Słynny aktor Leonard Pietraszak zmarł 1 lutego w swoim warszawskim domu. Miał 86 lat. W ostatnim czasie zmagał się z chorobą. Dziś w rodzinnej Bydgoszczy odbyły się uroczystości pogrzebowe aktora. Został tam pochowany na Cmentarzu Starofarnym. Choć przez ponad 50 lat był szczęśliwym mężem, odnosił sukcesy zawodowe i pozornie niczego mu nie brakowało, jedna sprawa nie dawała mu spokoju. Czy przed śmiercią spełnił swoje najważniejsze marzenie?
Spis treści
Leonard Pietraszak zapamiętany zostanie z wielu wspaniałych ról w kultowych polskich produkcjach, takich jak: "Vabank", "Kariera Nikodema Dyzmy", "Czterdziestolatek" czy "Czarne chmury". 7 lutego w katedrze pod wezwaniem świętych Marcina i Mikołaja w Bydgoszczy odbyły się oficjalne uroczystości pogrzebowe. Kilka dni wcześniej, 4 lutego w Kościele Środowisk Twórczych w Warszawie, artystę żegnali bliscy i przyjaciele.
Wspominamy Leonarda Pietraszaka, jego pełne sukcesów życie zawodowe i skomplikowane życie osobiste.
Urodził się 6 listopada 1936 roku w Bydgoszczy jako trzecie dziecko Janiny i Aleksandra Pietraszaków. Gdy wybuchła II wojna światowa, Leonard Pietraszak miał 3 lata. Ojciec, dawny powstaniec wielkopolski, lotnik, walczył we Francji i Anglii. Matka pracowała w fabryce makaronu.
Aleksander Pietraszak wrócił do Polski w 1946 roku i był dla 10-letniego wówczas Leonarda Pietraszaka niemal obcym człowiekiem. Leonard Pietraszak miał nawet problem z mówieniem do niego „tato”. Zbyt wiele lat żyli w oddaleniu, a ojciec na dodatek był osobą skrytą. – Nigdy mnie nie przytulił, ani nie pochwalił. Przyrzekłem sobie, że będę innym ojcem dla swoich dzieci! – mówił aktor. Z czasem rolę ojca w stosunku do niego jako młodszego brata przejął brat Tadeusz Pietraszak. Pomagał Leonardowi finansowo i jako jedyny wierzył, że zrealizuje on swoje marzenie i zostanie aktorem. A długo nic na to nie wskazywało.
Podczas recytatorskiego debiutu w szkole podstawowej, mały Leonard Pietraszak, zwany Lolkiem wyszedł na scenę, powiedział tytuł wiersza i... pokonany przez tremę, zakończył występ. Ze zdolności aktorskich skorzystał dużo później... dla własnych celów. Podczas matury w czasie egzaminu z biologii komisja zarekwirowała mu ściągawki. A wtedy maturzysta Leonard Pietraszak... wybuchnął strasznym płaczem. Udało mu się wziąć nauczycieli na litość i choć niemal nic nie umiał, przepchnęli go.
O aktorstwie jednak od razu nie marzył. Nie przyjęto go na dziennikarstwo, więc zatrudnił się w „Ilustrowanym Kurierze Polskim”, a potem w bydgoskim „Ruchu”. Popołudnia miał wolne.
– Z nudów zgłosiłem się na zajęcia ogniska teatralnego. Wychowawcy zachęcili mnie, bym zdawał do szkoły aktorskiej – wspominał. W 1956 roku dostał się do filmówki w Łodzi. Debiutował w teatrze, w Poznaniu.
Tam po jednym ze spektakli w klubie studenckim poznał przepiękną Hannę Grygiel, malarkę. Nie zwracała na niego uwagi, więc oznajmił buńczucznie:
– Co ty tu będziesz udawać, jak będę chciał, to zostaniesz moją żoną. I po miesiącu byli już małżeństwem. Na świat przyszedł ich syn Mikołaj (57).
