"Mieszkanie z teściami nie byłoby takie złe, gdyby nie moja szwagierka. Codziennie przyjeżdżała z dwójką swoich dzieci, bo czuła się samotna. Wiem, to był jej rodzinny dom, ale ona zachowywała się tak, jakbyśmy nie mieli prawa do intymności i własnego życia. Oczekiwała, że teściowa będzie ją obsługiwać, a my bawić się z dziećmi. Nigdy nie mówiła „dziękuję”. Nie sądziłam, że moja ciąża cokolwiek zmieni w jej zwyczajach". Marzena, 32 lata
Po ślubie zamieszkaliśmy u teściów i dostaliśmy całe górne piętro do dyspozycji. Mamy super warunki. Teściowie są przyjaznymi i uczynnymi ludźmi, więc wszystko byłoby OK, gdyby nie moja szwagierka. Magda nie pracuje, bo zajmuje się dwójką dzieci. Za to jej mąż pracuje prawie non stop – jest kierowcą tirów i ciągle jeździ w długie trasy. Z tego powodu Magda została naszym stałym gościem.
Może nie byłoby w tym nic złego, gdyby moja kochana szwagierka szanowała bardziej nasze zwyczaje. Ale niestety… Jak tylko zaczynał się weekend, zjawiała się z samego rana.
– Marzena i Tomek jeszcze śpią? – dziwiła się niezmiennie, a słysząc jej piskliwy głos, nakrywałam się kołdrą po uszy. I tak wiedziałam, że nic to nie da. – Dzieci, idźcie, sprawdźcie, co u wujka i cioci – padało za chwilę. I już wiedziałam, co będzie dalej. Maluchy wdrapią się na górę i będą się chciały z nami bawić. Można było zapomnieć o spaniu… – Przyzwyczajajcie się! – szwagierkę bawiły nasze zaspane miny. – Niedługo będziecie mieć własne dzieci i zobaczycie, jak to jest. Na razie nie mieliśmy jednak własnych dzieci i może chcielibyśmy pospać w niedzielę? Szwagierka w ogóle nie brała tego pod uwagę. Próbowałam zrozumieć, że Magda przyjeżdża trochę jak do siebie. Przecież jeszcze niedawno tutaj mieszkała. Ale dlaczego oczekiwała, że będzie traktowana jak gość, czyli obsługiwana? W niczym nie pomagała teściowej, nawet w przygotowaniu obiadu. Jeśli wchodziła do kuchni, to tylko po to, by zajrzeć do lodówki. Jak zjadła, odsuwała talerz. Przez myśl jej nie przeszło, żeby pozmywać.
Jak nie zajmowała się dziećmi Magdy, to dla nich gotowała. A szwagierka przyjeżdżała codziennie i oczekiwała, że wszyscy będziemy zajmować się jej dziećmi. Jak teściowa nie miała już siły, Magda próbowała zaangażować w opiekę nas. Przychodziła na górę i czuła się jak u siebie. Kiedy słyszałam: „Dzieci, idźcie do wujka”, to dostawałam szału.
– A na co ty czekasz? – zaczepiła mnie Magda któregoś dnia. – Kariery nie robisz, mogłabyś już pomyśleć o dziecku.
– Nie twoja sprawa! – zdenerwowałam się. – No jasne, nie moja, ale babki zwlekają, a potem mają problemy – rzuciła lekceważąco.
– Ja mam dopiero 30 lat.
– No właśnie… – odparła, jakby pozjadała wszystkie rozumy.
Czasami nie mogłam się już doczekać, kiedy nadejdzie 19.00 i Magda zacznie pakować dzieciaki do samochodu. Gdy odjeżdżała, w domu robiło się nagle dziwnie cicho. Teściowa dosłownie padała na fotel. O dziwo, nigdy się nie skarżyła.
– Jestem pełna podziwu, że mama ciągle daje radę – powiedziałam jej kiedyś.
– A mam inne wyjście? – wzruszyła ramionami. – Muszę pomagać Magdzie. Biedna dziewczyna… Ciągle jest sama. Problem w tym, że wszyscy się nad szwagierką litowali, a ona to wykorzystywała. Tomek też jeździł, załatwiał za nią różne sprawy. Zabierał dzieci do zoo i aquaparku. Magda to jego siostra, powinien pomagać. Tylko że ona zachowywała się tak, jakbyśmy nie mieli prawa do intymności i własnego życia. Uważała, że wszystko jej się należy. No i nigdy nie mówiła „dziękuję”. Niepotrzebnie się jej czepiałam? Mnie wychowano inaczej.
