"Paweł nigdy nie dzwonił do mnie ot tak, żeby pogadać, pośmiać się, opowiedzieć, co zdarzyło się w pracy. Takie historie trzymał pewnie dla żony. Ze mną sypiał, dość regularnie, dwa-trzy razy w miesiącu. Kiedy postanowiłam to skończyć, usłyszałam szokujące słowa..." Ewa, 30 lat
Znowu nie zadzwonił, nie napisał. Przez cały wieczór wpatrywałam się w ciemny ekran komórki, łudząc się, że może jednak... Może zatęskni za mną. Odezwie się. Nic z tego. Zamilkł na dobre. Wiedziałam, że prędzej czy później sobie o mnie przypomni – gdy zabraknie mu towarzystwa do łóżka...
Przez tyle lat się na to godziłam, że w końcu przestało mnie to bulwersować. A przecież powinno. Żadna szanująca się kobieta nie pozwoli, by mężczyzna traktował ją jak kawałek mięsa. No, chyba że jest nieprzytomnie zakochana. Wtedy takie niuanse umykają. Liczy się to, by zadzwonił, dotknął, przytulił.
A ja potem przez wiele tygodni wspominałam jego dotyk, zapach, czułe słowa... Tak bardzo mi ich brakowało na co dzień. Niestety, choć wiele razy prosiłam Pawła, by nie traktował mnie jak dziewczynę na telefon, niewiele uzyskałam. Od czasu do czasu wpadł do mnie na kolację, przyniósł kwiaty... Częściej jednak po prostu dzwonił i pytał:
– Masz czas? Może byśmy się trochę poprzytulali?
Nigdy nie odmówiłam. Nawet jeśli miałam nawał roboty, naglące terminy albo gorączkę. Byłam na każde jego skinienie. On natomiast dość często odwoływał nasze spotkania – bo wyjazd służbowy, ważny klient, żona grymasi, choróbsko męczy...
Patrząc na ciemny ekran komórki, pomyślałam, że... straciłam pięć lat. Paweł tak naprawdę nic mi nie dał. Nawet te nasze wspólne noce były takie sobie – owszem, tęskniłam za nimi, bo nie miałam nic innego, ale namiętności tam było tyle, co kot napłakał. Ot, po prostu – dwoje ludzi, którzy na chwilę chcą uciec od codzienności. Nic wyjątkowego. Nic trwałego.
– Ersatz, cholera, nie życie – zanuciłam słowa swojej ulubionej piosenki i z tą niewesołą myślą poszłam spać.
Obudziłam się smutna, ale zdecydowana – najwyższy czas skończyć z tą prowizorką.
– Zasłużyłam na kogoś lepszego – powiedziałam do siebie, patrząc w lustro. – Nie pozwolę się tak traktować.
Paweł zadzwonił trzy dni później. Nie kajał się za tak długie milczenie. Po prostu jak zwykle zapytał:
– Masz czas? Może byśmy się trochę poprzytulali?
– Nie – odparłam cicho, ale zaraz powtórzyłam głośniej: – Nie. To koniec. Nie dzwoń do mnie więcej.
– OK, twój wybór – rzucił i się rozłączył.
Nie zapytał nawet, co się stało. Nie próbował przekonać mnie, bym jednak z nim została. Nie mogłam w to uwierzyć. Aż tak niewiele dla niego znaczyłam?! Zabolało, i to jak, ale właściwie czego ja się spodziewałam? Teraz muszę zneutralizować ból i zastanowić się, co dalej. Jak wypełnić tę pustkę po Pawle?