"Gdy go zobaczyłam, omal nie zemdlałam! Miałabym zdradzić męża z tym prymitywem?"
Fot. 123RF

"Gdy go zobaczyłam, omal nie zemdlałam! Miałabym zdradzić męża z tym prymitywem?"

"Od jakiegoś czasu przestałam czuć się młodą kobietą, a odkąd mój mąż dostał awans, seks widywałam jedynie w telewizji. Odskoczną od tej nudy był internetowy flirt ze Szczepanem. Byłam pewna, że jest przystojnym młodym lekarzem. Dużo mu opowiadałam o sobie i swoim małżeństwie. W końcu zaproponowałam spotkanie w realu. Gdybym tylko wiedziała, kim on naprawdę jest..."  Magdalena, 36 lat

Koło ósmej zagnałam do łóżeczka mojego trzyletniego synka, Mateusza i włączyłam telewizor. Nie mogłam się doczekać, aż mój mąż, Artur zwolni mi w końcu komputer i pójdzie pod prysznic. Od trzech tygodni prowadziłam bowiem pewną sekretną zabawę.

Ekscytował mnie coraz odważniejszy wirtualny flirt...

Rozmawiałam przez internet z nieznajomym trzydziestolatkiem. Przedstawił mi się jako Szczepan i zagadał pewnego deszczowego popołudnia, kiedy z ciekawości weszłam na stronę dla samotnych. Szybko odkryliśmy, że łączy nas wiele rzeczy – przede wszystkim oboje od kilku lat tkwimy w nieco wystygłych emocjonalnie związkach. I tak co rano, kiedy tylko odprowadzę Mateusza do przedszkola, zerkam, czy mam nowe wiadomości. Potem wymieniam ze Szczepanem kilka słów z pracy, ale najlepiej jest wieczorem. Mój mąż ma zwyczaj już koło dziesiątej włazić do łóżka z książką, a ja cały komputer mam do swojej dyspozycji!
Początkowo Artur dziwił się mojemu nagłemu zainteresowaniu internetem.
Co ty robisz całymi wieczorami? – zapytał któregoś dnia, podkradając się do mnie cicho. Uff, ledwo wtedy zdążyłam otworzyć wcześniej przygotowaną stronę kulinarną.
– A, nic takiego – powiedziałam. – Szukam przepisów. Artur bardzo się wtedy ucieszył, niestety.
– O, to może przygotujesz tę tajską zupę kokosową? – zaproponował, zerkając mi przez ramię, ale go zbyłam:
– Droga, zrobię coś innego.
Dzisiejszego wieczoru jakoś wyjątkowo nie mogłam się doczekać, kiedy Artur zostawi mnie w końcu sam na sam z komputerem, ale on jakby na złość guzdrał się i guzdrał.
– Widziałaś gdzieś mój ręcznik? – zapytał, wstając w końcu sprzed monitora.
– Owszem, widziałam – mruknęłam – jest tam, gdzie wszystkie świeżo uprane ręczniki, na komódce w łazience. „Mógłbyś się w końcu tego nauczyć”, pomyślałam. „Mam dość robienia za darmową pokojówkę.
– Dzięki, skarbie! – zawołał z entuzjazmem mój ślubny.
Z ulgą spojrzałam na zamykające się drzwi do łazienki i jednym skokiem dopadłam komputera. Jest! Szczepan przysłał wiadomość!
– ucieszyłam się.
Wcześniej pisywaliśmy do siebie tylko o jakichś mało istotnych rzeczach, ale ostatnio między nami zaczynał się coraz odważniejszy flirt. Cieszyło mnie to...

Od jakiegoś czasu przestałam czuć się młodą kobietą

Mąż miał swoje sprawy, przyjaciele pracowali, tylko ja po przyjściu ze szkoły całe nudne popołudnia spędzałam na sprzątaniu i bawieniu się z synkiem. Od jakiegoś czasu przestałam czuć się młodą kobietą. Byłam raczej kimś na kształt niani, pokojówki i kucharki w jednym. Bo kochanki to już raczej nie. Odkąd mój mąż dostał awans i objął kierownicze stanowisko, seks widywałam jedynie w telewizji. Gdyby nie Szczepan, chybabym oszalała!
„Kiedy dotarły do mnie Twoje wczorajsze słowa, niemal poczułem unoszący się wokół mnie zapach perfum”, zaczęłam odczytywać wiadomość od niego. „Wydajesz mi się taka nierealna, Przyjaciółko. Życzę ci dobrej nocy, odezwę się jutro. Szczepan.” Od razu zrobiło mi się raźniej na duszy. Odpisałam mu, że jestem jak najbardziej realna i w sumie to mógłby się o tym bardzo łatwo przekonać...

Zaproponowałam Szczepanowi spotkanie w realu!

