Otylia Jędrzejczak od kilku lat jest w szczęśliwym związku z Pawłem Przybyłą. Mają dwójkę dzieci: Grzesia i Marcelinkę. Poznali się, gdy Otylia była gwiazdą sportu, ale też przeżywała trudne chwile. Wciąż nie mogła się pogodzić z tragiczną śmiercią brata, Szymona. Choć tworzą udany i szczęśliwy związek, pływaczka przekonuje, że nie chce brać ślubu z partnerem. Dlaczego?
Dla mierzącej 187 centymetrów wzrostu mistrzyni olimpijskiej i dwukrotnej mistrzyni świata w pływaniu odpowiedni wzrostem partner musiał też być sportowcem. Najlepiej koszykarzem.
Ale nie tylko o wzrost tu chodziło. Tylko ktoś, kto sam zajmował się sportem jest w stanie zrozumieć drugiego sportowca. Na przykład, że dobrze czuje się realizując konkretne cele, no i lubi być najlepszy. Można więc powiedzieć, że Paweł Przybyła już na wejściu był dla Otylii Jędrzejczak (38) partnerem wręcz idealnym.
Kiedy się poznali, żadne z nich nie uprawiało już sportu w sposób czynny. Ona realizowała projekty dla dzieci, on, były zawodnik KS Cracovia, uczył w szkole wuefu. Już na początku znajomości zwrócili uwagę, że bardzo się od siebie różnią. To zwykle test dla związku, moment, w którym trzeba podjąć decyzję, czy chce się iść dalej razem przez życie czy lepiej spróbować z kimś innym.
Wyświetl ten post na Instagramie
Otylia Jędrzejczak dostrzegła jednak u Pawła cechy, które kobiety tak cenią u mężczyzn: zorganizowanie i opiekuńczość. A ponieważ wiedziała, że po zakończeniu kariery sportowej chciałaby urodzić dziecko, te cechy charakteru partnera oceniła bardzo pozytywnie.
Paweł musiał nie tylko pogodzić się z faktem, że Otylia jest osobą rozpoznawalną publicznie. Ale także z traumą, jaką nosiła w sobie od lat, która również była publiczna. W październiku 2005 roku doszło do wypadku samochodowego, w którym zginął jej jedyny brat, 19-letni wówczas Szymon. Ona siedziała za kierownicą auta. Podczas manewru wyprzedzania zjechała na bok próbując uniknąć czołowego zderzenia z nadjeżdżającym z naprzeciwka samochodem. Jej auto uderzyło w drzewo.
Sąd skazał ją na 9 miesięcy pozbawienia wolności i prace społeczne, ale z poczuciem winy, żałobą oraz niekiedy krzywdzącą oceną opinii publicznej mierzyła się przez lata.
Wyświetl ten post na Instagramie
Dopiero przy okazji wydania w 2019 roku autobiografii „Otylia. Moja historia” publicznie zmierzyła się z problemem pisząc list do brata. „Jesteśmy jak jedna całość i tą całością już pozostaniemy. Brakuje mi Ciebie. Jak mam sobie wybaczyć? Nie ma takiej możliwości. Wiem jedno: że gdyby nie rodzice, zginęłabym”. Sama była już wtedy mamą.
W 2017 roku przyszła na świat Marcelinka, a dwa lata później Grzesio. - Nigdy w kontekście macierzyństwa nie myślałam z obawą, wręcz przeciwnie, towarzyszyła mi radość. Byłam już gotowa, już bardzo tego chciałam. Czułam, że będzie dobrze. Problemem początkowo było tylko, w którym mieście zamieszkamy, ponieważ ja miałam wszystko ułożone w Warszawie, a Paweł w Krakowie. Czas spokojnie pozwolił nam podjąć decyzję najlepszą dla rodziny - opowiadała.
- Mężczyźni są potrzebni - zwierzała się w innej rozmowie. - Do wielu rzeczy. Tak naprawdę nie wyobrażam sobie życia, w którym nie ma miłości, w którym nie ma poczucia, że tworzysz z kimś jedność. Czasem się pokłócisz, czasem się sprzeczasz, czasem możesz mieć różne zdania, no ale macie gdzieś tam wspólny cel, jak my mamy w kontekście naszych dzieci, a także w kontekście samych siebie.
Wyświetl ten post na Instagramie
O macierzyństwie mówi bez patosu i wielkich słów. Że to po prostu ciężka praca, a najpiękniejsze chwile w życiu rodziny pojawiają się wtedy, kiedy dzieci pójdą już spać. A i wtedy trzeba włączyć pralkę, przygotować coś na jutro, a chwile poświęcone na lekturę książki czy wspólne z mężem oglądanie filmu, są zawsze zbyt krótkie. - Nie narzekam - tłumaczyła we wpisie w mediach społecznościowych. - Wręcz przeciwnie, uśmiecham się, bo niesamowite jest to, jak zmienia się nasze podejście, kiedy mamy dzieci. Nie ma większej nagrody, niż chwila, w której słyszy od córeczki lub synka magiczne zdanie: kocham cię, mamo.
Choć Otylia Jędrzejczak i Paweł Przybyła są razem od wielu lat, wciąż nie wzięli ślubu. Pytana o tę kwestię była mistrzyni olimpijska odpowiada żartem, że to z powodu oszczędności, bo koszt wielkiego wesela (a małe w ogóle nie wchodzi w rachubę) są po prostu za duże. A poza tym nie musi szukać pretekstu, żeby móc napić się z przyjaciółmi. Prawdziwy powód jest pewne inny i pojawia się w tłumaczeniach innych osób w podobnej sytuacji: ślub niczego pomiędzy nimi nie zmieni.