"Ksiądz nie powinien pytać o takie rzeczy... Tego stresu, zażenowania i wstydu nigdy nie zapomnę"
Może seks nie jest najważniejszą sprawą w małżeństwie, ale bez niego też czasem ciężko żyć.
Fot. 123RF

"Ksiądz nie powinien pytać o takie rzeczy... Tego stresu, zażenowania i wstydu nigdy nie zapomnę"

"Przesłuchiwał mnie ksiądz, ale to też mężczyzna. Obcy mężczyzna. Wstydziłam się opowiadać o intymnych szczegółach naszego pożycia. Coraz bardziej żałowałam, że złożyłam prośbę o unieważnienie małżeństwa. Ale co miałam robić w sytuacji, w jakiej się znalazłam...?" Helena, 29 lat

Czy w momencie zawarcia związku małżeńskiego była pani dziewicą? Zaczerwieniłam się i spuściłam wzrok, ale musiałam odpowiedzieć na to pytanie...

Dziewica w małżeństwie

– Tak, proszę księdza. Byłam dziewicą. I nadal jestem... – dodałam ciszej.
– Czy to znaczy, że nie miała pani ŻADNYCH kontaktów z mężczyznami? – ksiądz położył szczególny nacisk na słowo „żadnych”.
– Jarek był moim pierwszym i jedynym mężczyzną.
– No dobrze. Muszę teraz zapytać panią o noc poślubną... Czy mąż i pani podjęliście chociaż próbę współżycia?
– Nie. Byliśmy bardzo zmęczeni. To znaczy mąż nie chciał...
– Czy było coś w pani zachowaniu, co mogło odstręczyć męża od chęci współżycia? A może naciskała pani na użycie prezerwatywy czy też innych środków antykoncepcyjnych?
Zachciało mi się płakać. Co prawda przesłuchiwał mnie ksiądz, ale to też mężczyzna. Obcy mężczyzna. Czy ma prawo pytać o takie rzeczy? Czułam się taka zażenowana musząc opowiadać o szczegółach naszego nieudanego małżeństwa. Z każdym zadawanym przez księdza pytaniem coraz bardziej żałowałam, że złożyłam prośbę o unieważnienie małżeństwa... Ale z drugiej strony, co miałam robić w sytuacji, w jakiej się znalazłam?

Żadnego seksu

Kiedy poznaliśmy się z Jarkiem, oboje byliśmy jeszcze bardzo młodzi. Dużo czasu minęło, zanim zdecydowaliśmy się na pierwszy pocałunek. Z „resztą” postanowiliśmy zaczekać aż do ślubu. Właściwie to Jarek nalegał, żebyśmy poczekali. Zaimponował mi taką decyzją. Wtedy jeszcze wydawało mi się to bardzo romantyczne. Dwoje nastolatków ślubujących sobie czystość. Czy dzisiaj spotyka się takie pary? Byłam dumna, że udało nam się wytrwać. Jarek był moim pierwszym chłopakiem. Nie miałam żadnych doświadczeń seksualnych, więc z niecierpliwością czekałam na ten „pierwszy raz”. Ale nadeszła noc poślubna i... nic. Pomimo zachęt z mojej strony Jarek wykręcił się zmęczeniem. Następnego dnia bólem głowy, potem przeziębieniem, remontem mieszkania, problemami w pracy i tak było przez kolejne dwa lata. Już nawet nie zliczę, ile razy próbowałam zainicjować zbliżenie. Nie należę do biernych kobiet. Delikatnie go całowałam, głaskałam, pieściłam. Wszystko na nic. Mój mąż, owszem, odwzajemniał pocałunki, czasem nawet pieszczoty, ale nie potrafił posunąć się dalej. Był za każdym razem tak spięty i zawstydzony, że nic mu nie wychodziło. Nie pomagały zapalone świece, kadzidełka, wino, zmysłowa bielizna. Spaliśmy w jednym łóżku, ale przez te lata ani razu się nie kochaliśmy.
– Nie mogę, wybacz – prosił Jarek. – Może to ze zmęczenia. Proszę, daj mi trochę czasu. Potem obrażałam się, płakałam, krzyczałam. Nic nie pomagało. Nieraz mieliśmy z tego powodu „ciche dni”.

