"Już nigdy nie pozwolę mężczyźnie, żeby traktował mnie jak sprzątaczkę! Kobietę trzeba kochać i szanować..."
Fot. 123 RF

"Już nigdy nie pozwolę mężczyźnie, żeby traktował mnie jak sprzątaczkę! Kobietę trzeba kochać i szanować..."

"Mój były mąż nie miał do mnie krzty szacunku, uważał mnie za coś w rodzaju robota zaprogramowanego na jego obsługę. Za nic w świecie nie chciałam znowu władować się w związek, w którym będę tak traktowana! Po rozwodzie poznałam Jakuba, wdowca. Miałam nadzieję, że jest inny... Ale gdy pierwszy raz go odwiedziłam, miała miejsce dziwna sytuacja...  " Beata, 49 lat

Jakub zaprosił mnie w sobotę na koncert zespołu, który był popularny w czasach naszej młodości, nastawialiśmy się na świetną zabawę, po której mieliśmy pojechać do niego na kolację, ale w połowie drogi do Poznania usłyszeliśmy w radiu, że lider grupy nagle się rozchorował i koncert się nie odbędzie. Nie pozostawało nam nic innego, jak zawrócić.
– Możemy ich muzyki posłuchać u mnie – zaproponował Jakub. – Chyba, że masz inne propozycje?
– Jedźmy do ciebie, kawiarnie i restauracje pewnie są dzisiaj pełne…

Chciałam lepiej go poznać

Spotkaliśmy się już kilka razy i czułam się z nim bezpiecznie, więc byłam gotowa na wizytę w jego mieszkaniu, nawet o parę godzin wcześniej, niż zaplanowaliśmy.
Zaparkował przed swoim blokiem, wysiadłam, i wtedy zauważył, że zwalnia się lepsze miejsce. Postanowił przestawić auto. Stanęłam z boku, żeby na niego poczekać, ale kierowca samochodu, na którego miejscu Jakub chciał zaparkować, najwyraźniej wdał się w rozmowę.
Jakub wychylił się do mnie z okna.
– Może weź klucz i wejdź już, po co masz tu czekać? – zaproponował.
Przypomniał mi numer mieszkania i poszłam.
„Zobaczę, jaki ma gust”, myślałam w windzie. „No i czy jego mieszkanie nie jest udekorowane pamiątkami po żonie…” Czytałam kiedyś historię o mężczyźnie, który wszystkie kolejne kandydatki na partnerkę porównywał do swojej zmarłej żony i próbował je przekonać, by się do niej upodobniły… Co prawda Jakub do tej pory wydawał mi się normalny, jednak wiadomo, na początku znajomości wszyscy przedstawiają się z jak najlepszej strony…
Mimo że sam dał mi klucz, czułam się jakoś dziwnie. Bałam się, że jakaś ciekawska sąsiadka weźmie mnie za złodziejkę. Podeszłam do drzwi cichutko, otworzyłam je, prawie nie oddychając, resztę kluczy z breloczka trzymałam w dłoni, żeby nie brzęczały.

Bałam się związku, w którym będę darmową gosposią

Mieszkanie wychodziło na południowy zachód i było w nim jeszcze całkiem widno. Od razu wkroczyłam na próg większego pokoju, żeby się rozejrzeć. W tej chwili z lekkim zgrzytem otworzyły się za mną drzwi łazienki. Aż podskoczyłam.
W przedpokoju stała jakaś młoda kobieta. Miała na sobie wygodny dres i grube frotowe skarpety. W dłoni trzymała szczotkę od odkurzacza.
– Dzień dobry – odpowiedziała, czerwieniąc się, wyraźnie skrępowana. – Nie myślałam, że mam tak mało czasu. Chciałam jeszcze przelecieć odkurzaczem przedpokój, ale skoro tak… to już pójdę, nie będę przeszkadzać.
„Wynajął sprzątaczkę!”, uświadomiłam sobie. „No tak, skoro go stać, dlaczego nie?!”
Sama, mimo że lubię porządek, nigdy nie przepadałam za sprzątaniem i nieraz mówiłam sobie, że chętnie bym kogoś od czasu do czasu wynajęła. W dodatku miałam uraz po tym, w jaki sposób mój były mąż podchodził do podziału obowiązków w małżeństwie – jego zdaniem gotowanie i sprzątanie należało do kobiet, podobnie zresztą jak opieka nad dziećmi. Gdy nasze były małe, któregoś dnia się pochorowałam i nie byłam w stanie się nimi zająć, w dodatku bałam się, że je pozarażam. Przez lata wypominał mi potem, że to on musiał się nimi opiekować… Już wtedy wiedziałam, że źle wybrałam partnera życiowego, ale że był ojcem dwójki moich dzieci, zagryzałam zęby i starałam się, by ta nasza rodzina jakoś funkcjonowała.
Gdy dzieciaki miały po dziewięć i jedenaście lat, moja mama zachorowała na raka. Pojechałam na tydzień do rodzinnej miejscowości, by ją wspomóc w najgorszym okresie, a mój małżonek do listy moich „przewinień” dodał i to, że przez ten tydzień dom i dzieciaki były na jego głowie. Wtedy już zaczęłam odliczać czas do momentu, kiedy od niego odejdę… Decyzję o rozwodzie ułatwił mi swoim romansem. Właściwie żal mi było jego kochanki, wiedziałam, że on nie ma krzty szacunku dla kobiet, uważa je za coś w rodzaju darmowych robotów, które powinny być zaprogramowane na jego obsługę. „A Jakub nie zawahał się zapłacić sprzątaczce za ogarnięcie mieszkania…”, pomyślałam. „Wie, że dbanie o dom to praca, która ma swoją wartość!”

