"Wiedziałam, że Andrzej był kiedyś żonaty, ale kiedy się poznaliśmy, mówił, że to przeszłość. Pierwszy raz spotkaliśmy się w kościele, a raczej pod, kiedy przedstawili nas sobie wspólni znajomi. To nie tak, że kogoś szukałam. Przywykłam do myśli, że zawsze będę sama. A jednak, gdy dotarło do mnie, że Andrzej się mną interesuje, poczułam, że moje życie może się zmienić..." Eleonora, 55 lat
To był wspaniały czas, kiedy się poznawaliśmy. Andrzej potrafił słuchać, a także rozbawić mnie do łez, mieliśmy tysiąc wspólnych tematów. Gotowaliśmy razem i celebrowaliśmy posiłki, popijaliśmy winem, chodziliśmy na spacery. Ale czasami odwoływał spotkanie w ostatniej chwili. Bywało, że się spóźniał, a potem siedział dziwnie zamyślony.
Ta przyjaciółka, Ewa, która nas sobie przedstawiła, znała go od lat, więc kiedy sprawy przybrały poważny obrót, powiedziałam jej o swoich uczuciach wobec Andrzeja.
– Znałaś Elę – rzuciłam, próbując ukryć zdenerwowanie w głosie. – Jakim byli małżeństwem?
– No wiesz, mieli swoje upadki i wzloty, jak wszyscy – odpowiedziała wymijająco i uznałam to za jasny sygnał, że nie chce plotkować o przyjacielu. – Ale skoro powiedział ci, że to przeszłość, to znaczy, że tak jest. Andrzej to człowiek honoru, dzisiaj już takich nie produkują!
Zaśmiałam się z przymusem z tego żartu, bo niestety Ewa nie rozwiała obaw, że mój mężczyzna wciąż coś czuje do zmarłej żony.
– Ale nie widzisz, że on wybrał ciebie?! – zapytała. – Ja go naprawdę znam. Jeśli ci mówi, że cię kocha, to tak jest. Wiesz, że to atrakcyjny facet, wiele kobiet by mu nie odmówiło, ale on chce ciebie. Czemu czujesz się tak niepewna siebie? Nie sądzisz, że problem jest w twoim poczuciu własnej wartości, a nie w jego zachowaniu?
Dużo myślałam o jej słowach. O tym, że Andrzej zapewniał mnie o swojej miłości, a ja nie umiałam mu zaufać, bo ciągle myślałam, że kiedyś bardziej kochał Elę.
W końcu to z siebie wyrzuciłam, a on, zamiast rozwiać moje obawy, tylko je potwierdził.
– Proszę cię… – westchnął. – Byliśmy małżeństwem dwadzieścia parę lat. Nie przestaje się kochać kogoś po takim czasie tylko dlatego, że odszedł. To jasne, że wciąż o niej myślę i za nią tęsknię, ale to nie ma znaczenia, jeśli chodzi o mój związek z tobą. Ty jesteś teraz kobietą mojego życia. Nie musisz się czuć zagrożona, naprawdę cię kocham, Nora.
Mam na imię Eleonora i wszyscy mówią na mnie „Ela”. Tylko Andrzej używa zdrobnienia „Nora”, jakby „Ela” było zarezerwowane tylko dla Elżbiet. Albo może wyłącznie dla tej jednej…
Mimo wszystkich wątpliwości chciałam jednak z nim być na dobre i na złe. Gdyby ktoś rok wcześniej powiedział mi, że będę mieć dobrego, kochającego partnera i planować z nim wspólne życie, uznałabym, że z litości chce mnie pocieszyć. A jednak to się wydarzyło. Ale to nie był koniec cudów w moim życiu.
Raz pojechaliśmy zwiedzać wystawę w jakimś zamku. Nie spodziewałam się, że w którymś momencie, kiedy będę podziwiała portret księżnej z trzema chartami, mój wybranek zawoła mnie, a kiedy się odwrócę, będzie klęczał przede mną z poważną miną.
– Noro, czy zgodzisz się zostać moją żoną? – zapytał i otworzył przede mną pudełeczko z pierścionkiem.
To było tak romantyczne, to miejsce, ten przyklęk, nawet pierścionek był ze starego złota, żadne nowoczesne świecidełko.
Oczywiście się zgodziłam, chociaż wolałabym, żeby chociaż w takiej chwili nazwał mnie Elą albo chociaż Eleonorą.
Ślub miał być elegancki, dla najbliższej rodziny i przyjaciół. Ekscytowałam się przygotowaniami, za to Andrzej… odwiedzał Elę. Zorientowałam się, kiedy zadzwoniłam do jego starszej siostry o coś zapytać, a ona powiedziała, że mój narzeczony był u niej w weekend i rozmawiali o naszym ślubie.
– Nic mi nie mówił, że się do was wybiera – powiedziałam zaskoczona.
