„Biedni frajerzy – myślałam często o kolegach z uczelni, którzy usiłowali mnie poderwać. Nie byłoby ich na mnie stać! Ja nie miałam partnerów, lecz sponsorów. Zawsze tak było, ale teraz jestem na życiowym zakręcie, bo przypadkiem spotkałam swojego ojca, który porzucił mnie i mamę, gdy byłam mała..." Agnieszka, 24 lata
Nie uważałam się nigdy za prostytutkę. Po prostu stwierdzam, że miłość i zakochiwanie się jest dobre dla naiwnych. Sama się o tym boleśnie przekonałam, jeszcze w podstawówce. Wiadomo, o co chodzi facetom. Wie to każda średnio rozgarnięta kobieta. Cała reszta to mniej lub bardziej wyszukana gra pozorów.
W dzieciństwie niczego mi nie brakowało – ojciec dawał matce duże alimenty i kosztowne prezenty dla mnie. Tyle, że nigdy go nie widziałam. Gdy byłam mała, często pytałam mamę, dlaczego inne dziewczynki mają tatusiów, a ja nie...
– Ty też masz tatusia, kochanie, bardzo bogatego tatusia. Lepszego niż twoje koleżanki. Tyle tylko, że on wyjechał daleko stąd, ale przecież zawsze przysyła ci piękne prezenty! – powiedziała mi wtedy, malując rzęsy. Zawsze fascynowała mnie jej niezwykła uroda. Mogłam godzinami patrzeć na to, jak mama stroi się i robi sobie makijaż przed wyjściem.
Teraz wiem, do jakiej „pracy” wychodziła matka. Chodziła spotykać się z moim ojcem. Zawsze w tajemnicy, zawsze trzy razy w tygodniu. On był żonaty, nie chciał rozgłosu. Chciał za to mieć kochankę na skinienie. A matka go kochała, do szaleństwa, więc zgadzała się na wszystkie jego kaprysy. Ale potem mu się znudziła.
– Obiecywał, że rozejdzie się z żoną, i ożeni ze mną – płakała moja śliczna mama. – Twój ojciec to drań!!!
– Tak, mamusiu! – wyszeptałam.
– Pamiętaj, że mężczyźni są źli. Nie ma nic okrutnego w tym, by robić ich w balona!
Zapamiętałam tę lekcję i z całego serca znienawidziłam ojca.
Mama zmarła, gdy miałam czternaście lat. Niedługo potem zainteresował się mną jej „przyjaciel”. To on wprowadził mnie w świat. Nauczył wszystkiego, co dziś umiem, ale był też ze mną brutalnie szczery. Byłam bardzo zakochana. Może już wtedy brakowało mi ojca?
– Powinnaś sobie poszukać chłopaka, jakiegoś rówieśnika! – powiedział mi któregoś dnia Paweł, gdy leżeliśmy w łóżku.
Oficjalnie był dla wszystkich moim wujkiem, „przyjacielem” rodziny, który zaopiekował się mną po śmierci mamy. Zamieszkałam wtedy z babcią, półgłuchą i półślepą, którą niewiele obchodziłam, grunt, że dostawała od Pawła pieniądze na moje utrzymanie. On był dla mnie wszystkim.
– Ale ja ciebie kocham, a ty żartujesz sobie ze mnie... – przymilałam się.
– To lepiej przestań kochać! – poradził mi zimno. – Bo takie rzeczy są dobre dla mięczaków. Zresztą ja wyjeżdżam.
– Jak to? – wyjąkałam zdruzgotana.
– Wyjeżdżam i już. A ty masz skończyć szkołę i urządzić się w życiu. Masz tu telefon mojego kolegi. Tam dzwoń w razie kłopotów. Spodobałaś mu się.
– Ale ja chcę jechać z tobą! – rozpłakałam się. – Zabierz mnie ze sobą.
