"Mój wykładowca z kursu nawet nie udawał, że będziemy rozmawiać o marketingu regionalnym. Od razu wyznał, że się we mnie zakochał i zaproponował, byśmy poszli do niego. Wtedy zadałam mu jedno ważne pytanie..." Aneta, 42 lata
Siedziałyśmy w kuchni przy stole. Dwie kobiety po czterdziestce, z lekką nadwagą i po przejściach. Znałyśmy się od czasów liceum ekonomicznego. Piłyśmy sobie kawę z mlekiem, plotkowałyśmy, gdy nagle Magda zadała mi dziwne pytanie:
– Czy wiesz, co to jest Krav Maga?
Spojrzałam na nią zaskoczona.
– Nie wiem, ale brzmi strasznie – odparłam.
– Krav Maga, dosłownie „walka w bliskim kontakcie” – zaczęła czytać z komórki. – Izraelski system walki. Składa się z szeregu technik zapożyczonych m.in. z boksu, boksu tajskiego, zapasów, judo, aikido, brazylijskiego jiu-jitsu. Polega na pchnięciach, dźwigniach, kopnięciach w okolice gardła, oczu, w strefę krocza oraz w nogi.
– To ma coś wspólnego ze mną? – spytałam.
Zapadła cisza. Słychać było, jak wiruje pralka w łazience, a sąsiadka Magdy odkurza na górze.
– Z tobą nie, tylko z Mateuszem – odparła i zmieniła temat.
Wkrótce dowiedziałam się, co ma na myśli.
Urząd miasta, w którym pracowałam, wysłał mnie na trzydniowy kurs marketingu regionalnego. Nie byłam zadowolona. Razem z innymi urzędniczkami przyszłyśmy na szkolenie nastawione na „nie”. Przeszło nam, gdy w sali pojawił się ON. Mateusz K., doktor habilitowany.
– Witam piękne panie – rozejrzał się po sali. – Doceniam, że zjawiły się panie tak licznie.
Zatrzymał wzrok na mnie i to wystarczyło, żebym do końca zajęć pilnie notowała każde jego słowo. Nie przeszkadzało mi to zauważyć, że facet nie ma obrączki i że jest w moim wieku. Gdy chodził po sali, mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Zmarszczki przy oczach i wokół ust zdradzały czwarty krzyżyk na karku. Następnego dnia przyszłam w sukience, która ukrywała mankamenty, a uwydatniała kobiece kształty. Koleżanki z pracy popatrzyły ciekawie, skłamałam, że zaraz po szkoleniu idę na imieniny. Doktor Mateusz zerkał na mnie przez całe zajęcia. W czasie krótkiej przerwy podszedł nawet do grupki, w której stałam.
– Muszę się paniom przyznać, że niewiele brakowało, a nie byłoby tych zajęć. Miałem inne zobowiązania, nagle jednak wszystko się poukładało. Gdy tu jechałem, pomyślałem, że pewnie coś ważnego się wydarzy – popatrzył na każdą z nas. – I rzeczywiście wydarzyło się, dawno nie miałem tak zaangażowanych słuchaczek.
Wszystkie się uśmiechnęłyśmy, a ja poczułam, że tak naprawdę mówi tylko do mnie. Nie byłam pięknością, po dwóch ciążach się roztyłam, ale wciąż podobałam się facetom. Po rozstaniu z mężem nie w głowie mi jednak były amory. Ale pan Mateusz działał na mnie tak, że znów poczułam się zauroczoną nastolatką.
Niestety, nie dotarłam na ostatnie zajęcia. Moja mama zasłabła i zabrali ją do szpitala. Robili jej różne badania, nic poważnego nie wykryli, ale woleli ją zatrzymać. Zostałam z nią do wieczora. Dopiero gdy szłam do domu, zadzwoniłam do koleżanki, która była na szkoleniu. Nic szczególnego się nie działo. Pan doktor zostawił jednak na siebie namiary, jakbyśmy miały jakieś pytania.
