"Nigdy nie urodzę dziecka. I wcale nie dlatego, że nie chcę..."
Fot. 123 RF

"Nigdy nie urodzę dziecka. I wcale nie dlatego, że nie chcę..."

"Ciągle słyszę pytania o to, kiedy wreszcie będę matką. – Kasia, a kiedy twój czas na bąbelka?  Wysłuchuję ostrzeżeń, że jestem coraz starsza i zegar tyka.  To zdarza się nagminnie, wśród rodziny, koleżanek z pracy, znajomych, a mi chce się wyć. Czy mam każdemu tłumaczyć się każdemu ze swojego życia i problemów zdrowotnych...?! Kasia, 34 lata

– No i kiedy twoja kolej, Kasiu? – zapytała ciocia Alicja, a ja ledwie powstrzymałam się od przewrócenia oczami.
– Ciociu, nie wiem, mam jeszcze czas – odpowiedziałam tak jak zwykle.
– Tak ci się zdaje, a czas mija. Nie wiem, na co wy z Pawłem czekacie – westchnęła.
Miałam ochotę jej odpowiedzieć, że to absolutnie nie jest jej sprawa i żeby przestała wreszcie zadawać takie wścibskie pytania, ale nie miałam odwagi. Nie chciałam przecież wywoływać rodzinnej awantury. Uśmiechałam się więc głupawo i odpowiadałam wymijająco. To był stały scenariusz na wszystkie rodzinne spotkania. I tylko czasem łapałam nad stołem pełne zrozumienia spojrzenie mojej siostry ciotecznej, Klary, która z kolei słuchała wykładów o tym, że już najwyższy czas wyjść za mąż.

Dlaczego kobiety robią to kobietom?

Czasem zastanawiałam się nad tym, dlaczego my, kobiety, to sobie robimy? Czemu próbujemy na siłę wpasować siebie i innych w jakiś schemat? Wszystkie mamy wyjść za mąż, urodzić dzieci, spełniać się w pracy… i jesteśmy z tego skrupulatnie rozliczane przez społeczeństwo. „Jeśli nie spełnisz któregoś z tych punktów, to znaczy, że coś z tobą nie tak, jesteś karierowiczką, niedojdą albo masz jakieś koszmarne przywary”, myślałam, patrząc na ciotkę Alicję, która perorowała o tym, że kobieta musi się spełnić w rodzicielstwie, a jak przegapi tę szansę, to będzie żałowała do końca życia. Mój Boże, jak ja głęboko się z tym nie zgadzałam! Żułam w ustach kotleta schabowego nieprzyzwoicie długo, byleby nie wybuchnąć. Jakoś jednak zdołałam przetrwać tę imprezę, ciesząc się w duchu, że kolejna uroczystość w rodzinie dopiero za trzy miesiące.

Niestety, ja nigdy nie urodzę dziecka...

Do domu wracałam w kiepskim nastroju, bo ciotka poruszyła dość bolesną dla mnie kwestię. Ja i Paweł nie możemy mieć dzieci. Jestem bezpłodna. Niewiele osób o tym wie, moi rodzice, przyjaciółka, brat… Dalszej rodzinie jakoś się nie zwierzałam. Nie chciałam. To był dla nas szok, bo oboje marzyliśmy o trójce maluchów. Długo się staraliśmy, ale gdy po dłuższym czasie nie doczekaliśmy się ciąży, zrobiliśmy komplet badań i okazało się, że nigdy nie urodzę dziecka. Nasze marzenia legły w gruzach. Oboje bardzo to przeżyliśmy, ale ja byłam szczególnie zdruzgotana. Bo co ze mnie za kobieta? Co ze mnie za żona, skoro nie mogę urodzić mężowi dziecka? Był nawet taki moment, że namawiałam Pawła, by się ze mną rozwiódł.
– Nie pleć bzdur! Kocham cię, czy z dzieckiem, czy bez – powtarzał w kółko jak jakąś mantrę.
Do dzisiaj jestem mu za to wdzięczna.