Marzenia o dziecku

Zaczęłam już podejrzewać, że mój mąż jest gejem. W końcu postanowiłam postawić sprawę jasno. – Czy ja cię nie pociągam jako kobieta? Nie jestem atrakcyjna?
– A może wolisz mężczyzn? No, powiedz wreszcie! – zapytałam któregoś wieczoru. Jarek bardzo posmutniał.
– Helenko. Jesteś wspaniałą, piękną, pociągającą kobietą. Tylko, że ja... po prostu nie umiem. Chyba jestem impotentem. Ale daj mi czas... Wszystko się zmieni.
Przestałam go naciskać, bo myślałam, że w ten sposób mu pomogę. Jarek był dobrym mężem. Dbał o dom, wyręczał mnie w codziennych obowiązkach, robił zakupy. Było mi jednak coraz ciężej. Rodzina i znajomi zaczęli dopytywać się o dziecko. Początkowo zbywałam te pytania żartami, ale w końcu nie wytrzymałam. Kiedyś przy niedzielnym obiedzie mama stwierdziła:
– Kochani, moglibyście się wreszcie zdecydować na dziecko. Przecież ty, Helenko, niedługo skończysz trzydziestkę. Najwyższy czas... Nie wytrzymałam.
– Mam już tego dosyć! Ciągle tylko dziecko i dziecko. Trzy lata w kółko to samo. Dajcie mi wreszcie spokój! – wykrzyczałam i wybiegłam z pokoju. Zamknęłam się w łazience i zaczęłam płakać. Ja przecież też marzyłam o dziecku. Ale do tego trzeba dwojga.
Tamtego dnia postanowiłam poważnie porozmawiać z mężem i postawić mu ultimatum:
– Albo idziesz do lekarza, albo się rozwodzimy. Ja nie mogę tak dłużej żyć – powiedziałam. – Nie jestem zakonnicą, brakuje mi seksu. Chcę mieć dzieci! Przecież my żyjemy jak brat z siostrą! To nienormalne!

Jednak rozwód...

Jarek wreszcie zgodził się na wizytę u specjalisty. Czekałam na jego powrót z niecierpliwością. Wrócił wściekły.
– To nie ma sensu. Nie będę chodził do żadnego lekarza. On powiedział, że problem tkwi w mojej psychice. Ale ja nie potrafię się zmienić. Albo mnie zaakceptujesz takiego, jakim jestem, albo musimy się rozstać.
Byłam zrozpaczona. Nie widziałam innego wyjścia. Podjęłam decyzję o rozwodzie. Postanowiliśmy wspólnie, że nie będzie orzekania o winie. W rok po rozwodzie poznałam w pracy pewnego mężczyznę, który bardzo mi pomógł pozbierać się po przykrych przeżyciach. Pewnego dnia wyznał, że chciałby się ze mną ożenić i mieć dzieci. Pojawił się jednak poważny problem. Darek jest głęboko religijny i nie chce wiązać się z rozwódką. Podpowiedział mi, że mogę starać się o unieważnienie poprzedniego związku w Kościele.
Dwa lata temu złożyłam w Sądzie Biskupim podanie z prośbą o unieważnienie małżeństwa z tytułu „niezdolności podjęcia i wypełniania przez męża obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej”. Napisałam, że nasz związek nie został „skonsumowany”, a mąż przez pięć lat nie był w stanie spełniać małżeńskich powinności. Z tego powodu nie mamy dzieci i jest nikła szansa, byśmy mogli je mieć. Nie byłam tego świadoma przed ślubem, bo skąd miałam wiedzieć?

Żenujące przesłuchania

Kilka miesięcy po złożeniu wniosku wezwano mnie i Jarka na przesłuchanie. Proszono nas także o wyznaczenie świadków, którzy zeznawali w naszej sprawie. Potem czekały nas jeszcze rozmowy z psychologiem i psychiatrą. Musiałam poddać się testom oceniającym osobowość i prawdomówność. Cała ta sprawa wykończyła mnie psychicznie. Szczególnie przesłuchanie. Tego stresu, zażenowania i wstydu nigdy nie zapomnę.
Oprócz pytań o nasze intymne współżycie, dociekano, czy nie zdradziłam męża i czy nie miałam takiego zamiaru. Czy to ma jakieś znaczenie? Po zakończeniu „dochodzenia” sprawa została przekazana do sądu drugiej instancji. Niestety, minęło już półtora roku, a ja jeszcze nie dostałam żadnej odpowiedzi. Czy uda mi się kiedyś stworzyć normalną rodzinę? Nie wiem. 

 

Czytaj więcej