"Pewnego dnia mój najlepszy przyjaciel, Marcin, przedstawił mi Klarę. Widać było, że jest w niej zakochany po uszy. Nie spodziewałam się, że to mnie aż tak bardzo zaboli! Prawda jest taka, że to ja mogłam być na miejscu tej Klary, ale kiedyś tego nie chciałam. Odtrąciłam go. Byłam głupia, ale teraz postanowiłam zrobić wszystko, by z nim być…" Ilona, 28 lat
Marcina znam od studiów. Usiedliśmy obok siebie na zajęciach ze statystyki i od razu się polubiliśmy. Praktycznie całe studia trzymaliśmy się razem. Wymienialiśmy się notatkami, uczyliśmy się razem, ale też imprezowaliśmy, a w razie potrzeby zawsze byliśmy dla siebie wsparciem. Jednocześnie, gdy ktoś brał nas za parę, wybuchaliśmy gromkim śmiechem.
W tamtym czasie przez myśl mi nie przeszło, byśmy mogli być kimś więcej niż tylko najlepszymi przyjaciółmi. Poza tym oboje randkowaliśmy, spotykaliśmy się z innymi ludźmi i zwierzaliśmy się sobie z mniej lub bardziej udanych miłosnych podbojów. Nigdy nie widziałam w nas materiału na zakochaną parę. Pewnego dnia okazało się, że Marcin rozważa jednak taką możliwość.
To było pod koniec studiów. Bawiliśmy się wtedy na imprezie u znajomych. Oboje przyszliśmy tam sami, mój przyjaciel nikogo nie miał, ja wzdychałam do kolegi z pracy, ale bezskutecznie. Przetańczyliśmy razem całą noc, było po prostu cudownie, a potem Marcin jak zwykle odprowadził mnie do domu. Byliśmy nieco wstawieni, ale nie na tyle pijani, by nie wiedzieć, co robimy. Gdy dotarliśmy pod moje drzwi, przyjaciel popatrzył na mnie jakoś inaczej i powiedział:
– Wyglądasz dzisiaj nieziemsko.
– Dzięki – odpowiedziałam zdziwiona i się uśmiechnęłam.
Zanim zdążyłam się zorientować, on przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował! Byłam zszokowana. Odskoczyłam od niego jak oparzona.
– Marcin! No co ty?! – krzyknęłam, a on wyraźnie się speszył.
– Ilona – odezwał się dopiero po dłuższej chwili. – A może to, co jest między nami, to nie tylko przyjaźń? Ja chyba chcę czegoś więcej. – Spojrzał mi w oczy, a pode mną ugięły się nogi.
– Marcin… uwielbiam cię, jesteś moim najlepszym przyjacielem i jednym z ulubionych ludzi na ziemi, nie psujmy tego, proszę – szepnęłam.
– Rozumiem. – Uśmiechnął się blado, po czym pożegnał się ze mną i poszedł.
Byłam niebotycznie zdziwiona wszystkim, co się wydarzyło. Myśl o tym, by miało nas połączyć coś więcej, wydawała mi się absurdalna. Na jakiś czas zrobiło się trochę niezręcznie i nasze kontakty się poluzowały. Ku mojemu zadowoleniu wkrótce Marcin wszystko odwołał i poprosił, byśmy zapomnieli o całej sytuacji. Zrzucił winę na alkohol, który wypił tamtego wieczoru. Nie zastanawiałam się, czy to prawda. Wygodniej mi było w to wierzyć, tym bardziej że ten kolega z pracy, do którego wzdychałam, wreszcie się mną zainteresował. Zaczęłam się spotykać z Adamem i wkrótce nie widziałam świata poza nim, ten związek zupełnie mnie pochłonął. Marcin cierpliwie znosił moje ochy i achy, po jakimś czasie pomagał mi nawet przeprowadzić się do mojego ukochanego, a po dwóch latach pocieszał mnie, gdy okazało się, że Adam zdradza mnie z sąsiadką.
Długo podnosiłam się po tym rozstaniu i nie wiem, jak bym sobie poradziła, gdyby nie Marcin. To on pilnował, bym nie zatraciła się całkowicie w cierpieniu, nie pozwolił mi stracić wiary w siebie i w miłość. Po jakimś czasie, gdy kurz opadł, a czas wyleczył rany, spojrzałam na swojego przyjaciela inaczej. Dostrzegłam to, że zawsze przy mnie jest, że wie, ile słodzę i że mam uczulenie na koty. Czasem żartował nawet, że nigdy nie sprawi sobie żadnego mruczka, bo wtedy ja nie będę mogła go odwiedzać. Patrzyłam na tego fantastycznego, zielonookiego, dobrego mężczyznę i zastanawiałam się, jakim cudem mogłam nie chcieć z nim być? Przy nikim nie czułam się tak bezpiecznie, nikt mnie tak nie rozumiał jak on. Coraz częściej łapałam się na tym, że fantazjuję o tym, że między nami dochodzi do czegoś więcej. Nie odważyłam się jednak na żaden krok. Pamiętałam, że kiedyś go odtrąciłam, i na samą myśl o tym, że teraz on zrobi to samo, robiło mi się słabo.