Myślimy nad adopcją, ale to nie jest łatwa decyzja

Z czasem pogodziliśmy się z tym, że nie będziemy biologicznymi rodzicami. Zastanawiamy się nad adopcją, ale dajemy sobie czas na tę decyzję. Niemniej zawsze, gdy słyszę pytania o to, kiedy będę matką i czy zdaję sobie sprawę, że nie stanę się już młodsza, coś mnie skręca od środka. To zdarza się nagminnie, wśród rodziny, koleżanek z pracy, znajomych. Jakbym musiała tłumaczyć się każdemu ze swojego życia, decyzji, problemów zdrowotnych. Przecież to jakiś absurd!
Kilka dni później podobną sytuację miałam w pracy.
– Kasia, a kiedy twój czas na bąbelka? – zapytała mnie ciężarna koleżanka.
– Nigdy – burknęłam poirytowana.
– Nie chcesz mieć dzieci? – Spojrzała na mnie jak na kosmitkę.
– Nie planuję rodzić dzieci – odpowiedziałam, poniekąd zgodnie z prawdą.
– Nie wiedziałam, że jesteś taką egoistką. Ciekawe, czy nadal będziesz ceniła wygodne, bezdzietne życie, jeśli nie będzie ci miał kto na starość szklanki wody podać – dodała wzniośle.
– Wykupię sobie miejsce w luksusowym domu opieki. Jako że poświęcę życie zarabianiu pieniędzy, będzie mnie na to stać – odparowałam.
A potem, wymknęłam się do toalety, by powstrzymać łzy.
Takie sytuacje zdarzały się nagminnie. Starałam się wyhodować grubą skórę, by je wszystkie znieść, ale czasem było mi ciężko. Wydawać by się mogło, że żyjemy w nowoczesnym, świadomym społeczeństwie, ale czasem mam wrażenie, że to tylko pozory.

W końcu coś we mnie pękło

Nie ukrywam, że byłam rozgoryczona tymi sytuacjami. Apogeum i jednocześnie przełom nastąpił na następnej rodzinnej imprezie, gdy po raz kolejny usłyszałam, że powinnam już być matką, Klara, że powinna znaleźć męża, a najmłodsza z nas, bo piętnastoletnia Asia, usłyszała, że powinna częściej chodzić w sukience, bo żaden chłopak jej nie zechce! W tym momencie szlag jasny mnie trafił.
A czy to przypadkiem nie są nasze prywatne sprawy, z których nie musimy się tłumaczyć? – zapytałam niewinnie ciocię.
– Kochanie, jesteśmy rodziną, możemy rozmawiać o wszystkim, w końcu ja pytam z troski! – odpowiedziała ciotka Alicja, a ciotka Maryla ochoczo pokiwała głową, zresztą wraz z babcią i kuzynką.
– A, to rozumiem! To ja też mam kilka pytań: kiedy się ciocia rozwiedzie z mężem pijakiem? Kobieta raczej nie powinna utrzymywać męża, prawda? A ty, ciociu – zwróciłam się do drugiej – nie uważasz, że botoksu powinno się używać z umiarem? Starzeć się trzeba z godnością, jak myślisz? – Niewinnie zamrugałam powiekami i już nabierałam powietrza by kontynuować swój wywód, gdy usłyszałam:
Jak możesz być tak skandalicznie niemiła! Przecież robisz nam przykrość! I to nie są twoje sprawy! – usłyszałam.

No i wtedy dopiero się zaczęło...

– Doprawdy? A moja bezdzietność jest sprawą, z której muszę się tłumaczyć? Jestem bezpłodna i naprawdę nie mam ochoty na rozmowy na ten temat! Zresztą nawet gdybym nie chciała mieć dzieci, to byłaby tylko moja sprawa! Podobnie jak prywatne życie Klary i Asi jest ich sprawą. Czy naprawdę nie możemy mieć trochę taktu i wzajemnego szacunku dla naszej prywatności? Wiecie, jak duży ból zadajecie mi tym ciągłym wypytywaniem? A teraz jeszcze wbijacie najmłodszej z nas jakieś krzywdzące schematy do głowy! Wstyd mi za was. W każdym razie chcę, żeby była jasność: ja nigdy nie będę miała dzieci, bo zwyczajnie nie mogę – powiedziałam dobitnie i zapadła cisza.
To ja też powiem tylko raz: nie będę miała męża, bo spotykam się z dziewczyną – włączyła się Klara, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Ciotki natomiast przez sekundę wyglądały, jakby miały zemdleć.
– A ja nie noszę sukienek, bo w jeansach jestem już wystarczająco wystrzałową laską – stwierdziła Asia i totalnie rozładowała atmosferę. Wszyscy zaczęli się śmiać.
Cóż, od tamtego czasu sporo się zmieniło. Atmosfera w rodzinie zdecydowanie się oczyściła. Ciotki przestały nas oceniać i rozliczać z życia prywatnego. W oczach Asi zostałam bohaterką i to szalenie miłe uczucie. Oczywiście nadal mierzę się z pytaniami o macierzyństwo, ale staram się być asertywna i komunikować, że nie czuję potrzeby tłumaczenia się.
– Dziewczyny, bądźmy dla siebie dobre i wyrozumiałe, nie oceniajmy się nawzajem – powtarzam często koleżankom i widzę, że to przynosi efekty.

 

Czytaj więcej