„Na jednym z majowych pikników poznałam Henia, górnika. Pracował w kopalni, której dyrektorem był mój ojciec. Henryk uwielbiał swój zawód, o kopalni mógł opowiadać godzinami. Kiedy przyprowadziłam ukochanego do domu, rodzice wściekli się. Byliśmy zamożni i ojciec uważał, że popełniam mezalians… ” Stanisława, 68 lat
Moja wnuczka, Monika, sprowadziła się do mnie do Warszawy zaraz po maturze, kiedy dostała się na medycynę. Była jedynaczką. Córce i zięciowi bardzo dobrze się powodziło – Tadek handlował samochodami, miał dwa komisy. Marzeniem jego i Haliny było, aby córka dobrze się w życiu ustawiła.
Byli dumni, że zamierza zostać lekarką. Zięć kupił jej nawet auto, aby nie czuła się gorsza od warszawiaków. Ale ja wiem, że i bez samochodu moja wnuczka odnalazłaby się wśród rówieśników. Mimo że w dzieciństwie była rozpieszczana, wyrosła na skromną dziewczynę. Nie uważała, że w życiu najważniejsze są pieniądze. Może dlatego zakochała się w człowieku, który ich nie miał?
Leszek pracował w warsztacie samochodowym, do którego Monika odstawiła kiedyś swój zepsuty samochód.
– Babciu, to niesamowity chłopak! Choć nie ma matury, można z nim porozmawiać na wiele tematów. Jest oczytany i dowcipny – opowiadała po kilku randkach.
– A jego rodzina? Coś ci o niej mówił? – pytałam zaniepokojona, bo nie chciałam, aby ktoś ją skrzywdził.
– Pochodzą, tak jak ty, ze Śląska. Wychowywała go mama, ojciec zginął w wypadku, w kopalni. Był górnikiem – tłumaczyła Monika. – Leszek ma pięcioro rodzeństwa. Jest najstarszy. Zaczął wcześnie pracować, żeby pomóc matce. W ich domu nigdy się nie przelewało…
Bardzo chciałam poznać tego jej Leszka. Zaproponowałam, żeby zaprosiła go na niedzielny obiad.
Chłopak okazał się miły i dobrze wychowany. A przy tym strasznie w Moni zakochany! Cieszyłam się, że trafiła na takiego szczerego, dobrego człowieka.
Niestety, zupełnie innego zdania byli rodzice Monisi. Jakieś trzy miesiące później przyjechali na weekend do Warszawy i wtedy wnuczka opowiedziała im o Leszku.
– Czyś ty oszalała?! Mechanik samochodowy bez matury?! I jeszcze bez grosza przy duszy! Jesteś młoda i głupia! Nie po to w ciebie inwestujemy, żeby jakiś chłystek miał się dzięki tobie dorabiać – zdenerwował się Tadek.
Powiem szczerze, że reakcja zięcia mnie przeraziła. Był tak wściekły, że nawet bałam się mu delikatnie przypomnieć, że on… także nie ma matury! Ku mojemu zaskoczeniu Halina całkowicie popierała męża.
– Moniu – prosiła córkę – zerwij tę znajomość, póki czas. Jak ten cały Leszek zrobi ci dziecko, będą kłopoty!
– Czy wyście poszaleli?! – wtrąciłam się. – To nie średniowiecze, żeby rodzice wybierali dzieciom partnerów! – Aż ręce mi się trzęsły ze zdenerwowania.
Czułam jednak, że nic nie jest w stanie przekonać mojej córki i zięcia. Tadek postawił sprawę na ostrzu noża.
– Zerwiesz tę znajomość albo ja przestanę cię utrzymywać. Niech pomaga ci ten Lesio – rzucił z przekąsem.
Kiedy rodzice Moniki wyjechali, płakała cały wieczór.
– Babciu, czy ja naprawdę nie mam prawa być szczęśliwa? – pytała. – Przecież mama i tata mnie znienawidzą!
