Głos Włodzimierza Szaranowicza przez wiele lat ogłaszał największe sukcesy polskich sportowców. Okrutna choroba Parkinsona sprawiła, że jego życie zmieniło się diametralnie. O jego karierze, życiu osobistym, żonie Magdzie, dzieciach Luce, Marcie i Michale możemy przeczytać na łamach książki „Życie z pasją”. Uchylamy rąbka tajemnicy!
Włodzimierz Szaranowicz (72) to jeden z najbardziej rozpoznawalnych komentatorów sportowych. Jego niepowtarzalny głos gościł w polskich domach przez wiele lat i ogłaszał największe sukcesy naszych sportowców Adama Małysza czy Kamila Stocha.
W szczerej rozmowie z córką na łamach książki „Życie z pasją” popularny dziennikarz opowiada o swoim życiu, rodzinie i pracy, z której musiał opuścić przez ciężką chorobę Parkinsona. Jaki jest prywatnie?
Wyświetl ten post na Instagramie
Okrutna choroba Parkinsona pozbawia Włodzimierza Szaranowicza sił, ale – na szczęście - nie zabrała mu wspomnień. A tańczyć z Magdą lubił od początku. Doskonale pamięta, jak ponad czterdzieści lat temu po raz pierwszy zobaczył tę, którą dziś nazywa miłością życia. Był świeżo po rozstaniu z dziewczyną, nie miał ochoty nigdzie wychodzić. Brat przekonał go, by poszedł z nim do „Remontu”.
- Było trochę drętwo. Pomyślałem, że pobędę tu chwilę – opowiada Szaranowicz na łamach książki „Życie z pasją”. Traf chciał, że tego wieczoru była tam też Magda, studentka tańcząca w Zespole Pieśni i Tańca Politechniki Warszawskiej. Najpierw zobaczył jej lśniące oczy. Niewiele myśląc, przeprosił partnera dziewczyny, a potem porwał ją do mazura.
‒ Miałem dwa lata zajęć tanecznych na studiach, więc byłem pewny siebie – wspomina i dodaje, że pech chciał, że już po czterech taktach podciął partnerkę i oboje wylądowali na parkiecie. Ona zamiast się żachnąć, zaczęła się głośno śmiać. Ten perlisty śmiech i pogoda ducha go urzekły. Zaproponował jej kolejny taniec, potem spacer. Spotkali się w grudniu, oświadczył się w czerwcu, a w październiku był ślub. Po studiach Włodzimierz został nauczycielem WF-u i marzył, by być trenerem. Ale zanim w 1978 roku wraz z Magdą powitali na świecie Lukę, dostał pracę w Polskim Radiu i w telewizyjnym „Teleranku”. Nagle zaczął być rozpoznawalny i podziwiany. Miał elektryzujący głos, nic więc dziwnego, że kochało się w nim tysiące Polek.
Wyświetl ten post na Instagramie
Po latach przyznał, że był moment, gdy lekko zaszumiało mu w głowie od popularności, ale na szczęście w porę znalazł sposób, by nie zostać „szaławiłą”.
– Starałem się być po prostu nieustannie zajęty. Wiedziałem, że jeśli tak będzie, to nie będę miał głupich pomysłów – opowiada. Południowy temperament (jego rodzina pochodzi z Czarnogóry) nie pozwalał mu usiedzieć w miejscu. Stale gdzieś wyjeżdżał, ale wiedział, że Magda – spokojna i wyważona – czuwa nad domem i czeka na jego powrót.
Nigdy nie zapomni chwili, gdy malutki Luka zaraził się gronkowcem. Lekarz ze szpitala ostrzegł go, że może tego nie przeżyć. Zawiózł wtedy synka do Instytutu Matki i Dziecka rozklekotanym maluchem.
- Przez następne dni kilka razy dziennie woziłem Magdę na karmienie, a nikt nie chciał mnie zastąpić i zrobić relacji z przylotu naszych piłkarzy z Argentyny – wspomina. Z Martą, która urodziła się pięć lat później, nie było żadnych problemów, podobnie z najmłodszym Michałem.
W 1984 roku wskutek zmian w TVP został prawie bez pracy. Brat zaprosił go do USA, załatwił robotę. Trzy miesiące minęły jak z bicza strzelił, miał zostać dłużej, ale wtedy zadzwoniła żona.
‒ Posłuchaj, jak płacze twoja córka. Codziennie cię szuka – powiedziała. Nazajutrz był już spakowany. – Widziałem wiele par, które po jakimś czasie się rozpadły. Ameryka bez rodziny była dla mnie niczym ‒ mówi. Pogoda ducha ukochanej, którą go zachwyciła pierwszego wieczoru, pomogła im przetrwać gorsze dni.
– Magda wniosła do mojego życia dużo spokoju, dystansu, lekkości. Z pracy często przychodziłem rozdrażniony, wręcz wściekły, bo coś poszło nie po mojej myśli. Lecz starałem się natychmiast uciec w ten jej świat – mówi.
Wyświetl ten post na Instagramie
Dziennikarz nie zaprzecza, iż na ich wspólnej drodze parę razy pojawiały się kłody. - Przetrwaliśmy, bo gdy się na coś decydowaliśmy, to potem staliśmy za sobą murem – podkreśla. Sprzeczki wynikały z tego, że brał na barki zbyt wiele zajęć i nie starczało mu czasu dla bliskich. Trudno było też wtedy, gdy budowali domy: segment na Saskiej Kępie, potem dom w Milanówku. Gdy w końcu nadeszła chwila przeprowadzki, przysiągł żonie, że już nic nie będzie budował. Przyznaje, że raz jego małżeństwo zatrzęsło się w posadach z powodu... Cindy Crawford. Dziennikarz uważał ją za ideał kobiety. Podczas pobytu w Los Angeles znalazł w sklepie plakat z fotką modelki. Magda zagroziła, że jeśli go kupi, wróci do domu z nim, a nie z nią.
Żona walczyła też z jego skłonnością do przekleństw. W końcu zaczął zastępować niecenzuralne wyrazy słowem „bigiel”, które weszło do rodzinnego słownika. Teraz Magda zmaga się z jego chorobą Parkinsona . - Stałem się nieporadny ‒wyznał w wywiadzie, którego udzielił córce.
Dzieci i wnuki są jego największą dumą. Czuje się spełniony. Dodaje, że jeśli miałby przeżyć życie jeszcze raz, niczego by w nim nie zmienił, jeśli... byłaby przy nim.
Wyświetl ten post na Instagramie