"Mąż mnie zdradzał. Notorycznie, systematycznie, regularnie. Po prostu nie mógł się oprzeć, jak wyjaśniał, kiedy sprawa wyszła już na jaw. Nie odeszłam, bo zbyt wiele nas łączyło. Dzieci, kredyty, moi starzy rodzice, którzy nie przeżyliby takiego szoku. Po prostu zobojętniałam i... sama zaczęłam szukać szczęścia na boku. W pewnym momencie jednak sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli..." Iwona, 40 lat
Kiedyś bardzo Bartka kochałam, przecież wyszłam za niego właśnie z wielkiej miłości. Niestety po kilku latach małżeństwa z moim mężem zaczęło się dziać coś dziwnego. Nagle stawał się nieobecny, obcy, daleki, by po kilku tygodniach znów być tym fajnym Bartkiem, w którym się zadurzyłam jeszcze w liceum. Długo trwało, zanim zrozumiałam, na czym polega ta huśtawka. Bartek mnie zdradzał. Notorycznie, systematycznie, regularnie. Po prostu nie mógł się oprzeć, jak wyjaśniał, kiedy sprawa wyszła już na jaw. Nie odeszłam, bo zbyt wiele nas łączyło. Dzieci, kredyty, moi starzy rodzice, którzy nie przeżyliby takiego szoku. I strach, co zrobię bez Bartka, którego miałam przy sobie od zawsze. Zostałam, a potem...
Zaczęłam szukać pozamałżeńskiego szczęścia w ramionach różnych facetów. Brałam od nich to, czego nie dawał mi mąż: bliskość, komplementy, seks. Bartek chyba niczego nie zauważał, tak jak nie zauważał mnie. Prowadziłam dom, wychowywałam dzieci i udawałam, że wszystko jest okej. Bartek też udawał. Bo mimo zapewnień, że nigdy więcej, widziałam, że znowu zaangażował się w coś na boku. Wiedziałam też, że romans szybko skończy, rozpoznawałam bez pudła tę znudzoną minę, to chmurne oblicze spowodowane tym, że nic ekscytującego się nie dzieje. Ja też szybko wycofywałam się z relacji, które nawiązywałam. Żeby się nie zaangażować, żeby nie rozwalić życia dzieciom. Czy Bartek działał z tych samych pobudek? Nie rozmawialiśmy o tym.
Adam od razu wpadł mi w oko, może dlatego, że stanowił zupełne przeciwieństwo Bartka. Nie był przypakowany na siłowni, ale szczupły. Normalny facet. Na dodatek sympatyczny. Mój maż znał Adama. Pracowali kiedyś razem w jednej firmie i właśnie dlatego Adama poznałam. Na jakiejś firmowej imprezie, na którą zaciągnął mnie mąż. Od dawna już nie lubiłam z nim wychodzić, bo bardziej zwracał uwagę na kręcące tyłkami młode kelnerki niż na mnie, ale wtedy z jakichś powodów się uparł. Kiedy mój mąż adorował jakąś biuściastą blondynkę przy stoliku z zimnym bufetem, Adam przyniósł mi drinka i zagadnął o jakąś bzdurę, z czego wywiązała się ciekawa rozmowa, która pozwoliła mi na chwilę zapomnieć o tym, jak nieudane jest moje małżeństwo...
Pół roku później przypadkowo wpadłam na Adama w kawiarni – on pił przy barze espresso, a ja kupowałam ciasto na wynos. Przypomniał mi o imprezie urządzonej przez firmę, w której ani on, ani Bartek już nie pracowali. Gadaliśmy prawie godzinę, a potem pojechaliśmy do hotelu, gdzie rzuciliśmy się na siebie jak dzieciaki. Właśnie tak to się zaczęło. I chyba właśnie zaczynało przekraczać niebezpieczną granicę. Z nikim wcześniej nie spotykałam się tak długo i za nikim tak nie tęskniłam. O nikogo nie byłam zazdrosna, a teraz cierpła mi skóra na myśl, że Adam ma żonę, z którą zapewne sypia. Mówił mi, że to małżeństwo jest dla niego ważne i nie chce nawet myśleć o rozwodzie...
Tego dnia byłam przygaszona, bo Adam nie mógł się ze mną spotkać, i tylko perspektywa spotkania w weekend nieco poprawiała mi humor. Mój mąż wrócił późno, dzieciaki zjadły kolację i zamknęły się w pokojach.
– Dłużej zostałeś w pracy – rzuciłam, ale bez złośliwości, chciałam coś powiedzieć.
