"Dla Grzegorza poświęciłabym wszystko. Nie miałam poczucia, że krzywdzę jego żonę, bo to on postanowił od niej odejść i wnieść sprawę o rozwód. Byłam w szoku, gdy pewnego dnia oświadczył mi, że jego była jest w ciąży. I to z kim?! " Beata, 33 lata.
Grzegorza poznałam, kiedy dochodziłam do siebie po zerwaniu z narzeczonym. Okazał się nałogowym hazardzistą, dlatego długo nie zastanawiałam się nad odejściem. Było mi ciężko. Udawałam twardzielkę, ale tak naprawdę czułam się samotna. W trudnych chwilach garnęłam się do ludzi: chodziłam do teatru, kina czy jakichś fajnych klubów. I właśnie tam, popijając drinka, zwróciłam uwagę na Grzegorza.
Miał sympatyczną, inteligentną twarz. Wyglądał na człowieka, który zna życie… Siedział po drugiej stronie baru i popijał to samo co ja. Złowił mój wzrok i po chwili rozmawialiśmy jak starzy znajomi.
– Często tu przychodzisz? – zapytał.
– Tylko wtedy, kiedy mam potrzebę pobyć wśród ludzi – uśmiechnęłam się smutno.
– Ja też lubię ten klub, ale nigdy cię tu nie widziałem. Może się mijaliśmy? Bo nie sądzę, żebym cię nie zauważył!
– Aż tak rzucam się w oczy?
– Tak. Wydajesz się smutna i… samotna – wyraźnie mnie podrywał.
– Pewnie troszkę smutna, bo samotna – westchnęłam. – Ale ty chyba nie możesz tego powiedzieć o sobie – znacząco spojrzałam na jego prawą dłoń, na której pobłyskiwała obrączka.
– Teoretycznie nie jestem samotny, bo mam żonę, a w praktyce… No cóż, moja druga połowa to ambitna kobieta. Najważniejsze dla niej są praca i kariera. Pobraliśmy się pół roku temu, a widujemy się rzadziej niż w czasach narzeczeństwa! Co prawda pracujemy w jednej firmie, ale ja nie siedzę tam do późna w nocy. Ciągnie mnie do domu. Który jest pusty. Więc kiedy mam już dość oglądania telewizji, wychodzę posiedzieć między ludźmi, tak jak ty…
Przegadaliśmy tego wieczoru kilka godzin. Grzegorz opowiedział mi prawie całe swoje życie, zwierzył z wielu problemów i wątpliwości. Chociażby takich, czy powinien był się żenić…
– Monika spodobała mi się i z wyglądu, i z charakteru – opowiadał. – To bardzo zaradna i przedsiębiorcza osoba, wie, czego chce w życiu. Pasujemy do siebie. Może dlatego, że mnie często brakuje zdecydowania i stanowczości? – analizował na głos.
Rozstaliśmy się późno w nocy. Każde z nas poszło do swojego domu i życia. Nie wymieniliśmy się nawet numerami telefonów, bo w końcu było to tylko przypadkowe spotkanie z przypadkowym człowiekiem. Taka… terapia rozmową.
Tymczasem kilka miesięcy później spotkaliśmy się w supermarkecie!
– No, nareszcie! – Grzegorz uśmiechnął się szeroko na mój widok. – Wiedziałem, że wcześniej czy później cię spotkam! Często zaglądałem do baru, w którym się poznaliśmy, ale na próżno… Przestałaś tam chodzić?
– Byłam raz czy dwa. Ostatnio nie mam czasu na nudę. Dużo pracuję, zaczęłam też kurs księgowości… – pochwaliłam się.
– A co u ciebie? Problemy zniknęły? Wyglądasz na zadowolonego z życia! Małżeństwo jednak ci służy! – pokiwałam głową z aprobatą.
– Służy mi raczej brak problemów finansowych, co jest niewątpliwą zasługą mojej zaradnej i bardzo zapracowanej żony. Zapraszam cię na obiad! – oznajmił. – Musimy porozmawiać, tyle się nie widzieliśmy! – zaciągnął mnie do pobliskiej knajpki. Tam znów przesiedzieliśmy parę godzin.
– Czy ty nie masz żadnych obowiązków? Nie musisz już wracać do żony? – dziwiłam się, kiedy zegar na ścianie lokalu pokazał dziewiętnastą.
– Monika wyjechała podpisywać jakiś kontrakt i jestem pewien, że tylko o tym myśli… – wyjaśnił ze smutkiem. Zrobiło mi się go żal. A potem… umówiliśmy się na spacer. I na kolację. I na obiad.
Nasze spotkania stały się coraz częstsze, coraz dłużej rozmawialiśmy przez telefon… A miesiąc później zostaliśmy kochankami. Dla mnie nie była to przelotna znajomość czy romans. Zakochałam się i dla Grzegorza poświęciłabym wszystko. O jego żonie jeszcze wtedy nie myślałam. Nie miałam poczucia, że robię jej krzywdę. Po prostu kochałam i byłam szaleńczo owładnięta tym uczuciem. Podporządkowałam mu całe swoje życie.
