„Zrozumiałam, że Mateusz mnie zdradzał. Rozstałam się z nim, nie mogąc dłużej znieść upokorzeń i kłamstw. Czasami myślałam, że gdybym posłuchała Jowity, zmarnowałabym przy nim trochę mniej czasu. I nie straciłabym jej. I wtedy właśnie ogarniał mnie wstyd”. Ula, 33 lata
Co ja mam teraz robić?!, pomyślałam z rozpaczą, zatrzymując się zaraz za drzwiami firmy. W środku dłużej nie mogłam zostać, miałam tyle nadgodzin, że szef wyrzucił mnie do domu. A ja przecież nie mogłam mu powiedzieć, że nie mam ochoty tam wracać. Do pustego domu. Domu, który do niedawna dzieliłam z mężem... Czułam się samotna. Brakowało mi przyjaciół. Najdłużej wytrwała przy mnie Jowita. Aż do tamtej kłótni, dwa lata temu. Teraz nie miałam już nikogo...
Nagle, kiedy przechodziłam obok nowego sklepu jubilerskiego, przypomniało mi się, że miałam kupić jakiś ładny wisiorek. Weszłam do środka i zaczęłam oglądać biżuterię. Wybrałam srebrny naszyjnik z zielonymi łezkami kamyków. Do tego dobrałam kolczyki.
– Ile płacę? – spytałam.
– Chwileczkę, muszę zapytać właścicielkę – wyjaśniła ekspedientka, rumieniąc się. – To mój pierwszy dzień, jeszcze nie za bardzo orientuję się w cenach – dodała.
– Spokojnie – uśmiechnęłam się. – Nikt nie wie wszystkiego od razu...
– Pani Jowito, może pani przyjść na momencik? – zawołała, stając w drzwiach prowadzących na zaplecze.
I nagle usłyszałam ten głos.
– O co chodzi, Małgosiu?
Podniosłam gwałtownie głowę. To była ona! Moja była przyjaciółka!
– Ula! – szepnęła zaskoczona.
– Pani chciała kupić tę biżuterię – wtrąciła się ekspedientka.
– Zawsze miałaś dobry gust. – Jowita spojrzała na mnie niepewnie.
– Właśnie się rozmyśliłam. Przepraszam – stwierdziłam i odwróciłam się na pięcie.
– Ula, poczekaj! – krzyknęła za mną.
Ale ja nie mogłam zostać. Z oczu już ciekły mi łzy. Wybiegłam ze sklepu i pędziłam przed siebie, potrącając przechodniów. Bo tego właśnie mi jeszcze brakowało! Natknąć się na Jowitę! Jakbym nie dość miała kłopotów po odejściu Mateusza. Nie byłam gotowa spojrzeć jej w oczy! Nie po tym, jak się okazało, że byłam wobec niej niesprawiedliwa. Teraz wiem, że to ona miała rację, a ja dawałam się oszukiwać przez długi czas...
Jowita, Mateusz i ja spotykaliśmy się kiedyś w każdy weekend. Moja przyjaciółka była singielką, zabieraliśmy ją więc na wypady za miasto, kolacje przy winku i na domowe seanse filmowe. Jowita była jedną z niewielu moich znajomych, którą mąż akceptował. Miałam ukochanego mężczyznę, wspaniałą przyjaciółkę i wydawało się, że wyśmienicie się w trójkę rozumiemy. Aż pewnej soboty wszystko się popsuło.
Ja zasnęłam na tapczanie już koło północy. Jowita i Mateusz twardo siedzieli przed telewizorem. Gdy obudziłam się o świcie, byłam przykryta kocem, a w domu panowała cisza. Poszłam więc do małżeńskiego łóżka. Rano dowiedziałam się, że Jowita pojechała do siebie przed drugą.
– I wiesz co? – stwierdził mąż, tuląc mnie do siebie. – Miałem już jej serdecznie dość.
– Dość?! – zdziwiłam się. – Dlaczego?!
– No... Nie powinnaś tak do końca jej ufać – stwierdził. – Ona... wczoraj... – jąkał się. – Nie wiem, jak ci to powiedzieć... – westchnął. – To twoja przyjaciółka i...
– Mateusz! – szepnęłam ze zgrozą. – Wyjaśnij wreszcie, o co chodzi!
– No więc dobrze – powiedział. – Chciała mnie wczoraj uwieść.
Wtedy mnie zamurowało, ale po wysłuchaniu szczegółowej relacji męża musiałam pogodzić się z rzeczywistością. Jeszcze tego samego dnia poszłam do przyjaciółki. Zrobiłam jej awanturę, nazwałam zdrajczynią i ostrzegłam, żeby nigdy więcej nie zbliżyła się ani do mnie, ani do Mateusza.
– I nawet nie pozwolisz mi tego wyjaśnić?! – spytała z wyrzutem. – To nie ja go chciałam uwieść, tylko on mnie! I ostrzegłam, że ci o tym powiem. Postanowił mnie więc uprzedzić. Przykro mi to mówić, ale Mateusz to drań, Ula...
