Gniew potrafi doprowadzić do niekontrolowanego wybuchu, którego potem bardzo często żałujemy. Dowiedz się, jak panować nad złością w relacjach z domownikami.
Ograniczenia, konieczność zostania w domu, niepewna sytuacja – to sprawiło, że w ostatnim czasie wszyscy mogliśmy być poirytowani. Wybuchy złości zdarzały się nam częściej i obrywało się tym, którzy byli najbliżej – naszym domownikom.
Psychologowie tłumaczą, że to naturalne i że z uczuciem złości nie ma sensu walczyć, lepiej się mu dobrze przyjrzeć. Teraz mamy dobrą okazję. Złość to sygnał, dzwonek alarmowy, że coś nas uwiera, coś nam nie pasuje. Im większą złość czujemy, tym większy problem może się za nią się kryć.
– Złościmy się, gdy dzieje się coś niezgodnego z naszymi oczekiwaniami, kiedy ktoś przekracza nasze granice albo kiedy tracimy nad czymś kontrolę – tłumaczy nasza ekspertka Ewa Zasada-Diczew. I dodaje, że złość jest nie tylko sygnałem, także pewnym rodzajem energii, siłą, która jak mało co motywuje nas do działania.
Kiedy z czymś nam niewygodnie, źle, energia złości pomaga to zmienić. Daje kopa do działania. A mimo to my, kobiety, złości nie lubimy. Uważamy, że obnaża naszą słabość, świadczy, że nie potrafimy kontrolować swoich emocji. Wreszcie, że jest niefotogeniczna („piękności szkodzi” – która z nas tego nie słyszała?).
Zastępujemy ją więc smutkiem, bo on wydaje się bezpieczniejszy. Wściekłe możemy powiedzieć kilka słów za dużo, a smutne raczej nikogo nie urazimy. Co najwyżej popłaczemy cicho w kącie i będzie dobrze.
– Nie będzie dobrze. Smutek hamuje, każe się zatrzymać, zamknąć w sobie, osłabia – mówi psycholog. – A energia złości, jeśli nie zostanie wykorzystana, zacznie się kumulować i poszuka sobie ujścia. Pojawi się w ciele jako ból, napięcie mięśni, ucisk w gardle, zgrzytanie zębami przez sen. Albo wybuchnie w niekontrolowany sposób. Ale nie musimy wybuchać.
Złość można opanować, jednocześnie jej nie tłumiąc. Często wystarczy ją sobie uświadomić, powiedzieć: „tak, jestem wściekła”, żeby poczuć ulgę. Działa też zrobienie przerwy, odsunięcie się od tego, co powoduje irytację. Sposoby są proste: policzenie do dziesięciu, wyjście na balkon.
Sytuacja pierwsza z brzegu: cieknie kran w łazience. Prosisz setny raz, żeby partner coś z tym zrobił. On mruczy na odczepnego: „Dobrze, zrobię...”. Zapewne masz ochotę z furią go czymś walnąć. Ale on wtedy również się wścieknie, uzna, że robisz z igły widły: „O co ta awantura? Powiedziałem przecież, że zrobię!”. W ten sposób tylko wzajemnie się nakręcicie i złość będzie odpowiedzią na złość. Ale możesz też zadziałać inaczej. Pomyśl przez moment, na co właściwie jesteś zła. Przecież nie na kapiącą wodę, tylko na to, że druga strona ignoruje twoje prośby, uważa je za nieważne. I z tego powodu masz prawo się złościć.
A więc uznaj to prawo i powiedz o nim. Najpierw sobie, potem jemu. Powiedz, że się wkurzyłaś i zacznij rozmowę. Tylko uwaga, mów o sobie i swoich emocjach, np.: „Wściekam się, gdy się w taki sposób zachowujesz, bo mam wrażenie, że ignorujesz moje prośby”, a nie o nim, np.: „Jesteś złośliwy, głuchy, leniwy albo wszystko naraz!”. Nie chcesz rozmowy zaczynać od razu, bo nie lubisz konfrontacji, bo nie chcesz się kłócić, bo jakoś to będzie?... Wtedy niczego nie załatwisz. Pogorszysz tylko sytuację.
– Emocje, które tłumimy, sprawiają, że zaczynamy się od siebie wzajemnie odsuwać. Zamykamy się, obudowujemy skorupą i w końcu przestajemy w ogóle mówić o tym, co czujemy – tłumaczy psycholog. Stąd prosta droga do tego, żeby żyć pod jednym dachem z kimś, kto wydaje się kompletnie obcym człowiekiem.
– Gdy jestem zła na to, co robią moje dzieciaki, nie udaję smutku. Mówię im o tym wprost. Tak, też zdarza mi się krzyknąć, ale staram się od razu wytłumaczyć z jakiego powodu: „Kiedy dziesiąty raz powtarzam: sprzątnij po sobie talerz, moja wytrzymałość się kończy” – zdradza Ewa Zasada-Diczew.
– A potem się umawiamy: „Ja nie krzyczę, a ty słuchasz tego, co do ciebie mówię” – dodaje. Dzieci w ten sposób uczą się, że określone zachowania mogą powodować różne emocje u innych osób. I że ze złością nie ma co walczyć, trzeba próbować zmienić to, co ją powoduje.
Tym bardziej że dzieci także złość czują: bo nie mogą wyjść do kolegi albo na plac zabaw, bo nie pojadą na wakacje. Dzieje się coś, czego nie rozumieją, więc mają prawo się denerwować. Spróbuj to zaakceptować, pozwól dziecku te emocje wykrzyczeć, wytupać, wyskakać, jakoś rozładować. Ale wcześniej ustalcie zasady. Niech się to odbywa bez używania przemocy, agresji i bez wzajemnego obrażania się. Wytłumacz małemu człowiekowi, że kiedy cię obraża, powoduje, że też robisz się zła. A ty nie chcesz się złościć, tylko go zrozumieć. Przy okazji będzie to doskonała nauka, że dziecięce emocje są ważne, wśród nich także złość. I że nie ma złych emocji.