"Ustaliliśmy z Moniką, że bierzemy ślub, ale nie robimy wesela. Jej mama postanowiła jednak inaczej i już wzięła się za organizowanie wielkiego przyjęcia! Moja narzeczona zaczęła się łamać..." Jacek, 28 lat.
Znaliśmy się z Moniką trzy lata, przez rok razem mieszkaliśmy, aż postanowiliśmy się zaręczyć. Nie zaskoczyliśmy rodziców tą decyzją.
– Kiedy ślub? – spytali moi rodzice.
– Braliśmy pod uwagę wakacje przyszłego roku – przyznałem.
– To zostało niewiele czasu – moja mama się ożywiła.
– Trzeba się zabrać za organizację...
– Czego? – zdziwiłem się.
– No, wesela! – odpowiedziała, a ja spojrzałem na Monikę.
– Braliśmy pod uwagę raczej skromne przyjęcie dla najbliższej rodziny... – wyznałem.
– A zaoszczędzone w ten sposób pieniądze wydalibyśmy na podróż poślubną – dodała Monika. – Na przykład do Egiptu albo Grecji.
– Bardzo rozsądnie! – przyznał tata i odetchnął z ulgą.
Wiedziałem, czemu się ucieszył z naszej decyzji. Dwa lata temu żenił się mój starszy brat, Kamil. Rodzice do dzisiaj muszą zaciskać pasa, żeby „odrobić” wszystkie wydatki związane z weselem. Z kolei siostra Moniki wyszła za mąż półtora roku temu. Dopiero w zeszłym miesiącu jej rodzice skończyli spłacać kredyt, który zaciągnęli na zorganizowanie przyjęcia. Więc my, następni w kolejce do żeniaczki, zdawaliśmy sobie sprawę, że o hucznej zabawie nie mamy co marzyć. Zresztą byliśmy z Moniką zgodni. Bardziej cieszyłaby nas dwutygodniowa wycieczka niż noc spędzona na pijaństwie i tańcach. I to z rodziną, widzianą tylko od wielkiego dzwonu.
Kilka tygodni później bawiliśmy się na weselu u mojej kuzynki. Patrzyłem na podpitych gości, fałszującą orkiestrę, pana młodego, który obtańcowywał wszystkie ciotki… Cieszyłem się, że mnie to ominie. Tymczasem Monika cały ten weselny cyrk oglądała z rozmarzeniem w oczach. A kiedy po północy młodzi dziękowali swoim rodzicom, w oczach mojej narzeczonej pojawiły się łzy.
– Monika, co ci? – spytałem zaniepokojony.
– Bo wiesz... – powiedziała nieśmiało. – Trochę mi szkoda, że tego nie doświadczę...
– Wyobrażasz sobie, ile by nas kosztowała taka impreza? – spytałem narzeczonej.
– Pamiętaj, że część pieniędzy zwraca się w prezentach! – odpowiedziała Monika.
– Tak, zwłaszcza w sztućcach i ręcznikach – zaśmiałem się.
– Zawsze możemy uprzedzić, że wolimy gotówkę! – dodała.
– Monika, powiedz szczerze, chciałabyś mieć wesele, co?... – zaniepokoiłem się.
– To jest wydarzenie, które wspomina się przez całe życie... Sama już nie wiem.
– Dobra, jeszcze o tym pogadamy – skwitowałem.
Już po tygodniu od wesela kuzynki zadzwoniła do mnie przyszła teściowa.
– Słuchaj, Jacek – tłumaczyła podekscytowana. – Widziałam właśnie świetny lokal pod miastem! Lasek, cisza, spokój, ładne widoki… – wyliczała jednym tchem. – I wyobraź sobie, biorą tylko dwieście złotych od osoby!
– Za co? – zdziwiłem się.
– No, za wesele. Okazja, co?
– Ale, przecież my... Nie chcemy... Ustaliliśmy coś innego... – jąkałem się.
– Słuchaj, zaraz u was będę, to sobie pogadamy – przerwała mi mama Moniki. – No to pa!
Chwilę później stanęła w naszych drzwiach.