On tymczasem spotykał się z kimś od czasu do czasu, ale zazwyczaj nie było to nic poważnego. Aż pojawiła się Klara.
Gdy Marcin mówił o Klarze, oczy śmiały mu się jak nigdy wcześniej. A właściwie tak, jak kiedyś, gdy rozmawiał ze mną…
– To jest właśnie Klara – Marcin z dumą przedstawił mi śliczną, wesołą blondynkę.
– Cześć, miło cię wreszcie poznać! – Uścisnęłam jej dłoń i uśmiechnęłam się najbardziej serdecznie, jak umiałam.
– Mnie też! Marcin dużo mi o tobie opowiadał – zapewniła dziewczyna mojego przyjaciela. – Same dobre rzeczy, bez obaw! – zaśmiała się.
Zanim ją poznałam, łudziłam się, że może tylko mi się wydaje. Teraz jednak widziałam, że Marcin jest zakochany po uszy. Spodziewałam się, że mnie to zaboli, ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo. Patrzyłam na nich i wiedziałam, że to coś innego niż zwykle. To nie jest przelotna znajomość, to coś poważniejszego. Starałam się robić dobrą minę do złej gry, ale czułam się okropnie. A przecież wiedziałam, że ten moment kiedyś nastąpi... Jakoś dotrwałam do końca spotkania, śmiałam się, żartowałam, rozmawiałam z tą dziewczyną i starałam się nie dać po sobie poznać, że cokolwiek jest nie tak.
„Dziękuję. Widzę, że się z Klarą polubiłyście, a to dla mnie bardzo ważne” – napisał mi później Marcin, a ja się rozpłakałam.
Prawda jest taka, że to ja mogłam być na miejscu tej Klary, ale kiedyś tego nie chciałam. Byłam głupia, teraz zrobiłaby wszystko, by tak się stało…
Starałam się jak najlepiej poradzić sobie z tą sytuacją, ale nie było to proste. Patrzenie na ich czułości i rozanielone spojrzenia sprawiało mi niemal fizyczny ból. Mijały tygodnie, potem miesiące, ich związek kwitł, a ja zapadałam się w sobie. Powoli zaczęłam usuwać się w cień, ale niemiłosiernie się męczyłam.
W końcu zwierzyłam się ze swoich uczuć siostrze. Marta wysłuchała mnie uważnie, a potem powiedziała mi, co o tym wszystkim myśli.
– Od zawsze wiedziałam, że was do siebie ciągnie, ale ty się uparłaś, że nie – wytknęła mi bezlitośnie.
– Bo ja nie wiedziałam, że go kocham – jęknęłam. – Wydawało mi się, że jak będziemy razem, to popsujemy naszą przyjaźń. I nie będę miała ani przyjaciela, ani faceta. Byłam głupia – dodałam.
Marta przytuliła mnie na pocieszenie.
– Słuchaj, może nie jest jeszcze za późno? Może powinnaś zawalczyć o tę miłość? Daj mu znać, że czujesz do niego coś więcej.
– Mam mu rozbić udany związek? Zwariowałaś? – Spojrzałam na nią oburzona.
– Nikt nie mówi o rozbijaniu, ale myślę, że powinnaś zawalczyć o wasze wspólne szczęście. Kto wie, może faktycznie jesteście sobie pisani i nie warto odpuszczać – stwierdziła.
Jej słowa długo dudniły mi w głowie i w końcu uznałam, że ma rację! Jednak nie chciałam po prostu wyznać Marcinowi, że go kocham. Znałam go, wiedziałam, że nawet jeśli też coś do mnie czuje, nie rzuci Klary z dnia na dzień, bo jest z natury zbyt dobry, lojalny i słowny. Musiał sam dojść do wniosku, że to na mnie mu zależy i odsunąć się od swojej dziewczyny. A ja postanowiłam pomóc mu zrozumieć, że jestem kobietą jego życia.
Byłam zdesperowana. Starałam się na każdym kroku podkreślać, jak wiele nas łączy. Mówiłam na przykład: „Uwielbiam oglądać z tobą filmy Marvela, szkoda, że Klara nie rozumie tego fenomenu” albo „Serio Klara nie przepada za żeglowaniem? Wielka szkoda. Dobrze, że ze mną będziesz mógł zawsze pożeglować”. Marcin nie dawał się wciągać w takie dyskusje, zbywał wszystko uśmiechem. Widziałam, że ta strategia nie działa, więc poszerzyłam repertuar. Wychodziłam z siebie, by zawsze, gdy się widzieliśmy, wyglądać świetnie. Koniec z dresami i brakiem makijażu! Na każdym spotkaniu miałam na sobie coś ładnego i byłam starannie umalowana.
– Czy jest coś, o czym nie wiem? Zakochałaś się? Jesteś jakaś inna niż zwykle – zapytał w końcu.
– Jesteś jedynym mężczyzną w moim życiu – powiedziałam pół żartem, pół serio, patrząc mu głęboko w oczy, ale on tylko się roześmiał.
– No to musimy ci koniecznie kogoś znaleźć! – uznał.