– Nie mogę. A poza tym – żenię się. Najwyższy czas, żebym się ustatkował. No, fajnie było, ale pora się rozstać. Tak to jest w życiu. Rzuciłam się na niego z pięściami, ale tylko się ze mnie śmiał. Z zemsty, zaraz jak wyjechał, poszłam do łóżka z tym jego kolegą. I odkryłam coś ważnego. Że po pierwsze – to mi się podoba, a po drugie – dostaję za to pieniądze.
Z tym drugim byłam przez całe liceum. Też miał żonę i dwójkę dzieci. Pomógł mi pozbyć się babci, była już tak niedołężna, że oddałam ją do domu starców, jak tylko skończyłam osiemnaście lat. Urządził mi pięknie mieszkanie, kupił samochód, parę razy wywiózł za granicę. Potem się rozstaliśmy, ale po przyjacielsku i tak „weszłam w obieg”.
Od tego czasu minęło pięć lat – studiuję i mam kolejnego przyjaciela. Gdy widzę moje koleżanki studentki harujące w fast foodach albo bawiące cudze zasmarkane dzieci, to dziękuję losowi, że mnie to ominęło. Wystarczy, że mrugnę i facet już leci z otwartym portfelem. Nie muszę się męczyć.
– Przepraszam, kochanie, że się spóźniłem – rozmyślania przerwał mi przepychający się przez tłum w klubie mój przyjaciel. – Ale zebranie zarządu się przeciągnęło i wiesz sama, jak to jest...
– Tak wiem, wiem – odpowiedziałam znudzonym tonem.
Pewnie znów ta jędza, jego żona, zrobiła mu o mnie dziką awanturę. Żony dużo lepiej by sobie radziły z mężami, gdyby przymykały oko na niektóre rzeczy, tak jak to robią kochanki.
– Ale nie martw się, mam tu dla ciebie piękny prezent – wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko. – Przymierz, zobacz, jak elegancko się prezentuje! Aby sprawić mu przyjemność, założyłam na przegub kolejną bransoletkę.
– Na weekend zabieram cię na wyjazd służbowy! – zaznaczył. – Oficjalnie pojedziesz jako moja asystentka, dobrze, kotku?
– Oczywiście, skarbie – dopiłam kawę.
– To co? Idziemy na zakupy? Nie był najlepszy w miłosnych sprawach, więc odbijałam to sobie, opróżniając jego kartę kredytową. W końcu byłam mu wierna. A to kosztuje!
Okazało się, że wyjazd to jakaś nużąca konferencja połączona z polowaniem, grillem i balem przebierańców. Nudziłam się jak mops, ale udawałam, że coś tam notuję, bo inne dziewczyny zawzięcie skrobały. „Ciekawe, ile z nich było kochankami swoich szefów, a ile prawdziwymi sekretarkami”, myślałam, obserwując całe to towarzystwo.
Na balu podszedł do nas wysoki, elegancki, szpakowaty pan. Zostałam więc oficjalnie przedstawiona.
– Panie prezesie! To moja nowa asystentka, Klara – w pracy nigdy nie używałam prawdziwego imienia. Mój przyjaciel poczerwieniał ze zdenerwowania, więc pomyślałam, że to pewnie ktoś ważny.
– Miło mi pana poznać – uśmiechnęłam się. – Jestem taka szczęśliwa, że mogę dla pana pracować...
– Tak? A co się pani najbardziej u nas podoba? – zapytał prezes, przyglądając mi się badawczo.
Mój przyjaciel nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Nie miałam zielonego pojęcia, co on robi, oprócz tego, że zajmuje się pieniędzmi i że je ma.
– Najbardziej podobają mi się stosunki... międzyludzkie w pańskiej firmie! – wypaliłam więc bezczelnie. Uszło mi to na sucho, a prezes wyraźnie się mną zainteresował. Podczas kolacji parę razy zerkał w moją stronę.
