"Nazywała mnie babunią, a za plecami – starą wariatką. Chciała oddać mnie do domu starców i przejąć mój dom"
Fot. 123RF

"Nazywała mnie babunią, a za plecami – starą wariatką. Chciała oddać mnie do domu starców i przejąć mój dom"

"Już od początku zachowanie żony mojego wnuka wydawało mi się podejrzane. Miałam wrażenie, że zależy jej tylko na pieniądzach i moim domu. Niestety, nie pomyliłam się..." Eugenia, 79 lat 

Już od prawie dwudziestu lat jestem na emeryturze. Kiedyś byłam nauczycielką. Mieszkam w starej willi. Niecałe siedem lat temu zmarł mój kochany mąż, Włodek. Na szczęście wprowadził się do mnie wnuk Pawełek. Sama chyba bałabym się mieszkać w tym dużym, pustym domu.

Nie spodziewałam się kłopotów

Nasze życie układało się bardzo harmonijnie i kiedy Pawełek pierwszy raz przyprowadził swoją sympatię, Aldonę, naprawdę się ucieszyłam. Robiła wrażenie bardzo sympatycznej i spokojnej osoby.
– Słuchaj, babciu – po roku powiedział wnuk. – Chciałbym się ożenić z Aldoną.
– Wspaniale! – odparłam z zadowoleniem. – Chyba już najwyższy czas. To bardzo miła dziewczyna, jestem pewna, że będziecie szczęśliwi.
– Cieszę się, że ją polubiłaś, babciu. Przecież teraz będziemy mieszkać pod wspólnym dachem. Bardzo bym chciał, żebyście się zaprzyjaźniły. I tak oto Aldona wprowadziła się do nas. Nie spodziewałam się żadnych kłopotów. Zajęłam dwa pokoje z łazienką i kuchnią, pozostawiając im resztę domu. Wiedziałam i rozumiałam, że nowożeńcy potrzebują trochę intymności. Nie zgłaszałam sprzeciwu nawet wtedy, gdy antyczne meble wyparły nowomodne regały i kanapy. Miejsce obrazów zajmowały powoli reprodukcje w pastelowych kolorach, a piękne dębowe parkiety pokryły białe, włochate wykładziny. To był brzydki, tandetny i bezduszny wystrój, ale rozumiałam, że młodzi mają swoje gusta i prawa. Ta część domu należała do nich i mogli ją urządzać, jak chcieli czy raczej – jak chciała Aldona. Wkrótce jednak okazało się, że to jej nie wystarcza. Przyszła do mnie pewnego popołudnia z ciasteczkami i zaczęła swoją „agitację”.
– Babuniu – zagadnęła słodko. – Jak ci się teraz podoba moje i Pawła mieszkanko?
– Całkiem ładne – skłamałam. – Mam nadzieję, że dobrze się tam oboje czujecie? – spytałam.
– Tak, teraz jest dużo lepiej. Wiesz, babuniu, ostatnio myślałam o tych szafach w pokoju z werandą. Tyle w nich nikomu niepotrzebnych książek i rupieci. Pamiętasz tę kolekcję kryształów, którą podarowała nam moja chrzestna? – Owszem – przytaknęłam.
– Nie mam gdzie ich postawić, a w tych szafkach leżą jakieś książki i papierzyska... Można by je wyrzucić. Wstawiłabym tam moje kryształy. Zbiór książek, starannie gromadzony przez lata, od śmierci męża umilał mi chwile samotności. Niektórych jeszcze nie przeczytałam, do innych wracałam kilkakrotnie z niestygnącym zapałem. Tomy te były moją chlubą i powodem dumy. Poza tym stały przecież w pokoju, który ja zajmowałam.
– Drogie dziecko – mówiłam łagodnie. – Nie chciałabym, abyś mnie źle zrozumiała, ale jestem do tych rzeczy przywiązana, a poza tym są w mojej części domu i naprawdę nie zajmują dużo miejsca. W dodatku jestem stara i nie łatwo zmieniam przyzwyczajenia. Bez tych przedmiotów czułabym się tu obco...
– Rozumiem, babuniu, chciałam dobrze. Myślałam, że te papierzyska są niepotrzebne.
– Nic się nie stało, Aldonko – uśmiechnęłam się do niej. – Najważniejsze, że potrafimy się ze sobą porozumieć.

