"Luiza była życzliwa, spokojna, po prostu miła. Wszyscy ją polubiliśmy, ale ona nigdy nie chciała się z nami spotykać. Zaraz po pracy biegła do narzeczonego. W końcu udało się ją namówić na firmową imprezę i wtedy poznaliśmy prawdę..." Anna, 36 lat
Pewnego dnia do biura weszła śliczna dziewczyna. Zerkaliśmy na nią zza swoich monitorów. Szefowa ją przedstawiła – nowa miała na imię Luiza.
Luiza zajęła miejsce przy biurku, przy którym jeszcze przed tygodniem siedziała intrygantka Baśka, która wyleciała za jątrzenie i skłócanie zespołu. Luiza usiadła, włączyła monitor, zadała kilka pytań – jak się połączyć z serwerem, jak porządkujemy pliki. Miała bardzo miły, łagodny głos. Szybko się też okazało, że jest życzliwa, spokojna, po prostu miła. Wszyscy ją polubili. Zwłaszcza nasz informatyk, Karol. Widziałam, jak zerkał na nią maślanym wzrokiem. Ale Luiza miała narzeczonego, z którym mieszkała i do którego biegła zaraz po pracy. Pokazywała nam jego zdjęcia w komórce – gdzie tam Karolowi było do niego! Ten cały Robert był wysportowany, wysoki, miał modnie zaczesane włosy i nosił świetne, kolorowe koszule. A Karol był okularnikiem średniego wzrostu, ubierał się w szare swetry. Co z tego, że dobry był z niego chłopak? Przy Robercie nie miał szans. Dlatego nawet nie próbował poderwać Luizy. Po prostu na nią patrzył, gdy myślał, że nikt nie widzi.
Od czasu do czasu całą firmową brygadą wychodziliśmy na piwo.
– Lui, idziesz z nami? – pytał Karol.
– Nie mogę, Robert na mnie czeka – tłumaczyła, dodając coś o tym, że musi jeszcze po drodze zrobić zakupy... Trochę się dziwiłam, ja mam męża i dwoje dzieci, ale raz na jakiś czas udawało mi się spotkać ze znajomymi.
– Widać taka zakochana, że od razu chce do niego biec – powiedziała kiedyś Aneta, koordynatorka sprzedaży. – Zresztą, jakby mój Tomek tak wyglądał, też bym do niego leciała na skrzydłach.
Z kolei kiedyś ja usłyszałam, jak Luiza rozmawiała z Robertem przez telefon. Ukryła się w firmowej kuchni.
– Tak... Oczywiście. Zdążę. Zapiekankę... Nie lubisz. No tak. Przepraszam. Tak... Oczywiście. Będę... – mówiła. Kiedy mnie zobaczyła, pożegnała się z narzeczonym i rozłączyła. Rzuciła mi uśmiech i wyszła. Wróciłam do biura. Luiza stukała palcami w klawiaturę, Karol wpatrywał się w nią maślanym wzrokiem. Biedak.
Nadszedł grudzień. Czas rocznych premii i wigilijnej imprezy firmowej.
– W co się ubierasz na firmową imprezkę? – zapytała ją któregoś popołudnia Aneta. Uśmiechnęła się jakoś blado.
– Ja... raczej nie przyjdę – rzuciła.
– Jak to? – wtrąciłam się.
Przez chwilę milczała.
– Robert... On jest dosyć zazdrosny – powiedziała wreszcie. – Nie lubi, kiedy wychodzę gdzieś bez niego... No a to jest impreza tylko dla pracowników.
– Ale choć na chwilę mogłabyś wpaść. Nie możesz mu wytłumaczyć, że to taki trochę obowiązek służbowy? W końcu dostałaś premię, to jest impreza kończąca rok... Szefowie lubią, jak zjawiają się wszyscy pracownicy – rzuciłam.
– Zobaczę – mruknęła bez przekonania.
W dniu imprezy rano zapytałam ją, czy zmieniła zdanie.
– Nie wiem, jakoś tego nie widzę... – powiedziała. – Rozmawiałam z Robertem, ale...
– Dziewczyno, jesteś dorosła, a on nie jest twoim właścicielem! – przerwałam jej. Nie rozumiałam tego. Widać było, że chciałaby przyjść. Uciekła wzrokiem.
– Jeju, te dzisiejsze dziewczyny są kompletnie pozbawione własnego zdania – szepnęła mi potem Aneta. Ale kiedy zaczęłam się zbierać do domu, Luiza powiedziała, że chyba jednak uda jej się wpaść.
– Cudownie! – Szczerze się ucieszyłam. – To do zobaczenia na miejscu!
