Krystyna Sienkiewicz zapisała się w naszej pamięci jako zawsze uśmiechnięta aktorska i kobieta o niebywałej urodzie. Zawodowo zawsze dobrze jej się wiodło, ale prywatnie wiele jej brakowało do szczęścia. Dwa małżeństwa zakończył się rozwodem. Aktorka adoptowała też porzuconą ciężko chorą dziewczynkę, która potem przysporzyła jej wiele smutków i problemów. Mimo trudnych przeżyć i chorób, niemal do końca życia była aktywna zawodowo.
Nie uważała się za aktorkę, co najwyżej za aktoreczkę. Nie sądziła też, że jest bohaterką – po prostu dzielnie stawiała czoło wszystkiemu, co przynosiło jej życie i nigdy się nie poddawała. To była jej życiowa dewiza: nie skupiać się na kłopotach i ograniczeniach, a cieszyć tym, co się ma i co jest możliwe. I śmiać się, bez względu na to, co niesie los.
Wyświetl ten post na Instagramie
W jej życiu w pełni szczęśliwe było właściwie chyba tylko wczesne dzieciństwo. Tata był urzędnikiem, mama nauczycielką, starszy o trzy lata brat Ryś opiekunem i postrachem jednocześnie. Sielankę przerwała wojna.
W 1942 r. ojciec został aresztowany, zginął w obozie. Dwa lata później rodzeństwo straciło też mamę: zmarła na skręt kiszek. Dla Rysia i Krysi zaczęła się sieroca tułaczka. Zaopiekowała się nimi koleżanka mamy, potem przerzucano je z domu do domu. Pod koniec wojny odnalazła ich ciotka i obiecała, że gdy tylko gdzieś się urządzi (jej mąż zginął w Powstaniu, została sama z synkiem) zabierze ich do siebie. Słowa dotrzymała w połowie, bo nie była w stanie utrzymać obojga.
Wyświetl ten post na Instagramie
Krysia trafiła więc do domu ciotki na Mazurach, gdzie na honorowym miejscu na ścianie zawisł portret Piłsudskiego ucharakteryzowanego na Stalina. Ryś powędrował do domu sierot pod Łodzią. Wychowawca Rysia umiał dostrzec talenty chłopca, zainteresował się też losem jego siostry. Przy jego pomocy Krysia (choć marzyła o tańcu) trafiła do liceum plastycznego w Łodzi, dzięki czemu odzyskała bliski kontakt z bratem. Rysunki szły jej nieźle, polski też, za to z matematyką był dramat. Maturę zdała dzięki ściągawce, przemyconej w kanapce przez... nauczycielkę. Studia skończyła bez problemu.
Wyświetl ten post na Instagramie
Marzenie o występach na scenie było już przeszłością, gdy młoda plastyczka złapała fuchę przy tworzeniu dekoracji w STS-ie. Była zdolna i śliczna, nic dziwnego, że zaproponowano jej, by spróbowała swych sił na scenie. I to był strzał w dziesiątkę. Sukces odniesiony w STS-ie poparty został kolejnym, gdy w 1959 r. zaangażowano ją jako... dublerkę Giulietty Masiny w kręconym w Polsce filmie „Jons und Erdeme”. Zastępowała słynną aktorkę tylko w dalekich planach, ale odniosła sporo korzyści. Finansowych niewiele (za wypłatę kupiła bratu płaszcz), przestała się za to bać żab, które dowcipni Francuzi stale wkładali jej do kieszeni kurtki i otrzaskała się ze światem filmu. To była jej przepustka do dalszej sławy i kariery.
Wyświetl ten post na Instagramie
W następnych latach p. Krystyna zachwycała w Kabarecie Starszych Panów i kabaretach Olgi Lipińskiej. Występowała też w filmach, w pamięci publiczności chyba najlepiej zapisała się rola czołgistki Anieli w „Rzeczpospolitej babskiej”.
Wyświetl ten post na Instagramie
Sukcesy zawodowe niestety nie szły w parze z tymi osobistymi. Bo choć zakompleksiona z powodu dużego biustu dziewczyna już w liceum obiecywała sobie, że nie będzie się z nikim całować, aż skończy 27 lat (potem zeszła do lat 22), powodzenie miała ogromne. Pierwsze małżeństwo zawarła z Włodkiem Rylskim. Wybraniec był piękny jak z obrazka i utalentowany muzycznie, ale postanowił wyjechać do NRD i tam robić karierę. Pani Krystyna stanowczo wolała zostać w Polsce. Decyzję ułatwiło jej to, że mąż nie lubił czytać książek. A ona je kochała.
Niewiele lepiej ułożyło jej się w drugim małżeństwie. Zawarła je nie z wielkiej miłości, a z rozsądku, by zapewnić ojca adoptowanej córce. Mąż już przed ślubem dorobił się dziecka na boku, później również nie potrafił być wierny. Ostatecznie rozwiódł się z nią, zabierając połowę majątku. Powrócił na krótko po latach, gdy ciężko zachorował. Była żona pielęgnowała go aż do jego śmierci.
Równie trudna relacja połączyła p. Krystynę z córką Julią. Aktorka adoptowała ciężko chorą, porzuconą przez matkę w szpitalu dziewczynkę. 3,5-latka w zasadzie nie miała szans na przeżycie. W uratowanie i wychowanie dziecka aktorka włożyła mnóstwo wysiłku i serca, ale ta historia nie skończyła się happy endem. Szybko pojawiły się kłopoty z nauką, nieporozumienia narastały, aż obie praktycznie zerwały kontakt.
Wyświetl ten post na Instagramie
Ostatecznie pociechę p. Krystyna znalazła w urządzaniu swoich wymarzonych domów – pierwszego nad Świdrem (pieniądze na kupno starego młyna i wielkiej działki pożyczyła jej Agnieszka Osiecka), drugiego na warszawskim Żoliborzu. W tym ostatnim towarzystwa dotrzymywali jej liczni czworonożni przyjaciele. I to oni pomagali jej przetrwać trudne chwile, które przynosiły kolejne choroby.
Pani Krystyna jeszcze w pierwszym małżeństwie zaliczyła wypadek samochodowy, w wyniku którego doznała czasowego paraliżu, popękały jej pęcherzyki płucne i pojawiły się kłopoty z oddychaniem. Po pewnym czasie zaczął szwankować wzrok – aktorka straciła w końcu ponad 80% widzenia, pozostał tylko obraz na obrzeżach, dostrzegany kątem oka. Na scenie nie poznawała twarzy innych aktorów, by móc się po niej poruszać, mierzyła ją wcześniej krokami. „Aktorstwo to taki zawód, że na scenę można nie wyjść tylko, gdy się padnie trupem” – tłumaczyła. Trupem wtedy nie padła, lecz złamała w paskudny sposób rękę – ta źle się zrosła i trzeba było ponownie ją łamać.
A gdy wydawało się już, że więcej znieść nie jest w stanie, dostała udaru, który, jak to określała, zabrał jej słowa. Odzyskiwała je mozolną, codzienną pracą z logopedą, ale gdy tylko trochę wydobrzała, mimo poważnych trudności z mówieniem, nadal występowała. Kiedy brakowało jej słowa, prosiła o podpowiedź publiczność. Pani Krystyna zmarła 12 lutego w wieku 82 lat. Pochowano ją na Powązkach.