Kazał posprzątać swojej córce?

Zdjęłam okrycie i usiadłam w pokoju na kanapie. Gdybym była sama, przeszłabym się po mieszkaniu, żeby się rozejrzeć, jednak w obecności sprzątaczki mi nie wypadało. Z przedpokoju dobiegły mnie odgłosy chowania odkurzacza do schowka, potem zaszeleściła ortalionowa kurtka ściągana z wieszaka. Spodziewałam się, że zaraz usłyszę od młodej kobiety „do widzenia!”, jednak w tamtej chwili drzwi otworzyły się, a ona powiedziała:
– Cześć, tato!
„Tato”?! Jak zahipnotyzowana poszłam do przedpokoju.
– Naczynia masz umyte – relacjonowała pospiesznie córka Jakuba – kurze wytarte, podłoga odkurzona, tylko w przedpokoju niestety nie zdążyłam, i już wychodzę!
Spojrzała na mnie, wciąż zaczerwieniona, rzuciła: „do widzenia!” i wybiegła.
– Przepraszam cię – mruknął Jakub. – Że to tak długo trwało. Jakoś dzisiaj wszystko jest nie tak, jak miało być, najpierw koncert odwołany, potem ten parking, ech… Ale już jesteśmy sami.
Puściłam te przeprosiny i tłumaczenia mimo uszu.
– Kazałeś córce posprzątać?! Myślałam, że zamówiłeś sprzątaczkę, a to twoja córka?!
Minę miał taką, jakby chciał powiedzieć, że nie rozumie, o co mi chodzi.
– Zapłacisz jej?!
Zamrugał, patrzył na mnie jak na kosmitkę.
Sięgnęłam po swoją kurtkę.
– Chyba jednak wrócę już do domu.
– Ale dlaczego?!
Podniesionym głosem, w urywanych zdaniach opowiedziałam mu, jak wyglądało moje małżeństwo, w którym mąż traktował mnie jako nieodpłatną gosposię i nianię.
– I już nigdy nie chcę być w takim związku – zakończyłam. – Ani w związku z kimś, kto sam po sobie nie sprząta, tylko oczekuje, że zrobi to za niego za darmo jakaś kobieta!
Jakub patrzył na mnie spłoszony.

Pochopnie wyciągnęłam wnioski...

W tym momencie dobiegło nas delikatne pukanie do drzwi. Jakub odruchowo je otworzył. Za progiem stała córka. Teraz miała jeszcze bardziej zakłopotany wyraz twarzy niż wcześniej, gdy na siebie wpadłyśmy.
– Tato – wydukała – auto mi znów nie startuje.
Zagryzł wargi i wyszedł. Za nic w świecie nie chciałam jechać z nim windą, więc celowo dłużej wkładałam kurtkę.
– Pani Beato – wyszeptała córka Jakuba – ja przepraszam, ale widzę, że głupio zrobiłam. Chciałam tacie pomóc, ale niepotrzebnie. Teraz pani chyba myśli, że on jest flejtuchem i jeszcze się mną wysługuje, a on w ogóle nie wiedział, że tu do niego wpadłam. Mówił, że poznał taką miłą panią Beatę, widziałam, że jest panią zafascynowany, a ja od czasu, jak mama zmarła, martwiłam się, że on z samotności w depresję wpadnie, bo tato nie jest z natury samotnikiem… Kobiety lubią porządek, więc pomyślałam, że zobaczę, czy zdążył posprzątać przed tym wyjazdem, bo wczoraj jeszcze naprawiał mi auto i mógł nie mieć czasu. On nie zostawia brudnych skarpetek rozrzuconych po podłodze, ani nic z tych rzeczy. Po śniadaniu nie zmył naczyń, bo nie zdążył, a jak przyszłam, to sobie zrobiłam kawę i zjadłam pasztecik, bo widziałam, że upiekł całą blaszkę, bardzo dobre są, więc potem umyłam tych parę rzeczy i jeszcze trochę odkurzaczem podłogę przeleciałam i lustro w łazience wypolerowałam odrobinę, ale naprawdę nic więcej nie trzeba było!
Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy i zagryzałyśmy wargi, a potem obie się roześmiałyśmy.
– A tak w ogóle, to jestem Karolina – powiedziała.
Podałam jej rękę.
– A ile razy już pani taki nalot sprzątający zrobiła, jak tata kogoś zaprosił?
Pierwszy raz. Nie zapraszał nikogo. Albo nie mówił o tym. Ale o pani mówił z takim przejęciem, że…
Teraz to ja się zaczerwieniłam.
Wrócił Jakub. Okazało się, że akumulator w aucie jego córki trzeba będzie podładować.
– Najlepiej, jak cię teraz odwiozę – zaproponował jej, wpatrując się we mnie pytająco, zdziwiony moim uśmiechem.
– Ja już pani Beacie wszystko wytłumaczyłam – powiedziała mu Karolina. – Sorry, tato, to się nie powtórzy!
– Ja też przepraszam – powiedziałam. – Pochopnie wyciągnęłam wnioski.
Pokiwał głową.
– A może najpierw napijemy się w trójkę kawy? – zaproponował.
Wypiliśmy w kuchni kawę, a potem Jakub podładował akumulator w aucie Karoliny. Gdy pojechała, powiedziałam:
– Pokażesz mi mieszkanie?
Okazało się, że najważniejszą „pamiątką” po żonie w jego mieszkaniu była, i to tylko chwilowo, jego córka. Zupełnie mi to nie przeszkadza.

 

Czytaj więcej