Luiza przyszła kilka minut po siódmej. Wyglądała obłędnie, choć założyła prostą, czarną sukienkę. Ale to była właśnie taka dziewczyna: pełna wdzięku. A potem było tak, jak na wszystkich imprezach formowych świata: jedliśmy, rozmawialiśmy, piliśmy, tańczyliśmy. Było już koło dwudziestej trzeciej, gdy przy drzwiach zaczęło się jakieś zamieszanie. Nagle zobaczyłam tam... Roberta! Wyglądał na wściekłego, rozglądał się. Dojrzał Luizę wśród tańczących i ruszył w jej stronę.
Zamarła, kiedy go dostrzegła. Prawdę mówiąc, wyglądała na przerażoną. A on szarpnął ją za rękę, naprawdę mocno. Skrzywiła się z bólu i nie ruszyła z miejsca. Ludzie się rozstąpili, a oni stali w tym kółeczku. Muzyka ucichła. Nigdzie nie widziałam ochroniarzy.
– Która jest godzina?! – wrzasnął Robert. – O której miałaś być?! Luiza zagryzła wargi.
– Dobrze się bawiłam i... – zaczęła, ale nie pozwolił jej skończyć. – Widzę! Tańczysz tu jak jakaś dziwka!
Nie wierzyłam własnym uszom. Zobaczyłam, że Aneta wyciąga komórkę, chyba włączyła nagrywanie. A Robert pociągnął Luizę za ubranie. Zachwiała się, ale nie poszła za nim. Wściekłość błysnęła mu w oczach, wyglądał jak nienormalny! Zamachnął się i ewidentnie chciał ją uderzyć, nie zdążyłam nawet krzyknąć, ale ktoś przytrzymał jego rękę. Karol.
– To jest zamknięta impreza dla pracowników. Proszę wyjść – powiedział.
Robert zaklął ordynarnie i szarpnął się. Odskoczył na kilka kroków i podniósł pięści na wysokość torsu. – Chodź na solo! – krzyknął, a Karol... Karol zaczął się śmiać.
– Co? – wykrztusił. – Chłopie, czy ty masz dwanaście lat? – zapytał.
Robert chyba nie zrozumiał. Obok Karola pojawił się nasz szef, tuż obok stanął główny księgowy. – Na solo! – śmiał się dalej Karol. – Damski bokser woła mnie na solo, nie mogę... Powtórzę: proszę opuścić to miejsce. I nigdy nie wracać.
– Ja ci zaraz... – zaczął Robert, ale wtedy odezwała się Aneta.
– Ja to wszystko nagrywam...Nagle zjawili się ochroniarze. Nie wiem, gdzie byli wcześniej, ale na widok dwóch umięśnionych facetów Robercik spokorniał. Wyprowadzili go jak szczeniaka.
Luiza była purpurowa na twarzy. Poszłyśmy do toalety.
– On tak często? – zapytałam.
– Zawsze – mruknęła.
– Więc dlaczego z nim jesteś?
– Nie pozwala mi odejść... – wyjaśniła łamiącym się głosem. – Próbowałam już kilka razy.
Przyjrzałam jej się. Ta śliczna, sympatyczna dziewczyna wyglądała jak siedem nieszczęść. Przez takiego dupka! Myśleliśmy, że jest szczęśliwą, zakochaną narzeczoną, że Robert to przystojny facet z klasą... Jak to pozory potrafią mylić!
– To nie próbuj. Po prostu go zostaw. Załóż mu sprawę. Mamy przecież dowody. Każdy będzie zeznawał w razie czego. Nie wracaj do niego. Jeśli chcesz, mój mąż i ja pojedziemy z tobą po twoje rzeczy...
Przez chwilę milczała.
– Dzięki. Zastanowię się – powiedziała wreszcie.
Luiza martwiła się, że będzie na cenzurowanym. Że ją zwolnią. Ale nikt nie miał do niej pretensji, szef zaoferował nawet pomoc, miał znajomych prawników. Po imprezie Luiza nocowała u Anety. Po swoje rzeczy pojechała z bratem i ojcem, ale o tym dowiedziałam się kilka dni później. Na początku martwiła się, że całe biuro będzie o niej plotkować, osądzać ją, ale ludzie po prostu jej współczuli. Robert okazał się tchórzem. Wystarczyła jedna groźba procesu karnego i całkiem odpuścił. Myślę sobie, że gdyby nie tamten jego wybuch, nadal o niczym byśmy nie wiedzieli. Nadal myślelibyśmy, że Luiza jest w szczęśliwym związku, a jej narzeczony jest „trochę zazdrosny”. Luiza zaczęła wychodzić z nami na piwo po pracy. Odżyła. Niedawno kilka razy przyjechała do pracy z Karolem, jego autem. Chyba coś się kroi... Cieszę się. Lubię i Luizę, i Karola. Oboje zasługują na szczęście.