– To nie tak, wnusiu. Oni cię kochają i zawsze będą kochać. Tylko trochę się pogubili w pogoni za pieniędzmi i lepszym życiem – tłumaczyłam. – Chcą dla ciebie dobrze. To nie znaczy, że masz im ulegać. Wybór partnera to twoja sprawa. Ja przed wieloma laty znalazłam się w podobnej sytuacji… Nie miałam jednak tej wiedzy i tego doświadczenia życiowego, co dziś. Pod presją rodziny zrobiłam coś, czego długo żałowałam…
– Nigdy mi o tym nie mówiłaś! – Monika była zaskoczona moim wyznaniem. – Co takiego się stało?
– Miałam wtedy dziewiętnaście lat… – zaczęłam.
Na jednym z majowych pikników poznałam Henia, górnika. Pracował w kopalni, której dyrektorem był mój ojciec. Henryk uwielbiał swój zawód, o kopalni mógł opowiadać godzinami. Kiedy przyprowadziłam ukochanego do domu, rodzice wściekli się. Byliśmy zamożni i ojciec uważał, że popełniam mezalians…
– Nie będziesz się spotykała z robotnikiem, który w dodatku u mnie pracuje! Po moim trupie! Nie dam się ośmieszyć! – grzmiał tata.
– Jak on mógł tak powiedzieć? – oburzyła się wnusia.
– Monisiu, to były inne czasy. A ja nie umiałam walczyć o swoje szczęście. Wyznałam Henrykowi, że rodzice każą mi z nim zerwać. Postawił mnie przed wyborem: miłość i życie, które z nim miałam dzielić, albo rodzina – opowiadałam zasłuchanej wnuczce.
– I wybrałaś rodzinę… – Monia pokiwała głową.
– Tak, ale to nie znaczy, że nie kochałam twojego dziadka. Tylko że to była już zupełnie inna miłość. O Henryku nigdy nie zapomniałam – dodałam.
Byłam ciekawa, jakiego wyboru dokona teraz moja wnuczka. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zdecydowała się iść za głosem serca. Nie było jej łatwo. Tadeusz, tak jak obiecał, przestał przysyłać pieniądze. Musiała więc utrzymywać się sama – dawała korepetycje z angielskiego i biologii. Ja pomagałam jej finansowo, jak mogłam.
Rok później Leszek oświadczył się Monice. Oficjalne zaręczyny miały odbyć się u mnie w domu. Niestety, córka i zięć nie chcieli na nie przyjechać. Było mi przykro – bo to miał być jeden z najważniejszych dni w życiu Moniki! Wnuczka tak się starała! Sama przygotowała obiad, udekorowała stół. Kiedy czekałyśmy na gości, nawet ja miałam tremę. Wreszcie zadźwięczał dzwonek u drzwi. Przyszli Leszek, jego mama i jego… dziadek. Kiedy go zobaczyłam, nogi się pode mną ugięły. On też pobladł.
– Stasia?! Boże święty, to ty?! – Chwycił mnie za dłoń.
Wszyscy patrzyli na nas zaskoczeni.
– Babciu, czy to jest TEN pan Henryk, o którym mi opowiadałaś? – zapytała przejęta Monika.
Kiwnęłam głową, a Henio uśmiechnął się wzruszony.
– Dzisiaj wprawdzie bohaterami wieczoru są młodzi, ale my, Stasiu, też mamy co świętować. Takie spotkanie! Ależ piękną niespodziankę sprawił nam los, prawda?
Niedawno tańczyłam na weselu wnuczki, ciesząc się, że Monika posłuchała swojego serca. Była mądrzejsza niż ja pół wieku temu. Halina i Tadeusz musieli pogodzić się z jej wyborem, a ja… Cieszę się szczęściem wnuczki oraz… swoim, bo spotykam się z Henrykiem! Zrozumiałam, że dostałam drugą szansę na miłość. Staram się ją wykorzystać. W końcu jesteśmy z Heniem pół wieku starsi, ale kochamy się tak samo jak kiedyś.