– Czy pani naprawdę ma na imię Klara? – zapytał, gdy spotkaliśmy się przy barze. Skinęłam głową. Nie mogłam narażać przyjaciela na wstyd i zdemaskowanie. Taki był układ.
– Szkoda... – zachmurzył się.
– Czy coś się stało? – spytałam miękko. Jestem specjalistką w pocieszaniu mężczyzn.
– Nie, tylko jest pani bardzo podobna do kobiety, którą kiedyś znałem. Ale to stara historia – zaśmiał się. Położyłam delikatnie rękę na jego dłoni i pomyślałam, że chyba upoluję tutaj grubszą rybę.
– Chętnie posłucham...
– Nie ma czego – prawie wyrwał mi swoją rękę. – Ta kobieta od dawna nie żyje i nie sądzę, by pani ją znała...
– Przepraszam, jeśli pana uraziłam – odparłam słodko. – Proszę powiedzieć mi chociaż, jak miała na imię.
Pewnie nie zdobyłby się na to wyznanie, gdyby nie parę drinków, które wypił.
– Teresa. Miała też córkę... Agnieszkę... Kiedy ostatni raz ją widziałem, była całkiem małą dziewczynką – wyszeptał cicho i nagle zrozumiałam, kogo naprawdę mam przed sobą. Ten człowiek... naraz z zakamarków pamięci wypłynęła mi twarz, którą znałam jedynie ze starej fotografii. Ten człowiek... to mój ojciec!
Zerwałam się z barowego stołka i, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia, wybiegłam z jadalni. Wszędzie kręcili się ludzie, ale ja musiałam choć na chwilę zostać sama. Spotkałam ojca... w takim miejscu? Dlaczego teraz?
– O Boże!!! – musiałam zagryźć usta niemal do krwi, aby nie wybuchnąć rozpaczliwym szlochem. Jeszcze pięć minut temu zastanawiałam się, jak go uwieść.
Ta sytuacja była nawet dla mnie szokująca. Nie mogłam dojść do siebie. Usiadłam na ławce, cała trzęsąc się z zimna i emocji, choć był przecież gorący wieczór.
– Agnieszka? To naprawdę ty? Nie wierzyłem, że będę miał okazję kiedyś znów cię zobaczyć... ale jesteś tak podobna do matki... Wiedziałem od razu, jak cię spotkałem, że ty musisz być córką Teresy... i moją... – położył mi rękę na ramieniu.
– A ja tyle czasu ciebie szukałem... Gdy Teresa umarła, sąsiedzi mówili, że przeprowadziłaś się do babki, ale nikt nie znał jej adresu. Nie wiedziałem, komu dawać pieniądze...
– To przez ciebie mama umarła – wrzasnęłam, nie przejmując się zupełnie, że ktoś mnie usłyszy. – Kochała cię, chciała, żebyś się z nią ożenił, a ty nas zostawiłeś. Mój ojciec usiadł i westchnął:
– Chciałem się rozwieść. To ona nie chciała! Musisz mi uwierzyć!
– Nie wierzę! – wyszeptałam, choć nie mogłam przestać słuchać.
Działo się ze mną coś dziwnego. Gdzie się podziała pewna siebie, seksowna Klara? Znów byłam małą, przerażoną dziewczynką. Znów wszystko to, czego się bałam i co czasem mi się śniło – wróciło do mnie z wielką siłą.
– Przykro to mówić, ale tak było. Teresa wiedziała o mnie różne rzeczy. Także o firmie – wyznał ze smutkiem. – Szantażowała mnie tym, okazało się, że chciała tylko pieniędzy, żeby się dobrze urządzić. A ja nie umiałem od niej odejść, choć wiedziałem, że... Dopiero, jak przyłapałem ją z innym, z tym kryminalistą! Wtedy znalazłem siłę, żeby odejść. A ona nie pozwalała mi się z tobą widywać, wciąż tylko chciała pieniędzy! Ciągle pieniędzy!
