"Nie rozumiałam, czemu boję się mężczyzn. Jedna chwila przywróciła wyparte wspomnienia..."
Fot. 123rf.com

"Nie rozumiałam, czemu boję się mężczyzn. Jedna chwila przywróciła wyparte wspomnienia..."

"Moi rodzice nie wiedzieli, czemu w pewnym momencie z rezolutnego dziecka zmieniłam się w przerażonego kurczaka. Myśleli, że to wpływ szkoły, do której akurat poszłam... Nie zauważyli, że zaczęłam postrzegać chłopców i mężczyzn jako zagrożenie. Że bałam się nawet brata, który rzadko bywał w domu, bo wyjechał na studia... Dopiero po latach dotarło do mnie, co się wtedy działo..."  Gabriela, 55 lat

Zawsze bałam się mężczyzn, chociaż nie wiedziałam, dlaczego. Gdy wspominałam ojca, widziałam go uśmiechniętego, podrzucającego mnie do góry lub bawiącego się ze mną w parku. Mój brat też jest porządnym mężczyzną, ciepłym i wesołym, choć sporo ode mnie starszym... 

Odkąd pamiętam, miałam jakiś problem z mężczyznami

Mąż był moim jedynym mężczyzną. Przełamałam swoje opory, bo chciałam być taka jak inne kobiety, chciałam założyć rodzinę. Niestety szybko od niego uciekłam. Nadużywał alkoholu i zdradził mnie zaraz po ślubie. Na szczęście bardzo ukochał Kasię – naszą córeczkę. Nigdy nie stracili kontaktu, mimo że później jeszcze raz się ożenił i urodziła mu się druga córka. Obie je kochał i zabierał na wspólne wakacje. Kasia, mimo że mądra, ciepła i bardzo ładna, też miała jakiś problem z mężczyznami. Myślałam, że będąc po trzydziestce, będzie już miała rodzinę i dziecko, tymczasem nie miała nawet narzeczonego.
– Wolisz być sama? – spytałam ją kiedyś wprost. – Nie, mamo – odparła.
– Ale jakoś tak mi nie wychodzi. Chyba nie umiem zaufać mężczyźnie, chociaż naprawdę bym chciała...
Skąd ja to znałam? O co się tak naprawdę bałam, zrozumiałam dopiero niedawno...

Jedna chwila przywróciła wyparte wspomnienia

Wracając z sanatorium, przeczytałam artykuł, który mną wstrząsnął. Jego bohaterką była kobieta, którą przez całe lata seksualnie wykorzystywał jej rodzony brat. Ich rodzice przymykali na to oczy. Już w czasie czytania zaczęłam płakać, jakby to mnie ktoś wykorzystywał... Ale kto? Przecież nic takiego mnie nie spotkało, bo to się pamięta, prawda? Mnie na pewno to się nie przydarzyło, ja po prostu bałam się mężczyzn! Ale historia tej dziewczynki, która przez lata była zmuszana do najgorszych rzeczy, otworzyła jakąś zapadkę w mojej pamięci. Kiedy poruszona lekturą przymknęłam oczy, nagle zobaczyłam jego twarz. Twarz pierwszego męża mojej siostry!

Jako dziecko przeżyłam traumę

Alina, moja siostra, szybko wyszła za mąż i przez jakiś czas mieszkała z Romkiem u moich rodziców. Ten drań zawsze znalazł sposób, żeby być ze mną sam na sam. Przez lata kładł na mnie swoje brudne łapy. Powtarzał, żebym nikomu nie mówiła, bo i tak nikt mi nie uwierzy. A jak powiem, to będę mieć kłopoty... Nie mówiłam.

Miałam siedem lat. Gdy przestał, niecałe dziesięć lat. Nie powiedziałam nikomu. Ani mamie, ani tacie, ani bratu, ani siostrze. Po prostu wyparłam to piekło i zapomniałam. Chciałam być dziewczynką z kucykami, która nie będzie drżała ze strachu, bo ktoś każe jej się rozbierać i kłaść na łóżku... Dziewczynką bawiącą się zabawkami, której nikt nie będzie kazał dotykać okropnego przyrodzenia...

Rodzice czasem się zastanawiali, czemu z rezolutnego dziecka zmieniłam się w przerażonego kurczaka. Doszli do wniosku, że to wpływ szkoły, do której akurat poszłam... Nie zauważyli, że zaczęłam postrzegać chłopców i mężczyzn jako zagrożenie. Że bałam się nawet brata, który rzadko bywał w domu, bo wyjechał na studia...