– Och, często przyjeżdża. Wpada do Eli, potem odwiedza mnie i moją wnuczkę. Właśnie, czy Andżela też jest zaproszona na ślub?
Coś odpowiedziałam, ale nawet nie pamiętam co. W głowie mi się kręciło. Andrzej „wpadał do Eli”, ale zapomniał mi o tym wspomnieć? Czy on celowo przede mną to ukrywał? „Chyba nie”, tłumaczyłam sobie. „Bo nie kazał siostrze utrzymywać tego w tajemnicy, a ona mówiła o tym dość swobodnie. Może po prostu nie chciał mnie denerwować przed ślubem?”
Nie umiałam jednak ukrywać przed nim, że się dowiedziałam. Zapytałam wprost, dlaczego nie powiedział mi, że był u siostry.
– No nie wiem… – stropił się. – Po prostu nie myślałem, że to takie istotne. Wiesz, że jej pomagam po śmierci Ani, wychowuje sama wnuczkę. My nie mieliśmy z Elą dzieci, więc w tej chwili Bożena i Andżela to cała moja rodzina. No i oczywiście teraz ty nią będziesz!
– Może następnym razem pojadę z tobą? – zaproponowałam, opanowując emocje.
– Serio? – Ucieszył się. – Wspaniale! Nie sądziłem, że chcesz!
Był taki radosny, tak się cieszył, że interesuję się jego rodziną, że nie miałam odwagi wspomnieć o Eli. Ale byłam gotowa pójść z nim na cmentarz.
U Bożeny czułam się jak w domu. Andrzej wspomniał mimochodem, że ona i Ela niezbyt się lubiły. Za to bardzo cieszyła się, że ja pojawiłam się w życiu jej brata i że będziemy rodziną. W sobotę do późna siedziałyśmy, sącząc jej pyszną nalewkę gruszkową i rozmawiając o życiu.
Kiedy się obudziłam w niedzielę, zbliżało się południe. Andrzeja nie było w łóżku. Poczłapałam do kuchni z zamiarem łyknięcia czegoś na ból głowy, ale nikogo tam nie zastałam. Dopiero po chwili przyszła Andżela.
– Babcia jest na tarasie. – Wskazała na okno i zobaczyłam przyszłą bratową. – A wujek Andrzej poszedł na cmentarz.
Byłam zła, że narzeczony mnie nie obudził.
– O, kto to wstał?! – Bożena uśmiechnęła się na mój widok.
– Gdzie Andrzej? – zapytałam, chociaż przecież doskonale wiedziałam, dokąd się udał.
– Czekaj! – zawołała, ale nie słuchałam.
Wybiegłam z domu, nie bacząc na łupiący ból głowy. Może i byłam niepewna siebie, może nie umiałam uwierzyć, że jestem najważniejsza dla Andrzeja, że naprawdę mnie pokochał, ale co miałam z tym zrobić? Taka byłam. Ela była rywalką, z którą nie miałam szans. Nikt nie ma szans z nieżyjącą, wyidealizowaną osobą…
Ledwie szłam, męczona kacem i migreną, ale doszłam na miejsce i zobaczyłam go z daleka. Siedział na ławce przy grobie żony, ale nie wyglądał na smutnego. Po prostu patrzył na czarną płytę i stojący na niej wazon z kwiatami, jakby czekał na autobus. Albo na mnie.
– No, przyszłaś! – Ucieszył się. – Widzę, że Bożenka ci przekazała, że tu jestem. Chciałem, żebyście się poznały z Elą. Bo widzisz, właśnie jej mówiłem, że się żenię i będę więcej czasu poświęcał tobie. Oczywiście, przyjadę, może przyjedziemy razem na imieniny, urodziny i Wszystkich Świętych, ale moje życie teraz jest przy tobie. Ona to rozumie. Polubiłaby cię. Ty ją też.
Nagle uszła ze mnie cała złość. Poczułam się głupio, że chciałam rywalizować z nieżyjącą żoną ukochanego. Nigdy nie ukrywał, że ją kochał i za nią tęsknił, ale powtarzał też, że teraz ja jestem jego teraźniejszością i przyszłością. Nie rozumiałam tego, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Jak to jest tęsknić za kimś, kto odszedł nagle i tragicznie, a jednocześnie pozwolić sobie na miłość do innej osoby? Teraz zrozumiałam, że Andrzej też nie wiedział, jak to zrobić. Nikt nie rodzi się z tą wiedzą. Uczył się tego i w końcu zdecydował, że pożegna się z Elą i pozwoli jej naprawdę odejść.
Usiadłam obok niego i wzięłam go za rękę.
– Przecież i tak będziesz przyjeżdżał do Bożeny i Andżeli – przypomniałam mu. – Razem będziemy. – Uśmiechnęłam się. – Powiedz mi, jakie kwiaty lubiła Ela. Kupię je następnym razem.