"Siostra wykorzystywała moje poczucie winy, żebym dawała jej pieniądze i spełniała zachcianki"
Fot. 123 RF

"Siostra wykorzystywała moje poczucie winy, żebym dawała jej pieniądze i spełniała zachcianki"

"Gdy byłam dzieckiem, mama kazała mi zaopiekować się siostrą. Nie dopilnowałam jej i doszło do nieszczęścia. Od tamtej pory moje życie zamieniło się w koszmar. Rodzice zajmowali się tylko Michasią i tego samego oczekiwali ode mnie. To trwało latami. Poświęciłam dla niej studia i marzenia. Dziś siostra jest sprawna, ale nadal robi z siebie ofiarę. Chce, żebym jej pomagała, bo przecież kiedyś przeze mnie miała wypadek...!" Basia, 35 lat

–  Basiu, proszę, popatrz chwilę na Michasię. Idę po chleb. Za 10 minut będę... To były słowa, od których zaczął się mój koszmar.
– Tak, tak – rzuciłam nieuważnie. Czytałam akurat i nawet nie jestem pewna, czy do końca usłyszałam, o co mama mnie prosiła. Siostra chciała, żebym się z nią pobawiła. Powiedziałam, że zaraz do niej przyjdę, tylko skończę stronę. Ale nie zdążyłam. Nagle dobiegł mnie głuchy huk, a potem straszny krzyk. Zerwałam się i pobiegłam do drugiego pokoju. Zobaczyłam tylko przewrócone krzesło i kołyszące się firanki w szeroko otwartym oknie.

Czułam się tak potwornie winna...

Kiedy już byliśmy w stanie o tym myśleć, odgadliśmy, że Michasia chciała sobie z nudów powyglądać przez okno. Wspięła się na parapet, a kiedy zobaczyła mamę wracającą ze sklepu, otworzyła okno i zaczęła machać. Wypadła z pierwszego piętra na ziemię... Potem był tylko przenikliwy dźwięk ambulansu, płacz mojej mamy, trzęsące się ręce ojca... Na szczęście Michasia przeżyła. Wróciła do domu po kilku miesiącach, wychudzona, drobniejsza niż przedtem, z blizną na czole i jedną nogą trochę krótszą od drugiej, bo źle się zrosła po złamaniach. Czułam się tak potwornie winna.
W naszym domu wiele się zmieniło. Rodzice niby nie mówili wprost, że mają do mnie pretensje o ten wypadek, ale czułam od nich pewien chłód. Wszystko było podporządkowane rehabilitacji Michasi. Nasze finanse znacznie się pogorszyły, bo trzeba było zbierać na wizyty u lekarzy, turnusy rehabilitacyjne i odpowiednie buty, aby ułatwić jej chodzenie. Oznaczało to, że brakło pieniędzy na moje potrzeby, ale nie śmiałam protestować. Po kilku latach lekarze doszli do wniosku, że aby naprawić krótszą nogę, trzeba na nią założyć aparat Ilizarowa. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy usłyszałam o tej metodzie. Specjalne pierścienie zostały przymocowane drutami, które przebijały skórę, mięśnie i kości nogi Michasi. Musiało potwornie boleć. Działo się to akurat na moim drugim roku studiów. Nie byłam w stanie uczyć się ani przygotowywać do egzaminów. Siedziałam w domu z siostrą, podawałam jej środki przeciwbólowe, pomagałam w toalecie, dawałam jeść. Trwało to miesiącami.