Moje działania nie przynosiły skutku, ale nie zamierzałam się poddać! Zaczęłam coraz częściej, pod byle pretekstem, spotykać się z moim przyjacielem, najchętniej bez jego dziewczyny. Nie zawsze mi się to udawało, bo Marcin często odmawiał, ale gdy tylko nadarzyła się okazja, przypominałam mu, jak bardzo lubimy spędzać ze sobą czas. Ciągle też prosiłam go o jakąś pomoc, bo wiedziałam, że mi nie odmówi: a to przykręcenie szafki w mieszkaniu, a to naprawa laptopa albo poszukiwania dobrego warsztatu samochodowego.
Widziałam, że Klarze przestaje się to podobać. Jej humory były mi jednak bardzo na rękę. „Jeśli z nim zerwie, będę go pocieszać, aż zrozumie, że jego miejsce jest przy mnie”, kombinowałam. Widziałam, że coraz częściej się spierają – i to ja jestem tego powodem.
Myślałam, że wszystko idzie w dobrą stronę. W końcu dałam prawdziwy popis. Wiedziałam, że planują jechać na wesele do rodziny Klary, gdzie Marcin ma poznać jej krewnych. Planowali to od tygodni i oboje byli tym bardzo przejęci. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, ale na dzień przed tym weselem udałam, że się poważnie rozchorowałam i zadzwoniłam do Marcina.
– Marcin, tak strasznie, strasznie mi głupio, ale mam do ciebie prośbę. Czy mógłbyś wpaść do mnie? Jestem chora, mam niemal czterdzieści stopni gorączki, nie mam siły wyjść z łóżka, a muszę kupić leki – jęczałam zbolałym głosem do słuchawki.
– Byłaś u lekarza? – zapytał przejęty.
– Byłam, powiedział, że wystarczą specyfiki na grypę, ale nie powinnam być sama.
– Ilona, ale ja dzisiaj wyjeżdżam z Klarą na wesele. Może podaj mi listę leków, kupię je i ci podrzucę. Ale wpadnę tylko na chwilkę – zastrzegł.
– No tak, jasne, rozumiem. Oczywiście, to już będzie duża pomoc. Nie martw się, poradzę sobie. Co prawda zemdlałam dzisiaj trzy razy, ale jakoś to będzie – manipulowałam nim w najlepsze.
Na efekty nie musiałam długo czekać. Marcin zjawił się w moich drzwiach po dwóch godzinach z deklaracją, że zostaje. W duchu się ucieszyłam, ale nie okazałam tego, bo przecież udawałam obłożnie chorą. W myślach jednak już planowałam, że przyjaciel u mnie zostanie, a ja niebawem cudownie ozdrowieję. Patrzyłam na niego i widziałam, że jest wyraźnie przejęty moim zdrowiem, ale był też przeraźliwie smutny…
– Czy Klara jest bardzo zła? – zapytałam, on odwrócił wzrok.
– Nie myśl teraz o tym. Poukładamy to sobie.
– Na pewno? – drążyłam. – Nie jest zazdrosna?
W odpowiedzi Marcin ciężko westchnął. Chwilę się zastanawiał, zanim w końcu odpowiedział:
– Trochę jest, ale musi zrozumieć, że łączy nas tylko przyjaźń. Myślę, że z czasem zda sobie sprawę, że to ją kocham i że to na nią całe życie czekałem. Musi, bo nie wiem, co ze mną będzie bez niej – wyznał i widziałam, że mówi całkiem serio.
Nagle zrozumiałam, że on naprawdę bardzo się boi, że ją straci. I to przeze mnie! Poczułam się tak, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Nie zdążyłam się zastanowić, zanim nakazałam mu:
– Jedź do niej.
– Słucham? Nie zostawię cię, jesteś chora i mnie potrzebujesz. Klara prędzej czy później to zrozumie.
– Nie, Marcin, nie zrozumie i nie powinna. Kłamałam, bo się w tobie zakochałam i byłam o nią zazdrosna – wyznałam szczerze. – To było podłe, ale nie mamy czasu, by teraz o tym rozmawiać. Czuję się dobrze, a ty powinieneś być teraz z Klarą.
Nie zapomnę wyrazu jego twarzy, nigdy nie widziałam takiego rozczarowania. Nie odezwał się ani słowem, po prostu wstał i wyszedł. A ja? Zostałam sama.
Bolało jak diabli, przepłakałam całą noc, wiedziałam, że jeszcze długo będę cierpieć. Jedynym pocieszeniem jest dla mnie fakt, że nie zdołałam zniszczyć życia Marcinowi, bo jestem pewna, że gdybym rozbiła jego związek, bardzo bym go skrzywdziła. Nigdy by mi tego nie wybaczył.
Mówią, że gdy kogoś kochamy, powinniśmy puścić go wolno. Tak właśnie zrobiłam. Wierzę, że Marcin mi wybaczy i że jeszcze kiedyś będziemy się z tego śmiać. Kto wie, może będziemy przyjaciółmi we czwórkę, on z Klarą i ja z mężczyzną mojego życia, którego jeszcze nie poznałam. Muszę w to mocno wierzyć, bo nic innego mi nie pozostało...