Czy zadzwoni, napisze, a może uda mu się przyjść do mnie choć na godzinę? Całe popołudnia spędzałam w domu, licząc na spotkanie. Nie zawsze było to jednak możliwe. A to Grześ miał gości, a to Monika potrzebowała jego pomocy w pracy, a to źle się poczuła… Z czasem przekonałam się, że bycie tą „trzecią” nie jest takie proste, jak sądziłam.
Kiedy Grzegorz siedział przy mnie, było wspaniale, ale gdy wychodził, cierpiałam. Zastanawiałam się, co wtedy robi. Czy miło spędza czas z żoną? Czy poszli do kina albo do znajomych? Może rozmawiają o czymś wesołym, a może się kochają? Bo sypiali ze sobą na pewno. W końcu byli młodym małżeństwem… Takie myśli bardzo bolały. Nie dawały spokoju, bolały jak zadra…
Nigdy nie pytałam Grzegorza o relacje z żoną i o to, co dzieje się między nimi. Odkąd zostaliśmy kochankami, przestał o Monice opowiadać. Z czasem jednak stawał się coraz bardziej ostrożny w kontaktach ze mną. Pewnie żona zaczęła podejrzewać, że ją zdradza…
– Im dłużej o tym myślę, tym bardziej przekonuję się, że niepotrzebnie wiązałem się z Moniką – mówił. – Zupełnie do siebie nie pasujemy. To ciebie kocham najbardziej na świecie, a muszę się kryć z uczuciami i tkwić w związku skazanym na porażkę… Powinienem to zmienić – myślał na głos. Takie życie bardzo mnie męczyło. Za dużo kłamstw, nerwów i cierpienia…
Pewnego dnia Grzegorz przyszedł do mnie niespodziewanie. Z walizką.
– Wreszcie zdobyłem się na ten krok. Planowałem to już od kilku dni, ale nie chciałem ci mówić, żebyś się nie denerwowała. Odszedłem od Moniki… – przytulił mnie z czułością. Potem opowiadał, że nie było łatwo. Żona wpadła w histerię. Najpierw zażądała, żeby natychmiast się wyprowadził, wyrzucała jego rzeczy z szaf. A kiedy zaczął się pakować, płakała, żeby jednak został. Ale on zabrał swoje rzeczy i wyszedł.
Byliśmy szczęśliwi i nic nie zakłócało tego stanu, nawet fakt, że przez pewien czas mój mężczyzna był bez pracy. Dawaliśmy sobie radę, żyjąc z mojej pensji. Nie naciskałam na Grzegorza, żeby czegoś poszukał. Lubiłam wracać do domu, w którym ukochany serwował mi obiadek. Żyliśmy jak stare dobre małżeństwo i nie poruszaliśmy tematu rozwodu Grzegorza ani naszego małżeństwa.
Trwało to kilka miesięcy, aż do momentu, kiedy niespodziewanie zadzwoniła Monika.
– Poprosiła mnie o rozmowę. Twierdzi, że już uporała się z emocjami i możemy przedyskutować temat rozwodu – powiedział Grześ, szykując się do wyjścia. Nareszcie!
Cieszyłam się, że wszystko zaczyna się układać. Miałam do tego jeszcze jedną dobrą wiadomość dla Grzesia: znalazłam mu pracę u siebie w firmie! Jednak czekanie na niego tego wieczora ciągnęło się w nieskończoność. Bardzo się denerwowałam. Bałam się, że skoro tak długo go nie ma, to pewnie Monika znowu stwarza jakieś problemy. Mijały kolejne godziny, wybiła północ, a Grześka nadal nie było. Stałam w oknie, wsłuchiwałam się w odgłosy na klatce. „Dlaczego tak długo go nie ma?”, martwiłam się. „A jeśli został z nią na noc? Jeśli mnie zdradził?” Pierwszy raz zaczęłam mieć takie obawy…
– Wybacz, ale nie mogłem wyjść wcześniej. Ta rozmowa była bardzo trudna.
Słuchałam cierpliwie, obserwując jego zachowanie i starając się doszukać choćby nuty nieszczerości…
– Na początku Monika była spokojna i opanowana – kontynuował. – Bardzo rzeczowa. Ale później znowu zaczęła histeryzować i płakać. Groziła, że coś sobie zrobi. Starałem się to zbagatelizować i wyjść, a wtedy ona na moich oczach sięgnęła po nóż i przecięła sobie przegub ręki… Zawiozłem ją do szpitala, gdzie opatrzyli ranę i wróciłem z nią do domu. Musiałem zostać do rana. Nie mógłbym jej tak zostawić samej. Zrozum…
– Boże… – jęknęłam. – Nie sądziłam, że aż tak nerwowo zareaguje. Myślałam, że pogodziła się z twoim odejściem…
– Jednak nie. Bardzo źle wygląda, schudła, jest załamana, ale zgodzi się na rozwód – powiedział cicho.