Dla Michasi poświęciłam swoje marzenia

Michasia była kapryśna, bardzo cierpiała, budziła się z bólu nocami. Nie mogłam sobie darować, że to przez moją chwilę zagapienia się. Płakałam z radości, kiedy wreszcie zdjęli aparat z nogi mojej siostry i okazało się, że nogi są już równej długości. Niestety studia zawaliłam, nie udało mi się nawet podejść do egzaminów. Poszłam zatem do pracy. Akurat szukali sprzedawczyni w pobliskiej księgarni.
Mijały lata. Michasia dorastała, ale cały czas widać było po niej ślady tamtego wypadku. Utykała odrobinę, łatwo się męczyła, bała się wysokości. Starałam się pomagać jej, jak mogłam.
– Basiu, odrób za mnie pracę domową z matematyki, tak dzisiaj boli mnie noga – prosiła często. A kiedy czasem próbowałam nieśmiało protestować, słyszałam rozczarowany głos mamy:
– Nie pomożesz siostrze? Zaciskałam więc zęby i wyręczałam we wszystkim Michasię. Kiedy siostra nie dostała się na studia, wymyśliła, że będzie uczestniczyła w kursach internetowych z pisania książek. Były dość drogie, więc postanowiłam pomagać jej finansowo. Ale to też nie wypaliło. Potem były warsztaty z ceramiki, fotografowania, szkoła makijażu... Na szczęście w księgarni doceniali moją pracę i szybko awansowałam.
Poznałam Olka, który okazał się miłością mojego życia. Kiedy powiedziałam rodzinie, że się pobieramy, ich reakcja była chłodna.
Ale wiesz, że nie możemy ci pomóc finansowo. Michasia potrzebuje naszego wsparcia... Rozumiałam oczywiście. Czułam się na tyle winna, że zrezygnowałam z hucznego wesela. Kiedy urodziła się moja córka, byłam równie szczęśliwa, co przerażona. Ciągle żył we mnie lęk, że czegoś nie dopilnuję, że się zagapię, że stanie się jej taka sama krzywda jak mojej siostrze. Z nerwów nie mogłam spać, jeść. Musiałam wrócić do pracy i małą zajęła się moja mama.

W końcu zdecydowałam się na psychoterapię

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie potwornie zdenerwowana, mówiąc, że mojej Marysi zdarzył się wypadek na spacerze z Michasią. Miałam poczucie, że za moje niedopatrzenie sprzed lat, teraz została ukarana moja córeczka. Nie pamiętam, jak dotarłam do szpitala. Gdy wpadłam na izbę przyjęć, zobaczyłam moją córkę zadowoloną, w ramionach babci, z bandażem na nóżce i lizakiem w buzi.
– To tylko skręcenie – tłumaczyła Michasia, ale ja wybuchłam.
Jak mogłaś jej nie dopilnować! To twoja wina, chciałaś jej zrobić krzywdę, chciałaś się na mnie zemścić – bełkotałam, płacząc. Wieczorem mąż mnie przytulił i powiedział, że powinnam skorzystać z pomocy psychologa.
– To poczucie winy nie daje ci żyć.
Musiałam przyznać mu rację – nie dawałam sobie rady. Wybrałam się na terapię. Było to dla mnie ogromnie trudne. Niejedną sesję przepłakałam, ale zrozumiałam, że tak dłużej nie może być. |

W końcu uwolniłam się od wyrzutów sumienia

– Hej, siostra, przeszło ci już? – Michasia zadzwoniła kilka tygodni później. – Wiesz, znalazłam fajną szkołę programowania, tylko okropnie droga. Pomożesz mi?
– Nie, nie mogę. Nie mamy w tym miesiącu wystarczająco dużo wolnych środków. Musimy zacząć oszczędzać – ciężko przyszło mi odmówić siostrze.
Zaczęła się awantura. Dzwoniła Michasia, ojciec, na końcu mama.
– Jak możesz tak wystawić siostrę do wiatru? Ty sobie ułożyłaś życie, a ona nie może! Wszystko przez ten wypadek! – powiedziała mama z pretensją.
Zaschło mi w gardle. Znów poczułam się tak jak przed laty – mała, przestraszona i winna. Ale dzięki terapii dałam radę. – Mamo, ten wypadek zdarzył się dawno temu – odparłam spokojnie. – Ludzie z większymi niepełnosprawnościami znajdują sobie pracę i partnerów. Poza tym, też byłam wtedy dzieckiem. Tak naprawdę to ty byłaś za nas obie odpowiedzialna!
Mama się rozłączyła. Czułam się smutna, ale z drugiej strony lekka, jakby uwolniona. Mam nadzieję, że Michasia i moi rodzice przemyślą sprawę i przestaną zrzucać na mnie winę za wszystkie niepowodzenia życiowe mojej siostry. 

 

Czytaj więcej