– Mówi pan o Pawle? – słowa same więzły mi w gardle. Matka już bardzo chora, przekazała mu opiekę nade mną. I to on stał się moim pierwszym kochankiem. A był także kochankiem mojej matki... Czy ona o tym wiedziała? Czy z premedytacją oddała mnie w jego ręce?
– Nie mów do mnie „pan”, dziecko. Wiem, że ci trudno, ale jestem przecież twoim ojcem, czy chcesz tego, czy nie. Tak się cieszę, że cię widzę całą i zdrową, powiedz, co u ciebie? Studiujesz? – zainteresował się.
– Tak, studiuję – odparłam martwo.
– Chętnie ci pomogę, naprawdę. Mieszkasz na stancji? W akademiku?
– Nie, w mieszkaniu, po babci. Jakoś sobie je urządziłam – skłamałam.
– Pewnie było ci ciężko samej. W firmie jesteś na praktyce, prawda? – dopytywał się. Jak łatwo mu przychodziło wszystko sobie wytłumaczyć. „Nie, nie jestem na żadnym stażu!”, chciałam krzyknąć. „Jestem utrzymanką twojego dyrektora, który właśnie tu leci do nas przez trawnik!”
– Nie potrzebuję pomocy – powiedziałam szybko.
– Proszę dać mi spokój!
– Coś się stało? – zapytał mój kochanek, który właśnie mnie odnalazł. Popatrzyłam na niego obojętnie. Jakże mi się wydawał nieważny w tej chwili. Nawet jego pieniądze nie były dziś istotne.
– Nic takiego. Pana uroczej asystentce zrobiło się słabo, bo jest troszkę duszno. Pozwoliłem sobie wyprowadzić panią do parku... – wyjaśnił mój ojciec, wchodząc znów w swoją rolę.
„Co za kłamca”, pomyślałam z goryczą.
– Dziękuję za miłą rozmowę. Pani uwagi były dla mnie bardzo cenne!
– Co ty wyprawiasz? – syknął przyjaciel, łapiąc mnie za łokieć. – Nie pogrywaj sobie ze mną.
– Spadaj, frajerze! – powiedziałam złośliwie.
– Słucham?
– Z nami koniec. Zamów mi taksówkę, ja wracam do miasta! Dosyć mam tej farsy! Nie mogłam dłużej narażać się na to, że ojciec odkryje, kim jestem.
Pozornie to spotkanie niczego nie zmieniło. Jednak jestem teraz na poważnym życiowym zakręcie i nie wiem, co dalej. Nie wiem, czy mam uwierzyć ojcu, bo wtedy musiałabym znienawidzić własną matkę, która nie może się bronić.
Czasem spotykam się z nim. Wydobył mój telefon od przestraszonego dyrektora, który nie potrafił odmówić szefowi.
Ojciec funduje mi obiady, zakupy, kawę czy herbatę, ale jeszcze nigdy nie zaproponował, że zaprosi mnie do domu. Przypuszczam, że jego żona nie wie, że ma córkę z kochanką. Zastanawiam się więc, czym ojciec różni się od innych facetów, którzy przez lata mnie utrzymywali. Też daje mi pieniądze i prezenty, a w zamian chce tylko wygodnej bajki o moim udanym życiu i ja mu ją sprzedaję, opowiadając grzecznie o egzaminach i studiach. Może stara się w ten sposób zagłuszyć wyrzuty sumienia?
– Koniecznie powiedz mi, kiedy masz obronę pracy magisterskiej... – przypomina mi. – Pójdziemy wtedy na uroczysty obiad!
– Zawiadomię – obiecuję i nie chcę myśleć o tym, co będzie, gdy ojciec dowie się w końcu, kim naprawdę jestem. Bo mój wyuczony zawód to nie marketing i zarządzanie, ale luksusowa call girl. Ale tak samo jak on swojej żonie – na razie i ja za bardzo boję się wyznać prawdę.