Jak mąż Magdy wracał z trasy, też nie mieliśmy spokoju. Przyjeżdżali na grilla we czwórkę i gościli u nas cały dzień. Magda zawsze wpadała na gotowe. Nie pamiętam, żeby coś ze sobą przywiozła. Za to wciąż głośno wzdychała: „Boże, jaka jestem zmęczona!”. – Ciekawe, czym ona się tak zmęczyła – burczałam pod nosem.
– Hej, czy ty na pewno lubisz moją siostrę? – drażnił się ze mną mąż. Naprawdę chciałam ją polubić, ale Magda mnie często drażniła. Nie miała własnych zainteresowań ani znajomych. Ciągle tylko dzieci i dzieci.
– Urodzisz, zobaczysz, jak to jest – straszyła mnie szwagierka.
Rok temu Magda wpadła na świetny pomysł, żeby jechać na wczasy z teściami.
– Będzie super! Nareszcie sobie odpocznę – cieszyła się, a ja tylko współczułam teściowej. Gdy wyjechali, pierwszy raz poczułam, jak fajnie by było, gdybyśmy mieszkali z mężem tylko we dwoje. Cisza, spokój. Mogliśmy robić, co chcieliśmy.
– To się nazywa wolność, co? – śmiałam się, gdy siedzieliśmy sami w ogródku. Przez te cudowne dwa tygodnie odpoczęłam jak nigdy. Ale teściowej raczej się to nie udało.
– Już się nie mogę doczekać, kiedy wrócimy do domu – zwierzała się przez telefon.
Nie musiała nic więcej mówić. Domyślałam się, jak wyglądał jej urlop. Za to kochana szwagierka wróciła szczęśliwa i opalona. Długo nie dała odpocząć teściowej. Wrócili w niedzielę, a w poniedziałek Magda znów była u nas na kolacji. Obserwowałam z boku tę rodzinną sielankę i zastanawiałam się, co się musi zdarzyć, żeby coś się w końcu zmieniło. Kilka tygodni potem sama się bardzo zdziwiłam.
– Jestem w ciąży? – powtórzyłam z niedowierzaniem, gdy lekarz potwierdził moje podejrzenia.
– O matko! To zrobię rodzinie niespodziankę.
– He, he, kiedy rodziców nie ma w domu, lubicie być niegrzeczni – skomentowała szczęśliwą nowinę Magda. Nie sądziłam, że moja ciąża i narodziny dziecka cokolwiek zmienią w jej zwyczajach.
Gdy wróciliśmy ze szpitala, dzieci Magdy jak zwykle biegały po całym domu. Od razu obskoczyły mnie i małego.
– No dobrze, zobaczyliście kuzyna, a teraz dajcie cioci odpocząć – stwierdziła teściowa. – I nie hałasujcie, dobrze? Poszłam na górę, a jakiś czas potem usłyszałam teściową:
– Magda, chyba powinniście pojechać już do siebie. Zajrzę do Marzeny, może trzeba jej pomóc. Nie chciałam wierzyć. Teściowa pierwszy raz powiedziała, żeby Magda wracała do siebie. Co więcej, szwagierka zwołała swoje rozwrzeszczane dzieciaki i pojechała do domu.
– Naprawdę już jestem zmęczona – westchnęła teściowa, ale świetnie ją rozumiałam. Mój mąż też w końcu nauczył się mówić siostrze „nie”. Teraz ma własną rodzinę, którą się musi zająć. No i jest jeszcze coś. Dzieci Magdy dość często chorują. Ustaliliśmy, że kiedy są zakatarzone lub przeziębione, odwiedzin nie ma i już. (Wojtek jest mały i wszystko łapie.) Dzięki temu co jakiś czas możemy odpocząć kilka dni. Wszyscy jesteśmy zadowoleni, no może z wyjątkiem Magdy. Ale jej dzieci są coraz większe. Powinna powoli pomyśleć o powrocie do pracy…