"Ciotka Julia była z nami od zawsze – tak mi się wtedy wydawało. Uważałam ją za piękną osobę. Lubiła się ze mną bawić. Ale jak przychodziła, to mama wychodziła innego pokoju lub szła do babci. Gościa przyjmował tata. Nie miałam pojęcia, o co w tym chodzi. Bolesną prawdę poznałam po wielu latach..." Zofia, 40 lat
Jako mała dziewczynka podziwiałam ciotkę Julię. Była dla mnie jak księżniczka z bajki. Zawsze modnie ubrana, uczesana, pachnąca perfumami. Była dla mnie miła i miała dla mnie czas. Przynosiła mi książeczki do kolorowania i zabawki. Mama zwykle w takich chwilach usuwała się. Gdy byłam mała, uważałam, że mama jest dla ciotki Julii nieuprzejma. Ciotka Julia, choć przychodziła z wizytą do dorosłych, chętnie się ze mną bawiła, rysowała, opowiadała mi jakieś bajki. Tata zawsze jej za to pięknie dziękował i całował ją w rękę. A mama po powrocie, gdy opowiadałam jej, jak dobrze bawiłam się z ciocią, nic nie mówiła, tylko głaskała mnie po głowie…
Miałam siedem lat i nie rozumiałam, dlaczego rodzice się rozstali. Przecież się nie kłócili, nie podnosili na siebie głosu. Przez wiele lat nie widziałam ojca, o co obwiniałam mamę. Wspominałam ciotkę Julię. Ona również zniknęła z naszego życia.
– To była znajoma twojego ojca z pracy – odpowiadała mama na moje pytania. – Nie wiem, co się z nią dzieje. Nie pytaj mnie o to więcej. Nie, nie wiem, gdzie mieszka ani jaki ma numer telefonu. Tata? Tata wyjechał. Też nie wiem, gdzie mieszka. Bardzo mi przykro.
Zostałyśmy we dwie. Mama chodziła do urzędu, gdzie pracowała jako archiwistka, potem przeniosła się do innej pracy, a tam awansowała, bo została sekretarką. Po południu pilnowała, żebym sumiennie odrabiała lekcje. Następnie zasiadała przez telewizorem, rozwiązywała krzyżówki. Prawie nie miała znajomych. Gdy poszłam do liceum, uważałam mamę za kochaną i dobrą, ale ogromnie nudną. Kiedy wyjechałam na studia, zapadła na zdrowiu i wtedy zdiagnozowano u niej depresję. Oczywiście zaczęła się leczyć. Ale ja już byłam poza domem, miałam własne życie, przyjaciół i pasje. Z perspektywy czasu uznałam, że mamę można kochać i nie mieć z nią głębokiej relacji. Trudno zresztą mieć ją z kimś, kto przez większość czasu milczy, a na trudniejsze pytania odpowiada półsłówkami. Zazdrościłam koleżankom i przyjaciółkom ze studiów ich matek. Wesołych, rozgadanych, mających mężów, narzeczonych, przyjaciółki, plany, marzenia. Moja mama była zawsze tam, gdzie ją zostawiłam. W cichym mieszkaniu na trzecim piętrze przedwojennej kamienicy.
Kiedy wyszłam za mąż i na świat przyszły nasze dzieci, mama nieco się ożywiła. Była czułą, dobrą i dającą poczucie bezpieczeństwa babcią. Może znów za spokojną, jak na nasze energiczne urwipołcie. Ale widziałam, że wnuki także ją kochają. Ich miłość była dla niej paliwem życiowym i szczęściem. Czasem żałowałam, że tata nie może zobaczyć swoich wnuków. Ale słuch po nim zaginął. Czy próbowałam go odszukać? Oczywiście. Już przy moim ślubie poczyniłam takie starania, ale mama mi je odradzała.
– Jeśli ktoś nie chce być znaleziony, to go nie znajdziesz – powiedziała. – Lepiej się z tym pogodzić, niż się łudzić…
Postanowiłam zatem przestać. Zwłaszcza że budowałam własną rodzinę. Chciałam zrobić to jak najlepiej. Chciałam, żeby moja rodzina była mocna i kochająca.
Gdy dzieci podrosły, mama przeszła na emeryturę. Wydawała się zadowolona z tego, że nadal może się spełniać w roli babci. Odbierała dzieci ze szkoły, pilnowała, żeby odrabiały lekcje, a potem pozwalała im się bawić. Gotowała im ulubione potrawy i zostawała z nimi, gdy były chore, a ja musiałam iść do pracy. Nadal jednak mało się odzywała. Gdy dzieci podrosły i zaczęły pytać o dziadka, zbywała je tak, jak mnie kiedyś. Na szczęście miały rodziców mojego męża. Dwie babcie i dziadek to całkiem niezły wynik.
Tamtego dnia poszłam po pracy na zakupy. Dzieci tak szybko wyrastały z ubrań i butów, powoli wchodziły w wiek nastoletni, w którym rośnie się jeszcze szybciej. Zamierzałam zobaczyć, co można dla nich kupić i jakie są ceny, zanim pójdziemy do sklepów razem. Krążyłam wokół wieszaków, aż zdałam sobie sprawę, że obserwuje mnie jakaś starsza pani.