– Popełniliśmy z Hanką wielki błąd, zakładając rodzinę na wariata – przyznawał potem ze skruchą.
Uczucie się wypaliło. W 1967 roku aktor dostał angaż w Warszawie.
– Hanka zdecydowała, że zostanie w Poznaniu. Chyba rozsądnie, bo cóż ja mogłem zapewnić rodzinie w Warszawie? Mały wynajęty pokój? – podsumowywał Leonard Pietraszak. Pamiętając własne dzieciństwo, chciał być wzorowym ojcem dla syna. Przyjeżdżał w prawie każdy weekend, żeby choć trochę pobyć z ukochanym jedynakiem. Ale małżeństwo powoli stawało się fikcją.
W Teatrze Rozmaitości spotkał Wandę Majerównę (90). Aktorka dochodziła do siebie po rozwodzie i nie interesowały ją niczyje zaloty. Wiedziała zresztą, że Leonard ma żonę i małego synka. Ale on znów ani myślał się poddać i zabiegał o nią.
– Sytuację zmieniły truskawki – wspominał Leonard Pietraszak. – Przyniosłem je specjalnie dla niej do teatru, a ona, zaskoczona i wzruszona, wreszcie spojrzała na mnie życzliwie.
Znajomość rozwijała się. – Któregoś dnia przyjechałem do Poznania i powiedziałem, że chyba powinniśmy się rozstać, poznałem kogoś i chcę ułożyć sobie życie na nowo – opowiadał.
Jego żona przyjęła to spokojnie. Po rozwodzie ożenił się po raz drugi, ale syn Mikołaj długo nie zdawał sobie z tego sprawy. Podczas każdego spotkania pytał, dlaczego tata nie mieszka z nim i z mamą. Aktor miał nadzieję, że z czasem, gdy syn dorośnie, zrozumie i pojawi się między nimi męska przyjaźń. Stało się jednak inaczej.
– Syn mi nigdy nie wybaczył, że odszedłem od jego mamy – zwierzał Leonard Pietraszak się z wielkim smutkiem.
Skoncentrował się na pracy. Kiedy Andrzej Konic obsadził go w roli pułkownika Krzysztofa Dowgirda w serialu „Czarne chmury”, koledzy ostrzegali go, że ta rola stanie się jego przekleństwem. – Odpowiadałem, że zgolę brodę i nikt mnie nie pozna – opowiadał aktor. I udało mu się udowodnić, że nawet z serialową popularnością można wchodzić w kolejne aktorskie wcielenia.
Zagrał wiele niezapomnianych ról. Świetnie zarabiał, a za zarobione pieniądze... kupował obrazy. Tak zgromadził wspaniałą ich kolekcję. – To obok ról moje największe życiowe dokonanie – mówił. W 2021 roku państwo Pietraszakowie przekazali muzeum w Bydgoszczy kolekcję malarstwa młodopolskiego złożoną z kilkudziesięciu obrazów Jana Stanisławskiego i jego uczniów.
Odnosił sukcesy, był szczęśliwy z ukochaną żoną, wciąż brakowało mu jednak syna Mikołaja. Przez wiele lat nie mieli ze sobą kontaktu. Jedynak nie odpisywał na listy, nie odpowiadał na telefony. Przed swoim ślubem Mikołaj skontaktował się z ojcem i zaprosił go na uroczystość. Jednak ponieważ postawił warunek, że nie może on przyjechać z żoną, Leonard Pietraszak nie pojechał. Ta decyzja pogorszyła ich relacje.
Aktor śledził zawodowe poczynania Mikołaja, był dumny, że skończył dwa kierunki studiów, pełni odpowiedzialne funkcje. Cieszył się, że elokwentny, obdarzony aktorskim talentem syn został nominowany do tytułu Mistrza Mowy Polskiej. Marzył o pojednaniu, jednak, z tego, co wiadomo, nigdy do niego nie doszło. Leonard Pietraszak zmarł 1 lutego 2023 roku.
Tekst ukazał się w magazynie "Dobry Tydzień".