– Taka robota – westchnął Bartek. Spojrzałam uważnie i już wiedziałam, że kłamie. Ten błysk zadowolenia w oku, ten uśmieszek błąkający się na wargach... Musiał się z kimś spotkać po pracy. W hotelu? W jej mieszkaniu? Nagle coś zakłuło mnie w sercu, coś, czego dawno nie czułam. Chyba nie było mi to obojętne. Przecież jeszcze kilka tygodni temu miałabym gdzieś, co Bartek robi i z kim... Teraz zrozumiałam, że nigdy nie wiadomo, kiedy zdrada zacznie przeradzać się w pragnienie posiadania tego kogoś, z kim zdradzamy, na zawsze.
– Bartek... – zaczęłam. – Jesteś głodny? Została zupa. Pyszna pomidorówka!
– Nalej – zgodził się łaskawie. Podałam mu zupę, a potem usiadłam naprzeciwko. Patrzyłam, jak je.
– Coś się stało? – zorientował się, że jestem jakaś dziwna.
– Bartek, czy nasze małżeństwo ma dla ciebie jakiś sens?
– No jasne – żachnął się. – O czym ty w ogóle mówisz? Przecież mamy rodzinę.
– Jesteśmy rodziną... – poprawiłam go.
– No właśnie.
– I kochasz mnie?
– Kocham – powiedział to tak gładko. Pomyślałam o Adamie. On też twierdził, że kocha żonę. On też tworzył z nią rodzinę, której nie chciał rozwalać. Podczas gdy ja coraz częściej dopuszczałam do siebie myśl, że to jednak może się stać. Tylko po to, żebym ja nie musiała być o tę żonę zazdrosna. Bo czy sama odważyłabym się zniszczyć wszystko? Odebrać moim dzieciom dom, poczucie bezpieczeństwa? Mój Boże...
– Co my w ogóle robimy?... – szepnęłam, ale Bartek usłyszał.
– Co takiego robimy? – zapytał. Nasze spojrzenia się spotkały. Moje niebieskie i jego ciemne. To samo, w którym kiedyś zakochałam się do szaleństwa. Czy mogłabym zakochać się jeszcze raz?
– Gdzie ty w ogóle wyjeżdżasz na weekend? Bo nawet mi nie powiedziałeś – wypaliłam.
Bartek westchnął i już wiedziałam, że chce sobie dać czas, bo nawet nie przemyślał kwestii alibi. Od dawna nie wymagałam od niego żadnych wyjaśnień...
– Pamiętasz tego chudego Adama?
– Co?! – Niemal podskoczyłam na krześle.
– Kolegę z mojej starej firmy – ciągnął Bartek, a ja byłam bliska zawału.
– Co z nim? – wychrypiałam, zastanawiając się, skąd o nas wie.
– On uwielbia wędkarstwo, ma jakąś dom za miastem nad rzeką i zaprosił kilku kumpli na wspólne łowienie.
– Co takiego?! – parsknęłam śmiechem.
– Z czego się śmiejesz? – Bartek nagle jakby stracił rezon. Nic dziwnego, przecież łgał jak z nut. Adam ani nie uwielbiał wędkarstwa, ani nie miał żadnego domu za miastem. Znowu czułam kłucie w sercu.
– Kłamiesz – rzuciłam.
– Skąd wiesz? – Spojrzał mi w oczy. Takiego pytania się nie spodziewałam i, co gorsza, nie mogłam na nie udzielić odpowiedzi. Przynajmniej uczciwej.
– Znam cię wystarczająco długo, żeby wiedzieć. I posłuchaj mnie... Jeśli chcesz uratować nasze małżeństwo, nigdzie nie pojedziesz – oświadczyłam. – Te zdrady muszą się skończyć.
– Jakie zdrady? Ja już się umówiłem...
– To odwołasz. Nie żartuję, Bartek. – Podniosłam się z krzesła. – Albo staniemy się prawdziwym małżeństwem, albo zakończymy je szybciej, niż się spodziewasz.
– Ale...
– Koniec rozmowy. Decyduj.
Bartek odwołał wyjazd, ja odwołałam spotkanie z Adamem. W ogóle powiedziałam mu, że między nami koniec. Nie nalegał, nie prosił, nie utrudniał. Nie miałam pojęcia, jak zareagowała kochanka Bartka. Skupiłam się na weekendzie z rodziną. Byliśmy z mężem nieco rozdrażnieni, poplątani w tajemnicach, ale byliśmy też razem. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się z dzieciakami. Podczas tego wspólnego weekendu dowiedziałam się najważniejszego. Że następnej zdrady już nie zniosę...