"Moja mama złamała nogę i wymagała pomocy. Ja byłam na urlopie macierzyńskim i postanowiłam pojechać do niej z synkiem na kilka tygodni. Byłam zawsze dobrze zorganizowana i wiedziałam, że uda mi się wszystko ogarnąć. Tylko mąż narzekał, że sam sobie nie poradzi. Podpowiedziałam mu, by w razie czego dzwonił do mojej przyjaciółki, że ona mu pomoże. I to był wielki błąd..." Karolina, 32 lata
Końcówkę ciąży przeszłam z komplikacjami, Kajtka urodziłam przez cesarskie cięcie, potem mały miał problemy z nerkami... Byłam wykończona. I jakby tego było mało, moja mama paskudnie złamała nogę. Przeszła operację i za kilka dni miała zostać wypisana ze szpitala. Jednak unieruchomiona w gipsie, potrzebowała pomocy. O przywiezieniu jej do nas nie mogło być mowy, bo trzeba było również zapewnić opiekę pozostałym domownikom: dwóm psom i trzem kotom, które teraz były pod opieką sąsiadki . Uznałam, że skoro i tak jestem na macierzyńskim, kilka tygodni mogę spędzić z mamą i zaopiekować się wszystkimi potrzebującymi mnie istotami. No, prawie wszystkimi... Bo mąż poczuł się porzucony.
– Co ja bez ciebie zrobię? – biadolił.
Przed wyjazdem musiałam mu pokazać, jak się obsługuje pralkę i zmywarkę, bo jedyne, co umiał, to włączyć ekspres do kawy.
– A co z prasowaniem? – spytał. – Codziennie potrzebuję czystej koszuli do biura.
W dużym mieście i to nie było problemem. Znalazłam pralnię blisko domu, do której mąż miał nosić koszule i odbierać gotowe do włożenia.
– W razie nieprzewidzianych kłopotów poproś o pomoc Justynę – powiedziałam, a Hubert parsknął z niechęcią.
– Już wolę sam organizować sobie życie!
Ilekroć się spotkali, musiałam łagodzić spory, które wybuchały o byle głupstwa. Justyna też nie była zachwycona, gdy poprosiłam ją o zaopiekowanie się moim Hubertem.
– Dziewczyno, traktujesz go, jakby był niepełnosprawny – stwierdziła. – Przecież to dorosły facet, powinien radzić sobie z domowymi obowiązkami, zwłaszcza teraz, kiedy urodził się Kajtuś. Mąż musi cię wspierać, a nie oczekiwać opieki.
– Oj, znasz mnie – usprawiedliwiłam go. – Lubię prowadzić dom i organizować nam życie. A Hubert ciężko pracuje w firmie. W naszej rodzinie każdy robi to, co wychodzi mu najlepiej. Dlatego się nie kłócimy i wszyscy są szczęśliwi.
– Moim zdaniem on cię wykorzystuje, a ty zasuwasz jak modelowa matka Polka na trzech etatach... – utyskiwała Justyna. Jednak obiecała, że jeśli Hubert poprosi ją o pomoc, to mu nie odmówi. Nie sądziłam, że to w ogóle nastąpi, ale byłam spokojniejsza. Następnego dnia mąż odwiózł mnie i Kajtka do mamy.
Przyrzekliśmy sobie mężem, że jak zwykle będziemy każdego wieczoru rozmawiać o tym, jak nam minął dzień. Dzięki internetowi Hubert mógł też codziennie widzieć synka.
– I tak będzie mi was brakowało – zapewnił z żalem, mocno nas uściskał, wycałował i odjechał.
Zabrałam się za porządki, nakarmiłam zwierzaki, upiekłam ciasto w podzięce dla sąsiadki, która zajmowała się domem, a później razem z sąsiadem pojechałam odebrać mamę ze szpitala. Wieczorem zadzwoniłam do męża, ale nie rozmawialiśmy zbyt długo, bo padałam ze zmęczenia. Następne dni mijały jak w kołowrocie. Niemal nie miałam chwili dla siebie, bo opieka nad synkiem, mamą, psami, kotami i domem zajmowała mi mnóstwo czasu. Ale pilnowałam tego, by co wieczór choć przez kilka minut porozmawiać z mężem. Na szczęście u niego wszystko było w najlepszym porządku. Radził sobie, jadł w bistro, pranie nosił do pralni.
Byłam o niego spokojna. A nawet dumna, gdy któregoś dnia pochwalił się, że to Justyna poprosiła go o pomoc.
– Popsuł się jej samochód, zorganizowałem holowanie... Cieszyłam się, że bliskie mi osoby w potrzebie potrafią jednak pokonać wzajemną niechęć. Przez pierwsze tygodnie Hubert przyjeżdżał w każdy weekend. Ale w któryś piątek stwierdził, że ma zaległą pracę, więc wyjątkowo zostanie w domu. Tamtego wieczoru usiłowałam się z nim połączyć przez internet, jednak nie odpowiadał. Korzystając z okazji, zadzwoniłam więc do Justyny.
– Nie mogę rozmawiać, oddzwonię jutro – wyszeptała tylko.
Zrozumiałam, że zatwardziała singielka znalazła sobie na ten wieczór męskie towarzystwo. Nie sądziłam jednak, że tak dobrze znam wybranka jej serca. Dopiero jakiś czas po powrocie dowiedziałam się, że najbliższe mi osoby aż nadto się polubiły.
– Gdy Justyna poprosiła mnie o pomoc przy aucie, poczułem się jak prawdziwy facet – wyznał mi Hubert, wyprowadzając się z domu. – Karolina, ty byłaś cudowną żoną, ale tak dobrze dawałaś sobie radę ze wszystkim, że czułem się niepotrzebny. A Justyna sobie beze mnie nie radzi.
– Justyna? A ja? A nasze dziecko? – spytałam z rozpaczą.
– Ty jesteś silna i zaradna...
Stłumiłam w sobie narastającą wściekłość i nie skomląc o litość, zgodziłam się na rozwód. Hubert zadeklarował wysokie alimenty i pomoc w opiece nad synkiem. Justynie nie wybaczyłam. Zrozumiałam, że moja była przyjaciółka od dawna prowadziła grę, w której nagrodą był Hubert. Obserwowałam później z niechęcią, że nadal udaje słabą kobietkę, którą mój były mąż z radością się opiekuje. A ja? Cóż, poradzę sobie.