Byłam w błędzie

Wieczorem, idąc po swoje ziółka do kuchni, usłyszałam, że żali się Pawłowi.
– Na co jej te sterty książek? Przecież jest już stara i i tak nie zdąży przeczytać wszystkiego! Ciekawe, czy w ogóle rozumie, co czyta? Pewnie dlatego wciąż zaczyna od nowa, jak tylko skończy – sarkała gniewnym tonem. – Co by jej przeszkadzało, gdyby te ładne kryształy ozdabiały półki w jej korytarzu? Nie powinny leżeć w pudłach.
– Ależ, kochanie. Przecież i tak zajmujemy większą część domu. Postaraj się ją zrozumieć. W jej wieku trudno się pozbyć pamiątek rodzinnych – wnuk próbował mnie bronić.
– Starcze fanaberie! – drwiła.
Poczułam, jak policzki mi płoną. Zrobiło mi się przykro. Paweł coś mówił, starał się uspokoić żonę, ale nie chciałam już nic więcej usłyszeć. Weszłam do swojego pokoju.
Wkrótce okazało się, że małżeństwo mojego wnuka nie jest zbyt zgodne. Nie wtrącałam się do sporów, wiedząc, że młodzi potrzebują czasu, by „się dotrzeć”. Jednak po półtora roku ich kontakty wyraźnie pogorszyły się. Paweł pracował coraz więcej, w domu spędzał niewiele czasu, za to Aldony było wszędzie pełno. Wciąż przestawiała bibeloty na szafkach, nie pytając mnie nawet o zdanie. Udawałam, że tego nie widzę, ale niektórych rzeczy nie mogłam ignorować. Któregoś dnia, niechcący, usłyszałam, jak przez telefon mówi do koleżanki, że życie ze mną jest koszmarem.

Aldona mówiła, że jestem starą wariatką

– Ta sklerotyczna starucha siedzi wśród zakurzonych rupieci, zawalających połowę domu! – wściekała się. – Ona jest chyba stuknięta. Mówi, że bez tych gratów zwariowałaby. Na mój gust to ona zwariowała już dawno temu. I te jej koleżanki, stare, tak jak ona! Przyłażą i ględzą. A ja wiem, dlaczego one tu przychodzą. Żałują tych swoich emeryturek na ogrzewanie własnych domów. Siedzą tu i pożerają tony słodyczy, a my za to płacimy. Stara, zamiast wydawać tyle na ciasteczka, mogłaby dać nam trochę pieniędzy, przydałoby się...
Myślałam, że mi pęknie serce, kiedy to usłyszałam! Aldona, gdy czegoś ode mnie potrzebowała, nazywała mnie „babunią”. Za plecami „wariatką”, „obrzydliwą staruchą”, albo „sklerotyczką”.
„Ta dziewczyna jest dwulicowa tylko w stosunku do mnie, czy udaje też uczucie do Pawła?”, zastanawiałam się.
– Aldonko, uważasz, że za mało daję wam pieniędzy na opłaty? – zagadnęłam ją nazajutrz.
– Skąd babuni to przyszło do głowy? – spytała zdumiona.
– No, bo wczoraj usłyszałam twoją rozmowę z koleżanką. Aldona oblała się rumieńcem. – Odniosłam wrażenie, że powinnyśmy wyjaśnić kilka spraw – ciągnęłam tymczasem. – Ten dom wciąż jeszcze należy do mnie – zaznaczyłam. – Utrzymywałam go przez lata i nadal mnie na to stać. Jeżeli więc sądzisz, że powinnam dawać wam więcej pieniędzy, to proszę, powiedz mi o tym otwarcie. – Ależ skąd, babuniu, o niczym takim nie mówiłam – kłamała w żywe oczy. – Musiała mnie babunia źle zrozumieć.