Nie chciałam tego słuchać. Wyszłam z jej domu obrażona na śmierć. Na szczęście miałam Mateusza, który mnie pocieszał. Jeszcze przez pół roku wierzyłam mu ślepo. Potem przejrzałam na oczy. Przestałam wmawiać sobie, że miłosny liścik w kieszeni męża znalazł się przez przypadek. Że kobieta, która odebrała jego komórkę, gdy był na szkoleniu, to jego koleżanka dowcipnisia. Że obcałowywał jakąś dziewczynę na ulicy, by pocieszyć ją po śmierci matki... Zrozumiałam, że Mateusz mnie zdradzał. Rozstałam się z nim, nie mogąc dłużej znieść upokorzeń i kłamstw. Czasami myślałam, że gdybym posłuchała Jowity, zmarnowałabym przy nim trochę mniej czasu. I nie straciłabym jej. I wtedy właśnie ogarniał mnie wstyd.
Dlatego gdy spotkałam ją w sklepie, uciekłam. Nie chciałam czekać, aż powie z triumfem: „A nie mówiłam?!”.
– A ponoć zakupy mają polepszać samopoczucie! – szepnęłam z rozpaczą i rozpłakałam się. Bo po spotkaniu z Jowitą było mi jeszcze gorzej...
Pierwszy raz od dawna nie myślałam o Mateuszu, myślałam o mojej byłej przyjaciółce. Wyciągnęłam z dna szafy album ze zdjęciami. Z czasów, gdy byłyśmy młode i żaden facet nie psuł nam humoru. Wystarczyło tylko spojrzeć na nasze roześmiane twarze, by wiedzieć, że byłyśmy wtedy bardzo szczęśliwe.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi mieszkania. Odłożyłam album i poszłam do przedpokoju. Za drzwiami stała ona...
– Cześć – uśmiechnęła się do mnie nieśmiało. – Mogę wejść na chwilkę?
Zawahałam się przez moment. W końcu jednak zaprosiłam ją do środka. Jowita wyjęła z torebki małe pudełeczko.
– Chcę ci coś dać – powiedziała, podając mi je. – Ekspedientka twierdziła, że ślicznie ci w tym było.
– Nie mogę tego przyjąć – jęknęłam.
– Ula, proszę... – szepnęła. – Tyle razy myślałam o tym, co się stało. Przecież ja...
– Tak, chciałaś dobrze. Tylko ja byłam ślepa i głupia i teraz mam za swoje. A przecież gdybym cię posłuchała, gdybym uwierzyła tobie, a nie jemu, to nie cierpiałabym tyle. No, powiedz to! – mówiłam z rozpaczą. – Powiedz, przecież po to tu przyszłaś.
– Nie rozumiem. – Spojrzała na mnie, marszcząc czoło.
– No przecież wiedziałaś, że tak będzie. Że Mateusz będzie mnie zdradzał, jeśli nie z tobą, to z kimś innym. I że nasze małżeństwo skończy się fiaskiem! – wyrzuciłam z siebie jednym tchem, a potem się rozpłakałam.
Jowita natychmiast wzięła mnie w ramiona i zaczęła uspokajać.
– Masz rację, wiedziałam – szepnęła w pewnej chwili. – Ale nie fatygowałam się tutaj, żeby to powiedzieć – dodała.
– Więc po co? – zdziwiłam się.
– Żeby się z tobą pogodzić. – Wzruszyła ramionami. – W zeszłym tygodniu dowiedziałam się, że się rozwiodłaś. A dziś, gdy zobaczyłam cię w sklepie, zrozumiałam, jak bardzo za tobą tęskniłam. I myślałam, że może ty... szczególnie teraz, też mnie potrzebujesz... – dodała.
Długo nie mogłam w to uwierzyć. Ale Jowita mówiła prawdę, jak zwykle zresztą. Była bardziej wspaniałomyślna i wyrozumiała, niż przypuszczałam. Przebaczyła mi to, jak zachowałam się kilka lat temu, jakby chodziło o jakiś drobiazg.
– Przecież ja też byłam zakochana – stwierdziła, gdy ją przepraszałam. – I wiem, do czego zdolne są kobiety w tym stanie.
– Czyli... zgoda? – Spojrzałam na nią z napięciem.
– Zgoda. – Pokiwała głową. – Pod warunkiem, że przyjmiesz prezent i że zrobisz mojemu sklepowi reklamę!
– Ty spryciulo! – zawołałam. – Czyli to promocja!
– Można tak to nazwać! – zaśmiała się.
Teraz Jowita codziennie dotrzymuje mi towarzystwa, skończyły się nadgodziny i łażenie bez celu po mieście. Nadal miewam wyrzuty sumienia, że w nią zwątpiłam i potraktowałam źle. Ale jedno wiem: Jowita może być mnie pewna. Nie zawiodę jej już nigdy więcej!