"Mój nowy szef zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Już po kilku dniach pracy straciłam dla niego głowę. Fakt, że miał żonę, nie robił na mnie wrażenia. Byłam tak w niego zapatrzona, że traciłam rozsądek. Marzyłam o nim, byłam gotowa na wszystko i… czekałam na propozycje. Wkrótce nadarzyła się dogodna okazja..." Nina, 24 lata
– Czytałem pani CV i jestem pod wrażeniem – rzucił z uśmiechem dyrektor firmy w pierwszy dzień mojej nowej pracy. – Długo szukaliśmy tak kompetentnej osoby.
– Dziękuję – odparłam lekko zakłopotana.
Nie spodziewałam się tak miłego przyjęcia. Szef był otwarty i bezpośredni. Oprowadził mnie po działach i przedstawił pracownikom. Dziwnie na mnie patrzyli. Wyglądałam młodo, ale przecież nie brak mi było doświadczenia zawodowego. Na koniec dyrektor wprowadził mnie do działu kadr. Pulchna księgowa spojrzała na mnie spod byka.
– Trzecia sekretarka w ciągu roku – mruknęła.
– Nie rozumiem – zdziwiłam się.
– Za kilka dni pani zrozumie – wyjaśniła oschle kadrowa. – Proszę wypełnić te druki.
Szybciutko wypełniłam i opuściłam niemiłe towarzystwo. Szef na mój widok uśmiechnął się szeroko.
– Niech się pani rozpogodzi! Rozumiem, że pierwszy dzień w nowej pracy może być stresujący, ale zapewniam panią, że atmosfera w tej firmie jest naprawdę rodzinna! – powiedział. – Tylko roboty sporo. Pani poprzedniczki nie miały łatwo…
– Trochę niepokoi mnie ta rotacja. Nie wiem, czy podołam… – odparłam.
– Ma pani dużo większe kompetencje niż poprzedniczki. Wierzę, że da sobie pani radę! – Popatrzył mi głęboko w oczy, aż się zmieszałam. – W obowiązki wprowadzi panią moja asystentka, Iza.
Stanęłam na baczność, gdy ją zobaczyłam. Wysoka, o długich czarnych włosach i przenikliwych, chłodnych oczach. Nie wiem, dlaczego, ale bałam się jej. Za to szef wzbudzał we mnie ciepłe uczucia. Gdy tylko zauważył troskę na mojej twarzy, zaraz pytał, co się stało, i dodawał otuchy. Był wiecznie uśmiechnięty. Zaczynał mi się coraz bardziej podobać. Nie tylko jako szef, również jako mężczyzna. Z tym miałam problem, bo pan Zenon był żonaty i miał dwoje nastoletnich dzieci. Nie bacząc na to, odprowadzałam go powłóczystymi spojrzeniami, a do pracy ubierałam się coraz odważniej. Nie przeszkadzało mi, że szef jest o piętnaście lat starszy. Czasem podsłuchiwałam, jak przez telefon ciepło rozmawiał z żoną. Był taki dobry i czuły. Mówił do niej „Stokrotko”, „Słoneczko”…
Raz wysłał mnie do kwiaciarni po czerwone róże.
– Lubię żonie sprawiać niespodzianki, ot tak, bez okazji – wyjaśnił.
Uświadomiłam sobie, że jej zazdroszczę.
– Bożenka uwielbia róże. A pani, Ninko? – Spojrzał mi głęboko w oczy.
– Hm… chyba także róże – bąknęłam.
– Do pani bardziej pasuje bukiet z róż, gerber i chryzantem Santini – westchnął.
Słuchałam go w pełnym skupieniu. Dopiero po chwili zauważyłam, że tej scenie przypatrywała się jego asystentka. Iza przystanęła za nami cicho oparta o ścianę, ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
Na drugi dzień rano znalazłam na moim biurku opisany przez szefa bukiet. Pospiesznie szukałam biletu. Niestety, bezskutecznie.
– Szukasz klucza do raju? – Nagle obok mnie znalazła się Iza. – Zejdź na ziemię, dziewczyno. Masz chłopaka? – zapytała z troską.
Po namyśle kiwnęłam głową.
– Tak, w moim życiu pojawił się pewien mężczyzna…
– Czy to dobry wybór? – Jej usta wygięły się ironicznie.
„Czyżby odgadła, kim jest obiekt mojej fascynacji?”, pomyślałam. „Może jest zazdrosna?”. Codziennie spędzała z szefem wiele godzin. Wyjeżdżała z nim, zamykała się w gabinecie. Czasami miałam wrażenie, że coś ich łączy. Nagle posmutniałam. Nie uszło to uwadze szefa.
