieskrywaną złością.
– Ja jestem delikatny, łatwo łapię różne choroby. Może jeszcze powinienem siedzieć w przeciągu? Już raz miałem zapalenie korzonków, nie wyobrażasz sobie, jakie to bolesne – jęknął. Nie wytrzymałam.
– Słuchaj, zachowujesz się jak schorowany staruszek. Już chyba rozumiem, dlaczego jesteś sam – wypaliłam.
– To nie moja wina, że jestem chorowity. Zaraz sprawdzę w internecie, bo to może być jakaś poważna choroba – wciąż skupiał się na sobie.
– Jasne. Okaże się, że masz wszystkie choroby oprócz puchlizny kolan.
– Czego? – nie wyczuł ironii.
– Choroby, na którą dawniej cierpiały panny służące, od zbyt długiego klęczenia się robi – zaśmiałam się.
– Nie ma w tobie odrobiny empatii – jęknął.
– Dla ciebie nie ma. Jesteś chory z urojenia.
– Aniu, zależy mi na tobie – spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa.
– Mnie już niestety nie. Nie mam ochoty słuchać o twoich dolegliwościach. Powiedziałam cześć i wyszłam.
Byłam wściekła. Myślałam o tym, jaki pech mnie prześladuje. Gdy poznałam fajnego faceta, okazał się chorą z urojenia mimozą. Miałam potrzebę z kimś pogadać. Ruszyłam do mojej przyjaciółki, Renaty.
– Anka, fajnie, że jesteś. Poznasz mojego kuzyna – zaprosiła mnie do pokoju. Na mój widok mężczyzna wstał.
– Krzysiek – podał mi dłoń. W tym facecie było coś urzekającego… Staliśmy wpatrzeni w siebie, a ja miałam ochotę przytulić się do niego.
– Zamierzacie stać jak posągi? Chodźcie na kawę i ciasto – przyjaciółka niosła talerz z ciastem drożdżowym. Usiedliśmy przy stole. A ja z uwagą przyglądałam się Krzysiowi. Był potężnie zbudowany. Z ochotą pałaszował ciasto i delektował się mocną kawą. Nie przeszkadzał mu chłodny powiew powietrza dochodzący z otwartego okna. „To dobry znak”, pomyślałam i uśmiechnęłam się do chłopaka. Gdy wychodziliśmy od Renaty, zaproponował mi wspólny spacer. Szliśmy, trzymając się za ręce. A rześki wiosenny wiatr rozwiewał resztki mojego zauroczenia pewnym hipochondrykiem…