Przeszłam więc nieco dalej, trochę zdziwiona, a wtedy ona do mnie po prostu podeszła.
– Zosia? Nie poznajesz mnie? Jesteś już dorosła…
Było w niej coś znajomego…
– To ja. Julia. Tak, wiem, wyglądam teraz całkiem inaczej.
– Ciotka Julia? – zdumiałam się i to dość głośno. Parę osób obejrzało się za nami.
– Tak, tak, to ja. Pamiętasz mnie, prawda?
Patrzyłam na jej pomarszczone policzki, wąskie usta, starannie ułożone siwe włosy. Teraz ją zaczynałam poznawać. Rzeczywiście, mocno się postarzała. Nie była też tak wyprostowana i szczupła, jak przed laty.
– Tak, owszem, ale… wiele lat się nie widziałyśmy…
– Rzeczywiście. Miałaś chyba z sześć lat…
– Siedem. Czemu zniknęłaś? Mama nic nie chciała mi powiedzieć, mówiła, że byłaś koleżanką ojca z pracy. Właśnie… Czy wiesz coś o moim ojcu? – dodałam.
Julia stropiła się nieco.
– Niestety nie. Wówczas… wówczas właśnie wyjechał z naszego miasta.
– Ale dokąd? – dociekałam. – Mama nic nie wiedziała.
– Niestety, ja też nie. Wiesz, to było dość skomplikowane…
– Wzięła mnie pod ramię. – Może pójdziemy na kawę. Teraz, gdy tyle lat minęło, mogę ci chyba pewne rzeczy powiedzieć.
Zabrzmiało to bardzo tajemniczo. I trochę niepokojąco.
– Ale co takiego?
– Usiądźmy gdzieś, proszę…
Kiedy podano nam kawę do stolika, ciotka Julia zamieszała ją, żeby mleko połączyło się z naparem.
– To jest bardzo trudne, ale myślę, że jeśli cię spotkałam, to powinnaś wszystko wiedzieć. Zwłaszcza że jesteś już dorosła.
– Ale co wiedzieć?
– Daj mi skończyć, proszę. Co mama ci o mnie powiedziała? Że byłam koleżanką ojca z pracy? Początkowo tak, ale… potem zaczęło się między nami coś więcej.
I tak, od słowa do słowa, odsłoniła się przede mną rodzinna tajemnica.
Ojciec ożenił się z moją matką, chociaż jej nie kochał. Ale spotykali się wcześniej i zaszła w ciążę, więc nie widział innego wyjścia. Nie przewidział, że rok później zacznie pracować z Julią i że poczują do siebie wielką namiętność. Julia była kochanką ojca. Matka była jego żoną i przede wszystkim matką jego dziecka. Zależna od męża, zgadzała się na wszystko, byleby nie odchodził. Tego bała się najbardziej.
Julia także myślała, że ojciec ją kocha i że w końcu weźmie rozwód. Dlatego zgadzała się na odwiedziny, bo myślała, że dobrze będzie się ze mną zaprzyjaźnić. Obie kobiety były pod urokiem ojca, uzależnione od niego emocjonalnie.
– A potem porzucił nas obie. I ciebie – dodała ciotka. – Po prostu znalazł sobie kogoś kolejnego, w innym mieście, w czasie jakiejś delegacji. Miał dosyć bycia mężem twojej matki, dosyć moich żądań, aby się określił. I wyjechał. Zatarł za sobą wszystkie ślady. Przez jakiś czas pomagałam twojej mamie finansowo, bo czułam się winna. Potem dostała lepszą pracę i poprosiła, abym dała wam spokój, że tak będzie lepiej. Tak zrobiłam. Jest mi bardzo przykro i teraz, gdy jestem stara i samotna, żałuję, że się w tę historię wpakowałam. Twoja matka była taka… pokorna. W każdym razie ojciec i tak by was porzucił, niezależnie od związku ze mną. Znudził się. Po prostu takim był człowiekiem. Wybacz mi, Zosiu, jeśli możesz…
Zaczynałam rozumieć to, co naprawdę przez lata się działo. Byłam tak długo zła na mamę, na kobietę, która z pokorą znosiła swój los. Dla mnie. Chciała, żebym miała rodzinę, tatę, choć ten człowiek na to miano nie zasługiwał. Nigdy nie powiedziała na niego złego słowa, wolała milczeć. Czułam, jak wali mi serce.
Mama otworzyła mi drzwi w fartuszku kuchennym. Piekła ciasteczka z moją córką, wyrośniętą już pannicą. Popatrzyłam na mamę i pomyślałam, że nic jej jednak nie powiem, że zachowam to wszystko dla siebie, to spotkanie z kochanką, także przez ojca porzuconą. Inaczej jej poświęcenie pójdzie na marne. Za to ja mam wiele wobec niej do nadrobienia. Przytuliłam ją czule na powitanie.
– Kocham cię, mamo – wyszeptałam jej do ucha.
Uściskała mnie trochę zdziwiona i wzruszona.