– Słoneczko powinno promienieć, a nie chować się za chmurami – powiedział, kładąc na biurku dokumenty.
Pokraśniałam z zadowolenia. Tak właśnie zwracał się do swojej żony: „Słoneczko!”. Przyszło mi wtedy do głowy, że chyba nie jestem mu obojętna.
– Wyjeżdżamy z Izą w delegację. Proszę mieć oko na wszystko. – Delikatnie dotknął mojego ramienia.
Poczułam dreszcz przebiegający po całym ciele. „Co za mężczyzna!”, westchnęłam.
W domu zdałam sobie sprawę, że wszystkie moje myśli krążą wokół szefa. Byłam tak w niego zapatrzona, że traciłam rozsądek. Marzyłam o nim, jakby był moim narzeczonym. Byłam otwarta, gotowa na wszystko i… czekałam na propozycje. Wkrótce nadarzyła się dogodna okazja.
– Pani Ninko, Iza się rozchorowała. Angina ropna. Co za pech! – powiedział szef. – Wyjazdu do Berlina nie odłożę. Finalizujemy duży kontrakt. Pojedzie pani ze mną? To tylko dwa dni.
– Oczywiście, bardzo chętnie!
– Świetnie! Wyjazd jutro o ósmej rano – przypomniał.
Pół nocy się szykowałam, a drugie pół marzyłam, jak to będzie w Berlinie. Miałam w głowie gonitwę myśli. Nad ranem spojrzałam w lustro i sama siebie zapytałam: „Kim ja dla niego jestem?”. Po sposobie odnoszenia się do mnie wnioskowałam, że szanuje mnie, ceni… „Ale czy podobam mu się jako kobieta?”, rosły we mnie wątpliwości. Byłam pewna, że między nim a Izą coś było. „Kto wie, z jakich powodów zwolniono poprzednie sekretarki? Może zdecydowały się na romans z szefem?”, myślałam. Nie chciałam być tylko chwilową przygodą w jego życiu.
Pełna sprzecznych uczuć wyszłam z domu w spódniczce mini. W firmie zastałam… Izę.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam zdumiona.
Siedziała w moim fotelu, poprawiała szal okrywający szyję i powiedziała:
– Robię to, co do mnie należy. Mam pieczę nad szefem.
Jej głos słabszy, z racji choroby, nie stracił stanowczości.
– Wracaj do domu się kurować – poradziłam. – Zaraz jedziemy.
– Ja pojadę. Ty zostajesz. W czymś takim… – wskazała na moją mini – bardziej nadajesz się do nocnego lokalu niż do pracy w biurze.
– To ci tak przeszkadza?! – podniosłam głos.
– Nie – roześmiała się. – Możesz mi nie wierzyć, ale chcę dla ciebie dobrze. Wiem, przez co przechodzisz. Szef jest przystojny, dobry, uroczy i… czasem głupi. Bo jego miłe zachowanie babki interpretują po swojemu. Podoba się kobietom. Ja również uległam jego urokowi. I cierpiałam, bo on odrzucił moje zaloty. Może to ci się wydać dziwne, ale on naprawdę kocha swoją żonę. I chce jej być wierny. Więc jeśli masz zamiar pracować tu dłużej, to lepiej się odkochaj.
Słuchałam tego zszokowana. Chciało mi się płakać. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że świat należy do mnie, a dziś znalazłam się na dnie. Odrzucona podrywaczka…
– Kłamiesz! – krzyknęłam.
– Niestety nie. – Rozłożyła ręce.
Próbowałam zapomnieć o tej rozmowie. Byłam już tak zakochana, że miałam wszystko gdzieś. Postanowiłam zdobyć miłość szefa za wszelką ceną. I dalej go kokietowałam. Bezskutecznie.
Aż zobaczyłam go kiedyś z żoną w parku. Wyglądali jak para zakochanych. Piękni czterdziestoletni… Zrozumiałam, że nie mam u szefa szans. Oznaczało to dla mnie kolejne nieprzespane noce. Byłam chora z miłości i dręczyły mnie wyrzuty sumienia.
– Co z oczu, to z serca – powiedziała mi Iza. – Mogę ci zaproponować przenosiny do innego działu. Zgadzasz się?
Nie miałam wyboru. Teraz rzadko widuję szefa, a jeśli już się z nim spotykam, to zwykle w biegu. Jest dla mnie miły tak jak dla innych. W żaden sposób mnie nie wyróżnia. Moja namiętność powoli mija. Mam nadzieję, że wkrótce zakocham się w kimś bardziej dla mnie odpowiednim…