Chciałam, żeby wszystko się ułożyło

Następnego dnia do moich drzwi zapukał Pawełek. Miał szarą, zmęczoną twarz.
– Babciu, czy miałabyś dla mnie chwilkę czasu? – zapytał. – Ależ oczywiście! – odparłam bardzo zadowolona z wizyty.
– Bo widzisz – zaczął jakby skrępowany. – Aldona skarży się, że nie może spać po nocach. Chodzi o twoje hałaśliwe koty. Czy można by coś z nimi zrobić? Wiesz, ona potem jest nieprzytomna w pracy. Kierowniczka zwróciła jej już nawet uwagę, żeby się lepiej wysypiała...
– Nie wiedziałam, że Aldona ma kłopoty ze snem. Nic mi nie mówiła – zdziwiłam się. – Oczywiście, zadzwonię do sąsiada, na pewno coś da się zrobić – przyjrzałam się uważnie wnukowi.
– Ale coś mi się zdaje, że to nie wszystko... Czy coś cię gnębi?
– Wczoraj wieczorem Aldona poskarżyła mi się, że babcia podsłuchuje jej rozmowy, a potem przekręca sens usłyszanych słów – powiedział Paweł, nie patrząc mi w oczy. – Ona twierdzi, że babcia jej nie znosi i chce się jej pozbyć z domu – zakończył.
Byłam oszołomiona tym, co przed chwilą usłyszałam!
– I ty w to uwierzyłeś, Pawełku? – zapytałam cicho.
– Prawdę mówiąc, nie. Ale musi chyba być jednak jakaś przyczyna tego konfliktu.
– Może to różnica poglądów i pokoleń – zaczęłam ugodowo. Nie chciałam niepokoić wnuka. „W szkole czasem zdarzały się dużo trudniejsze sytuacje”, pomyślałam. „Z pewnością więc i teraz jakoś sobie poradzę”.
– Być może Aldona z czasem przekona się do mnie – dodałam. – Poza tym... każde z nas ma praktycznie osobne mieszkanie, więc nie powinnyśmy mieć powodu do sporów. A jeśli, niechcący, uraziłam twoją żonę, to chętnie ją przeproszę.
– To ja cię przepraszam, babciu – widziałam, że Pawłowi zrobiło się wstyd. – Zaszło jakieś nieporozumienie, na pewno.
Po tej rozmowie Aldona zaczęła mnie unikać. Ja również nie narzucałam jej swojego towarzystwa. Wiedziałam, że w takich sytuacjach liczy się przede wszystkim czas. Niestety, problem okazał się poważniejszy...

Chciała mnie oddać do domu starców

Pewnego dnia, przeglądając szafy, odnalazłam jedwabny, ręcznie haftowany szal. Dostałam go kiedyś od męża, ale nie miałam okazji go nosić. Teraz postanowiłam podarować go Aldonie. „Może to poprawi nasze stosunki?”, pomyślałam. Z trudem wspięłam się po schodach, zapukałam do jej pokoju i czekałam na zaproszenie. Niespodziewanie przez niedomknięte drzwi usłyszałam coś, co przykuło moją uwagę.
– Więc testament jest wiążący? Aha, rozumiem. Zatem udowodnienie braku poczytalności umożliwiałoby przejęcie domu przez najbliższą rodzinę? Aha, wnuk miałby do tego prawo... Tak... – mruknęła zamyślona. – A czy po ewentualnym rozwodzie połowa domu należałaby do mnie? Tak... podział majątku... Rozumiem! – zawołała i z radosnym uśmiechem odwróciła się twarzą do drzwi. Gdy mnie spostrzegła, zmieszała się i szybko dodała:
– Muszę już kończyć, dziękuję. Odłożyła słuchawkę i natychmiast przystąpiła do ataku.
– Co babunia tu robi?! – w jej głosie słychać było oburzenie.
– A czy możesz mi wytłumaczyć, o jaki rozwód i dom chodzi? – wiedziałam już, że nie mogę dać się jej zastraszyć. Nie miałam żadnych wątpliwości co do jej dwulicowej natury. Aldona w jednaj chwili pojęła całą sytuację i uznała, że nie ma innego wyboru, jak tylko postawić wszystko na jedną kartę.
– No, co tak łypiesz? – zaatakowała, nie siląc się już na grzeczność. – A spróbuj o tym pisnąć komuś słowo... – zniżyła głos do szeptu. – Będzie tylko łatwiej załatwić ci żółte papiery. Udowodnię, że jesteś szurnięta. Ostatnio spaliłaś czajnik, pamiętasz? Dobrze, że nie chałupę! Jesteś niebezpieczna dla otoczenia, powinnaś być pod stałą opieką. Do domu starców będziesz mogła zabrać tyle książek, ile tylko ci pozwolą, ale koty trzeba będzie zabić. Tak więc jesteś w sytuacji bez wyjścia...
W tym momencie obok mnie stanął Paweł. Był blady, usta drżały mu nerwowo.
– To ty jesteś w sytuacji bez wyjścia – powiedział powoli do żony. – Jutro wnoszę pozew o rozwód. Wynoś się z tego domu!
Pół roku temu Aldona wyprowadziła się i znów u nas zagościł spokój. Pawełek wyznał mi, iż od dawna w ich związku było źle. Liczył, że może Aldona się opamięta. Niestety... Ostatnio poznał wnuczkę jednej z moich koleżanek. Zaczęli się spotykać. Życzę mu, by ułożył sobie życie przy boku skromnej i spokojnej dziewczyny. 

Czytaj więcej