Sama nie wiem, czemu to zrobiłam. Wciąż kocham Artura, ale co tam... Wyłączyłam komputer i poszłam spać. Rano, na widok męża podającego mi filiżankę kawy, poczułam się fatalnie.
– Z cukrem i śmietanką, jak lubisz – powiedział. – Ostatnio bardzo cię zaniedbałem, ale wkrótce to się zmieni. Również między nami – dodał całując mnie w szyję, a mnie zrobiło się cholernie głupio.
W pracy nie mogłam się na niczym skupić. Większości klas urządziłam kartkówki, żeby tylko uniknąć prowadzenia lekcji. „A jeśli ten Szczepan okaże się jakiś wyjątkowo brzy­dki?”, myślałam, ale szybko sobie odpowiedziałam, że to nie ma znaczenia. Jesteśmy przecież przyjaciółmi! Gorzej, jeśli okaże się wyjątkowo piękny. Z tego, co wiedziałam, pracuje w szpitalu wojskowym, więc założyłam, że jest lekarzem. W dodatku pewnie takim ze stopniem porucznika, albo i wyżej – rozmarzyłam się na całego. No właśnie, ale jeśli tak jest i ja też mu się spodobam, to co my zrobimy?
Po pracy pojechałam do domu i zajęłam się synkiem, specjalnie do późnego wieczoru ignorując komputer. Chciałam przeczytać jego odpowiedź i się bałam... W końcu, koło dziesiątej znalazłam wiadomość od mojego wirtualnego przyjaciela. „Proponuję przyszły wtorek o dziewiętnastej w tej nowej, japońskiej herbaciarni. Żebyś mnie poznała w ręku będę trzymał różową różę. Poz­drawiam, Szczepan.” Po krótkim namyśle odpisałam, że się zgadzam i poszłam spać.
Tego wieczoru mój mąż wysilił się na odrobinę czułości i znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Szybko jednak wytłumaczyłam sobie, że chodzi przecież o niewinną przyjaźń i Artur nie ma żadnych powodów do niepokoju.

Gdy go zobaczyłam, omal nie zemdlałam!

W końcu nadszedł wtorek... Powiedziałam mężowi, że jadę pocieszyć koleżankę z pracy, która właśnie się rozwodzi, i wymknęłam się na spotkanie z moim wirtualnym przyjacielem. Po drodze zastanawiałam się, gdzie on mieszka, jak będzie nam się rozmawiać na żywo i jak wygląda, oczywiście. Do herbaciarni weszłam z bijącym sercem i zajęłam stolik pod oknem. Było pusto, tylko przy samym wyjściu na taras siedział jakiś grubas. Przez moment przeszło mi przez myśl, że może to Szczepan, ale tylko zaśmiałam się w duchu. Przecież mówił, że jest szczupłym blondynem! Z niecierpliwością spojrzałam na zegarek – mój znajomy spóźniał się już piętnaście minut! Miałam już niemal pewność, że stchórzył i nie przyjdzie i... nagle go zobaczyłam.
W drzwiach stał mąż naszej dozorczyni, a w ręku trzymał różową różę na długiej łodydze! To jest Szczepan?! Nawet imię sobie zmienił – ze Stefana na Szczepana. Omal nie zemdlałam!

To cham, który pije i tłucze swoją żonę!

Mąż dozorczyni ukłonił mi się, usiadł przy stoliku obok i zagaił:
– Co to sąsiadko? Tak sama? A gdzie ślubny?
– W domu z dzieckiem – burknęłam – i nie sama, bo z koleżanką, właśnie wyszła.
– Aaa, trzeba się czasem gdzieś wyrwać – przytaknął.
– Ja mam spotkanie z jakąś laseczką z internetu. Gorąca i napalona, jak każda mężatka. Kumpel przez parę tygodni do niej nawijał, udając mnie. I w końcu sama się ze mną umówiła! Ale ten... tego – odchrząknął. – Spóźniłem się. Może już była i poszła? Aż mi się zrobiło niedobrze. Ładny mi amant! I niby lekarz. Teraz sobie przypomniałam, że owszem, pracuje w szpitalu wojskowym, ale jako salowy! W dodatku pije i tłucze swoją ślubną! Artur chyba nigdy by mi nie wybaczył, gdyby dowiedział się, że opowiadałam o naszych sprawach mężowi dozorczyni! Spojrzałam na niego, wstając i powiedziałam:
– Była tu taka jedna, ale jeśli to ona, nie ma czego żałować. Gruba i stara.
– A podawała się za ślicznotkę – zdziwił się sąsiad. – Jak to te głupie laski kłamią!
Po drodze do domu kupiłam wino i lody. Zamierzałam urządzić mężowi naprawdę miły wieczór... 

 

Czytaj więcej