– Bo zobaczcie – trajkotała od wejścia. – Jeśli zrobimy skromne wesele na siedemdziesiąt osób, to wydamy niewiele więcej niż na eleganckie przyjęcie na trzydzieści...
Rzuciłem proszące spojrzenie Monice. Myślałem, że narzeczona włączy się i zacznie protestować. Ale ona zafascynowana chłonęła słowa matki jak gąbka.
– Monika i tak musi kupić sobie sukienkę, ty garnitur, księdzu tak czy siak trzeba zapłacić – wyliczała teściowa. – Zdjęcia też musicie mieć...
– A orkiestra, noclegi dla gości, poprawiny? – zaatakowałem.
– Poprawin się teraz nie robi! – wyjaśniła niezrażona moim tonem przyszła teściowa. – Z noclegami nie będzie problemu, większość gości jest stąd...
– Moja koleżanka ma zespół muzyczny – włączyła się Monika. – Biorą niedużo...
– O widzisz! – ucieszyła się teściowa.
– Dobra, wy to sobie przemyślcie, a ja zadzwonię do lokalu i wstępnie go zarezerwuję na ostatni tydzień czerwca! – rzuciła i wyszła.
Byłem wściekły.
– Monika, nie podoba mi się to wszystko. I to bardzo! Przecież już ustaliliśmy... – zacząłem.
– Ty ustaliłeś! – wytknęła mi.
– To było twoje zdanie. Ja musiałam się dostosować!
– Nie rób ze mnie tyrana, dobrze? – zdenerwowałem się.
– Ale przyznaj, czy kiedykolwiek zapytałeś, czego ja chcę? – pytała podenerwowana. – Nie! Bo było oczywiste, że skoro nasze rodzeństwo miało wesela, to my nie możemy mieć. A moja mama...
– Więc teraz twoja mama będzie decydować, tak? – warknąłem. – Ja się nie zgadzam! – krew uderzyła mi do głowy. – Jak ty to sobie wszystko wyobrażasz, skąd weźmiemy pieniądze? Z mojej pensji? A może od rodziców?! – krzyczałem.
– Moi mogą dać nam dziesięć tysięcy, jeśli twoi też dadzą tyle.
– A więc już z nimi rozmawiałaś? – chwyciłem się za głowę.
– Mamy być małżeństwem, podejmować razem decyzje, a ty wszystko ustalasz z mamą?! – uniosłem się.
– Takim tonem nie będę z tobą rozmawiać – obraziła się.
– Nie poznaję cię – pokręciłem głową i wyszedłem z pokoju.
Następnego dnia wpadłem po pracy do rodziców.
– Wyobraźcie sobie, że moja przyszła teściowa chciałaby jednak wyprawić nam wesele...
– Ale co wy na to? – mama spojrzała na mnie zdziwiona. – Przecież chcieliście inaczej.
– Okazuje się, że to były tylko moje plany – rzuciłem z goryczą. – Monika popiera matkę.
– I co, nie liczy się z twoim zdaniem? – nie dowierzała mama.
– Chciałaby, żebym to ja liczył się z jej... – westchnąłem.
– A ile miałoby to wesele kosztować? – zapytał ojciec.
– Po dziesięć tysięcy od rodziny.
– Dużo – skwitował. – Bez kredytu nie dalibyśmy rady.
– Ja też nie chcę was narażać na wydatki! – zdenerwowałem się.
– A co – zaczął ojciec – wolisz się kłócić ze swoimi teściami jeszcze przed ślubem?
– Już mi się odechciewa tego ślubu! – żachnąłem się.
Wyszedłem od rodziców z mieszanymi uczuciami. Wcale mi nie było lżej. „Dlaczego muszę tańczyć tak, jak zagra mama Moniki?”, wkurzałem się. „Rozumiem, że ze zdaniem rodziców trzeba się liczyć, ale bez przesady!”, myślałem. „Jeżeli teraz ustąpię, to potem oni będą się wtrącali we wszystkie nasze sprawy!”.
Już od tygodnia nie odzywamy się do siebie. Nie wiem, co dalej robić. Boję się, że Monika jest pod dużym wpływem mamy i jeśli teraz ulegnę, będzie tak przez całe małżeństwo...