"Obie z Anitą twierdziłyśmy, że nie chcemy mieć dzieci, ale ona była w swoich poglądach bardziej radykalna niż ja... Gdy wyszedł mi pozytywny test ciążowy, wpadłam w panikę. Tak bardzo pragnęłam usłyszeć od Anity, że wszystko jakoś się ułoży. Ale jej słowa to był dla mnie kolejny szok!" Martyna, 37 lat
Z Anitą znałam się od podstawówki. Byłyśmy przyjaciółkami na dobre i na złe. Miewałyśmy po drodze różne miłosne zawirowania, jednak obie w jednakowym stopniu uwielbiałyśmy się bawić, dlatego nasze związki były raczej krótkotrwałe. Obie też miałyśmy takie samo zdanie na temat macierzyństwa.
– Dzieciom mówimy stanowcze „nie”! – śmiałyśmy się nieraz, bawiąc się w klubie czy na dyskotece. Każda z nas deklarowała, że nie chce mieć dzieci. I tak naprawdę było. Nie czułam najsłabszego instynktu macierzyńskiego. Ciągle słyszałam od rodziny i znajomych, że kiedy spotkam odpowiedniego mężczyznę, będę chciała z nim założyć rodzinę. Tymczasem nic się nie zmieniało. Wręcz utwierdzałam się w przekonaniu, że nawet jeśli spotkam mężczyznę mojego życia, to przekonam go, że nie nadaję się na mamę. Jako że miałyśmy z Anitą mnóstwo wspólnych koleżanek, co rusz chodziłyśmy na śluby i chrzciny. O ile śluby sprawiały nam przyjemność, tak chrzty i imprezy z okazji narodzin kolejnych dzieci były dla nas udręką. Zwłaszcza dla mojej przyjaciółki.
– Boże, ale to nudne! – Anita wywracała oczami, gdy spotykałyśmy na przykład znajomą w ciąży, która mówiła wyłącznie o swoim stanie, czy dawną koleżankę z wózkiem, którą fascynowała konsystencja kupek jej dziecka i ilość nowych ząbków.
– Nie mogę uwierzyć, że takie małe stworzenia potrafią tak namieszać i zmienić dorosłego człowieka w jakiegoś robota – rzucała po kolejnej rozmowie ze świeżo upieczoną mamusią. Moja przyjaciółka naprawdę była mocno zdegustowana macierzyństwem. Ilekroć widziałyśmy w parku karmiącą mamę, odwracała wzrok z obrzydzeniem. Bardzo mnie to bawiło. Ja również nie przepadałam za słuchaniem zachwyconych swoimi maleństwami mamusiek, ale traktowałam to z przymrużeniem oka. W końcu każdy miał prawo do własnych decyzji.
Niezależnie od tego, czy aktualnie spotykałyśmy się z jakimiś mężczyznami czy nie, nadal umawiałyśmy się i spędzałyśmy czas tylko we dwie. Wiedziałam, że to przyjaciółka, na którą mogę liczyć w każdych okolicznościach. I wtedy poznałam Filipa. Ciemnowłosego, przystojnego fotografa, w którym zakochałam się bez pamięci. Szybko zamieszkaliśmy razem i przez jakiś czas byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Anita też go polubiła. Często urządzaliśmy sobie wspólne wypady i namawiałyśmy Filipa, żeby robił nam zdjęcia.
– Takie życie to ja rozumiem! – żartowała przyjaciółka, wrzucając swoje fotografie do internetu. Filip jednak był dość niestały w uczuciach. To, co wydawało mi się miłością po grób, okazało się bardzo intensywną, ale dość krótką relacją. Któregoś dnia mój ukochany po prostu oznajmił mi, że wyjeżdża.
– Jadę do Stanów – powiedział, jakby informował mnie o pójściu na wizytę kontrolną do dentysty.
– Do Stanów? – Stanęłam jak wryta.
– Mój wujek tam mieszka. – Uśmiechnął się jak zadowolone z lizaka dziecko. – Wczoraj z nim rozmawiałem i obiecał mi załatwić pracę. Będę robił zdjęcia dla gazety! Wyobrażasz sobie, jaka czeka mnie przyszłość?
– No, a my? – wyjąkałam zszokowana rozwojem sytuacji.