Potem już nie rozmawialiśmy na ten temat. Choć wciąż wisiał w powietrzu… Czekaliśmy na termin rozprawy i coraz cięższa atmosfera robiła się między nami. W sumie nie wiadomo dlaczego… Coraz częściej się sprzeczaliśmy, coraz więcej nieporozumień było między nami. Grzegorz narzekał na pracę, którą mu załatwiłam, ja narzekałam, że w niczym mi nie pomaga, nie rozmawia ze mną tak często i szczerze jak kiedyś…
Chyba przez tę niemiłą atmosferę Grześ zaczął coraz później wracać do domu. Przestał mi mówić, gdzie był i co robił. Martwiłam się o niego, a jednocześnie zastanawiałam, co dalej z nami będzie. Czy pobierzemy się po jego rozwodzie? Czy Grzegorz tego chce? Bo ja mimo wszystko pragnęłam zostać jego żoną… Nadszedł dzień rozprawy rozwodowej.
Chciałam iść z Grzesiem do sądu, ale mi kategorycznie zabronił.
– Sam chcę przez to przejść – oznajmił. – Poza tym Monika nie czułaby się komfortowo, widząc tam ciebie – tłumaczył. „No tak. Tylko jakie to teraz ma znaczenie?”, zastanowiłam się. I znowu czekanie. Spacery od okna do okna. Nerwowe zerkanie na telefon. Dlaczego jeszcze nie dzwoni? Przecież taka rozprawa nie trwa wiecznie…
Kiedy wreszcie Grzegorz wszedł do mieszkania i zobaczyłam jego szarą twarz, bałam się pytać o finał rozprawy.
– Nie rozwiedliśmy się – powiedział tylko cicho.
– Nie rozumiem – uniosłam brwi. – Przecież to była formalność! Nie mieszkaliście ze sobą od kilku miesięcy. Monika to osoba samowystarczalna, ma pracę, dobrze zarabia! O co chodzi? – zdenerwowałam się.
– Jest w bardzo złym stanie psychicznym. Poza tym musi być teraz pod opieką lekarza… – mętnie tłumaczył.
– Dobrze, ale przecież możesz jej pomagać po rozwodzie! – uniosłam się. – Rozumiem, że nie odwrócisz się od niej i ja wcale tego od ciebie nie wymagam – nadal byłam zdezorientowana.
– Nic nie rozumiesz, Beata! Monika jest w ciąży… Nie możemy się rozwieść! – podniósł głos.
– W ciąży? A co cię to obchodzi? Niech się tym martwią Monika i tatuś dziecka! Przesadzasz z tą odpowiedzialnością! – zdenerwowałam się.
– Jest w ciąży ze mną… – dokończył cicho. Zaczęłam się nerwowo śmiać. Przecież to niemożliwe! Od pół roku mieszkał u mnie!
– W którym miesiącu?
– W drugim… – spuścił wzrok.
Nie wierzyłam w to, co słyszę! Przecież twierdził, że mnie kocha, że jestem jego miłością… Że niepotrzebnie wiązał się z Moniką! „Boże, jaka ja byłam głupia i naiwna”, dotarło nagle do mnie. – Zdradziłeś mnie z żoną?! Kiedy? Gdy późno wracałeś z pracy? No, kiedy?! – zaczęłam krzyczeć.
– Nie histeryzuj! Stało się. To w końcu moja żona! Widziałem, że jest jej ciężko. Była wrakiem. Nie znałem jej od tej strony. Zawsze zaradna, pewna siebie, a kiedy się spotykaliśmy, ciągle płakała. Musiałem ją pocieszać. Kiedyś była mi bliska, zrozum… – tłumaczył się.
– Nie rozumiem! Ale co teraz? Będziesz płacił alimenty? – zapytałam rzeczowo.
– Wracam do Moniki. Muszę być przy niej, bo źle znosi ciążę. Jest słaba, wymaga opieki. To mój obowiązek. Nie zostawię jej przecież, byłbym najgorszą świnią. To będzie mój syn albo córka… – tłumaczył, nie patrząc na mnie.
Zrobiło mi się gorąco. Poczułam, że tracę grunt pod nogami. Nie dochodził do mnie sens słów Grzegorza. Miałam nadzieję, że to zły sen! Zabawił się moim kosztem, zamieszkał u mnie na jakiś czas, a potem zaczął zdradzać ze swoją żoną. Znowu żył na dwa fronty! I w końcu doszedł do wniosku, że Monika to jednak nie pomyłka. To ja okazałam się pomyłką. Bolało bardzo.
Widziałam go parę razy na ulicy z ciężarną żoną. Wyglądali na zadowolonych z życia. Mimo to moje głupie serce jeszcze tęskniło i miało nadzieję, że może po porodzie… A po roku zobaczyłam Grzegorza na spacerze. Pchał wózek, a drugą ręką obejmował szczęśliwą żonę.