Gdy w końcu poznałam Krystiana – mojego przyszłego męża – na chwilę przełamałam moje opory. Chciałam być „normalna”, chodzić z kimś. Dzięki temu mam dziś Kasię. Kiedy to wszystko sobie przypomniałam, czas się cofnął – znów mam siedem lat, a nie pięćdziesiąt pięć.

Koniec z nieuzasadnionym strachem przed mężczyznami!

Wspomnienia zaczęły wracać. Były mocne, obrazowe, pełne bólu i obrzydzenia. Musiałam z kimś o tym porozmawiać. Pierwszą osobą, jakiej odważyłam się to opowiedzieć była pani psycholog. Ona zachęciła mnie, bym dołączyła do grupy wsparcia dla ofiar przemocy seksualnej. Spotkałam tam osoby z podobnymi doświadczeniami.

Po kilku miesiącach terapii zauważyłam, że zaczynam rozmawiać z panem, który czasem przychodził skosić trawnik przed domem. Wcześniej szybko znikałam, gdy tylko się pojawiał. Już się go nie bałam. To było moje pierwsze zwycięstwo! Koniec z nieuzasadnionym strachem przed mężczyznami. Zapragnęłam zobaczyć bliskich – Kasię, która mieszkała w innym mieście, siostrę i brata, z którymi prawie zerwałam kontakt. Wcześniej wystarczały mi tylko rozmowy telefoniczne i zdjęcia. Zachciało mi się też czegoś więcej od życia, tak jakbym w końcu dostrzegła dla siebie jakieś możliwości rozwoju. Wcześniej lubiłam być w domu. Zamknięta w pokoju, otoczona przedmiotami, które znam. Dlatego sprawdzałam się w pracy opiekunki: powtarzalność, rutyna, znikomy kontakt z innymi.

Kasia... Kasia była moim oczkiem w głowie, ukochaną córeczką, ale przez lata patrzyłam na nią z troską. Skończyła studia, znalazła fajną pracę, ale w życiu osobistym jej się raczej nie układało. Kilka związków, które nie wyszły. Kilku mężczyzn, którzy nie chcieli się angażować. Czyżby odziedziczyła problemy po mnie? Tego się bałam, ale przecież nikt jej nie molestował!? Może gdzieś między słowami przekazałam jej moją traumę? Teraz w końcu miałam tego świadomość. Wcześniej przez lata nie pamiętałam, jaka mnie spotkała krzywda, ale pamiętało to moje ciało. Może Kasia „z mlekiem matki” wyssała to przerażenie mężczyznami?

Bałam się, że moją traumę przekazałam córce...

Pewnego dnia postanowiłam zadzwonić i opowiedzieć jej tę moją historię. „Może jak ją pozna, coś w niej odpuści?”, pomyślałam. „Może jeśli nie ja, to przynajmniej ona ułoży sobie życie z jakimś mężczyzną?” Zbierałam się do tego całe tygodnie. W końcu wybrałam jej numer.
– Cześć, Kasiu – przywitałam się, starając się opanować drżenie głosu. – Dzwonię, bo chciałam ci coś powiedzieć...
– Jak dobrze, że cię słyszę, mamo – przerwała mi Kasia ucieszona. – Ja też mam dla ciebie pewną wiadomość, nawet chciałam przyjechać, żeby powiedzieć to osobiście.
– Coś się stało? – zaniepokoiłam się trochę.
– Wychodzę za mąż! – wykrzyknęła szczęśliwa.
– Jak to?! Tak szybko?
– Ach, mamo, nie tak szybko – roześmiała się. – Ślub będzie za pół roku, ale znamy się już od dawna – wyznała radośnie. – Jakoś tak mniej więcej rok temu to się zaczęło, ale nie chciałam ci nic mówić, bo zawsze te moje związki się rozpadały, a ty się potem martwiłaś, że mi się nie układa. Jakby wisiało nade mną jakieś fatum...
– Przyjedź do mnie – zaprosiłam ją. – Albo ja przyjadę do ciebie, jeśli mogę, bo bardzo się za tobą stęskniłam...
Rozmawiałyśmy przez godzinę. Kasia podekscytowana opowiadała mi o Mateuszu. Gdy w końcu umilkła, spytała, co ja jej chciałam powiedzieć. Zawahałam się. Czy teraz miało to znaczenie?
Wyglądało na to, że gdy ja zaczęłam porządkować moją przeszłość, w jakiś niezbadany sposób wpłynęło to i na moją córkę.
– Chciałam ci tylko powiedzieć, że strasznie tęsknię i że musimy się spotkać – odrzekłam, czując, jak kamień spada mi z serca.
Najważniejsze było teraz szczęście mojego ukochanego dziecka. 

 

Czytaj więcej