– Martysiu, zawsze będę cię kochał, przecież wiesz! – Pocałował mnie w usta. – Poza tym jest internet. Będziemy w kontakcie. Sama rozumiesz, że nie mogę zrezygnować z takiej szansy!
Ryczałam jak bóbr i niemal nie wychodziłam z łóżka przez tydzień. Filip zarzucił mi, że go ograniczam, i się wyprowadził. Praktycznie nie odzywał się do mnie aż do samego wyjazdu. Gdy zniknął, ja zorientowałam się, że opóźnia mi się okres. Początkowo zrzucałam to na stres związany z sytuacją. W końcu jednak zrobiłam test. Okazało się, że jestem w ciąży. Filip zdążył już wyjechać, więc najpierw zadzwoniłam do Anity.
– Słucham? – Jej ton wskazywał, że jest równie zszokowana jak ja. – W ciąży? Nie zabezpieczaliście się? Martyna, Chryste!
– Zabezpieczałam się, nie jestem dzieckiem – chlipnęłam. – Ale w ciążę zaszłam! Co ja mam teraz zrobić?
– Jest kilka rozwiązań... – Jej słowa do dziś dźwięczą mi w uszach.
– To nie wchodzi w grę – odparłam twardo. Rozłączyłam się i znowu zaczęłam płakać. Jak mogłam być tak głupia! Taka naiwna! Boże! Myślałam, że Anita po pierwszym szoku się do mnie odezwie. Czekałam na jej telefon jak na zbawienie. Ale mijał czas, a ona nie dzwoniła. Poszłam na zwolnienie lekarskie. Leżałam w łóżku i roztkliwiałam się nad sobą. Miałam wrażenie, że cały świat zwalił mi się na głowę. W dodatku zostałam z tym wszystkim całkiem sama...
Znowu zadzwoniłam do przyjaciółki. Chciałam ją poprosić, żeby do mnie przyjechała. Żeby mnie wsparła, przytuliła. Tak bardzo pragnęłam usłyszeć, że wszystko jakoś się ułoży, że nie ja pierwsza i nie ostatnia, że mi z tym całym bałaganem pomoże. Nie odbierała. Gdy w końcu po dwóch dniach udało mi się z nią skontaktować, doznałam kolejnego szoku.
– Martyna, jest mi strasznie przykro, ale dokonałaś wyboru – powiedziała tak zimno, że aż mnie zmroziło. – Jak wyobrażasz sobie teraz naszą przyjaźń? Przecież obiecywałyśmy sobie, że nie będziemy miały dzieci! A ty po prostu...
– Anita... – przerwałam jej, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. – Ty żartujesz, prawda?
– To ty sobie żartujesz! – prychnęła. – Jak mogłaś mi to zrobić? Najlepszej przyjaciółce? Wiesz, jak ja się teraz czuję?
Zakończyłam tę rozmowę. I długo jeszcze siedziałam bez ruchu. Czy to wszystko działo się naprawdę?
Anita więcej się do mnie nie odezwała. Moje połączenia odrzucała, a na wiadomości nie odpowiadała. Z jej profilu w mediach społecznościowych dowiadywałam się o jej kolejnych podbojach miłosnych i nowej przyjaciółce, z którą spędzała wieczory w klubach. Była z dziesięć lat młodsza i miała na imię Kaja.
Gdy minął pierwszy szok, zaczęłam powoli oswajać się ze swoim nowym stanem. I, o dziwo, cieszyć z tego, że urodzę dziecko. Zbliżyłam się ponownie z moją mamą, która na wieść o tym, że będzie babcią, oszalała z radości. Zwierzyła mi się, że straciła już nadzieję, że kiedykolwiek zmądrzeję. Staram się myśleć pozytywnie. Co prawda nie mam już najbliższej przyjaciółki, ale maleństwo rośnie i rozwija się prawidłowo. Poza tym Filip obiecał, że będzie mi pomagał finansowo, gdy dziecko pojawi się na świecie. I choć nigdy bym nie przypuszczała, że tak zmieni się moje życie, to w sumie się cieszę. Najwyraźniej źle dobierałam sobie przyjaciół. Mam nadzieję, że to doświadczenie nauczy mnie rozważniejszego inwestowania swoich uczuć. Na pewno nauczę tego swoje dziecko!