Wahałam się, ale w końcu przemogłam nieśmiałość i napisałam do niego. Bardzo oficjalnie, bo nie byłam pewna, czy on czuje to samo co ja. Napisałam, że nie mogłam być na ostatnich zajęciach, a mam sporo pytań. Spytałam, czy mógłby mi poświęcić trochę czasu. Odpowiedź dostałam niemal natychmiast. Tyle że był to autoresponder. Otrzymałam informację, że Mateusz jest na urlopie.
– I co, odpisał ci w końcu? – spytała kilka dni później Magda.
– Tak, kiedy wychodziłam do ciebie przyszedł mejl mniej więcej takiej treści: Pani Aneto, bardzo ucieszyła mnie wiadomość od Pani. Oczywiście znajdę dla Pani czas. Jutro? Na moim wydziale czy woli Pani w mniej oficjalnym miejscu? Pozdrawiam, Mateusz. Odpowiedziałam, że jutro i w mniej oficjalnym miejscu.
Przyjaciółka jakoś nie wyglądała na zachwyconą moim spotkaniem z Mateuszem.
– Nie cieszysz się moim szczęściem? – spytałam.
– Chciałabym... – powiedziała poważnie. – Znalazłam pana Mateusza na portalu społecznościowym. Ma zamknięty profil, ale sprawdziłam profile jego znajomych.
– Wolno tak? – spytałam cicho. Poczułam dziwny niepokój, cała radość minęła w sekundę.
– Skoro są publiczne, to wolno – Magda wzruszyła ramionami. – Wśród znajomych pana K. wyróżnia się potężnej budowy blondynka. Na zdjęciu profilowym prezentuje umięśnione ręce w tatuażach. Mistrzyni... Krav Magi. Co gorsza jest w szczęśliwym związku, jak napisała, z Mateuszem K. Mają tysiąc wspólnych zdjęć. Z Mateuszem nad morzem, z Mateuszem w górach, z Mateuszem za granicą, w kawiarni, wszędzie. Nawet u jego rodziców w święta. Z jego siostrą, z dziećmi siostry, mężem siostry.
Zapadła cisza. Napiłam się zimnej kawy i odstawiłam filiżankę obok spodeczka. Łzy mi napłynęły do oczu.
– Co teraz?– zapytałam bezradnie.
– Sprawa jest oczywista, facet szuka przygody. Jest jednak nikłe prawdopodobieństwo, że mylnie wszystko odczytujemy. Musisz jutro iść na spotkanie i wszystkiego się dowiedzieć – podsumowała Magda.
– Nie, umrę ze wstydu. – zaparłam się.
– Nie – Magda się uśmiechnęła. – To on ma umrzeć ze wstydu.
Czułam się potwornie głupio, mimo to poszłam na spotkanie. Umówiliśmy się w kawiarence na uboczu. Doktor Mateusz nawet nie udawał, że będziemy rozmawiać o marketingu regionalnym. Od razu wyznał, że trafiła go strzała amora, że serce mu wyło, gdy nie pojawiłam się ostatniego dnia. Patrzył na mnie błękitnymi oczami, szukał dłonią mojej dłoni.
– Pójdziemy do mnie? – zaproponował nagle.
Roześmiałam się mimowolnie. Spłoszył się.
– Nie rozumiem. – Czy pana dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko? – spytałam wprost.
– Jaka dziewczyna? – wydawał się zdumiony.
– Mistrzyni Krav Magi. – wypaliłam.
Zamienił się w słup soli.
– Ona, ona nie może się o niczym dowiedzieć – wykrztusił.
– Bo będą kopnięcia w okolice gardła, oczu, w strefę krocza oraz w nogi? – zacytowałam definicję Krav Magi.
Zrobił się czerwony jak burak.
– Mogło być tak super! Musiałaś wszystko popsuć?! – wybiegł z płaszczem pod pachą.
Magda miała rację, to on się wstydził i warto było zobaczyć jego przerażoną minę. Miałam nadzieję, że przejdą mu skoki w bok. Bardzo zadowolona z siebie zadzwoniłam do przyjaciółki, żeby jej wszystko opowiedzieć.