"Nie pracuję, bo nie muszę. Mój mąż zarabia tyle kasy, że to nie miałoby sensu. Moim zadaniem jest dbać o dom i być reprezentacyjną żoną. Pewnego dnia okazało się jednak, że on mnie śledzi. Zastanawiałam się, czym go uraziłam? Skąd się wzięły jego podejrzenia? Musiałam się tego dowiedzieć...!" Justyna, 34 lata
Kończyłam malowanie paznokci, gdy usłyszałam, że na podjazd pod domem wjeżdża volvo mojego męża. Podniosłam się z sofy, wyłączyłam telewizor, żeby nie marudził, że znów oglądam jakiś serial, i podeszłam do okna. Odchyliłam firankę i pomachałam do Igi, która wyskoczyła z auta. Marek w drodze z pracy odbierał ją z prywatnego przedszkola. Córeczka uśmiechnęła się i pokazała mi język. Uwielbiała drażnić mnie w ten sposób.
– Ale jestem sterany. – Marek pocałował mnie i ruszył do łazienki. – Biorę prysznic i zabieram się za te dokumenty. – Wskazał na pokaźną teczkę. – Mam masę roboty – dodał, nawet na mnie nie patrząc, jakbym była kimś obcym, a nie jego żoną. Ostatnio odsunęliśmy się od siebie. Marek traktował mnie jak powietrze. Nie wiedziałam, czym sobie na to zasłużyłam. Może nie jestem dla niego partnerką do rozmowy? Całe dnie spędzam w domu. Nie pracuję, bo nie muszę. Mój mąż zarabia tyle kasy, że to nie miałoby najmniejszego sensu. Ale przecież jestem reprezentacyjną żoną, idealnym odbiciem potrzeb mężczyzny na wysokim stanowisku. Kiedyś miałam inne pomysły na życie, skończyłam historię sztuki, marzyłam o pracy na uczelni albo w galerii, gdzie mogłabym realizować swoje pasje. Ale Marek stwierdził: „szkoda na to czasu, lepiej zajmij się sobą i ogarnij dom; twój zmysł estetyczny bardzo się tu przyda”. Robiłam to, najlepiej, jak umiałam.
– Mamo! – moje rozmyślania przerwała Igunia. – A ja widziałam, jak chodziłaś na golasa po domu! I gadałaś przez komórkę! I szukałaś czegoś w szafie i rzuciłaś butem! – Jej śpiewny głos odbijał się echem w mojej głowie, bo nagle z całą mocą dotarło do mnie, że córka opowiada o scenach, których widzieć nie mogła. A nie mogła ich widzieć, bo... nie było jej wówczas w domu! Była przecież w przedszkolu. Dokładnie pamiętałam ten moment dzisiejszego poranka: zadzwoniła komórka, a ja wyskoczyłam spod prysznica, nawet nie zdołałam narzucić na siebie ręcznika, byłam więc naga. Rozmawiałam chwilę przez telefon, jednocześnie przeglądając buty, które pasowałyby mi do sukienki, ale nic mi nie odpowiadało. W końcu cisnęłam jednym z nich o podłogę. Jak, do cholery, Iga mogła to widzieć, skoro nie było jej w domu?!
– Kochanie, czy coś ci się nie przywidziało? – spytałam małą. Czułam, jak drżą mi dłonie, a głos się łamie. Działo się coś nieprawdopodobnego, niczym w chorym koszmarze.
– Mamuniu, no co ty, widziałam cię, jak chodziłaś na golasa. Widziałam cię w telefonie tatusia!
– Gdzie widziałaś?
– Tatuś oglądał cię w telefonie, gdy jechaliśmy do przedszkola! – Moja córka wydęła usta, obracając się do mnie plecami. – Staliśmy na światłach, a on patrzył, a ja z tyłu widziałam. – Wzruszyła ramionami i poszła do swojego pokoju.
Wydało mi się to głupie, niepotrzebne i... wstrętne. Dlaczego to robił i w jaki sposób? Marek wciąż brał prysznic, stanęłam więc na środku korytarza i rozglądałam się wokół. „Iga widziała, jak wychodzę z łazienki i rzucam butem, czyli jakaś kamera musi być ukryta właśnie tutaj”, rozmyślałam. Nic niepokojącego jednak nie zauważyłam, nie miałam pojęcia, gdzie mógłby znajdować się sprzęt szpiegujący. Mogłam spytać o to wprost męża, ale póki nie znalazłam dowodów, miał szansę wszystkiego się wyprzeć. Stwierdzić, że mała fantazjuje, a ja przesadzam.
– Idę pracować. – Marek wyszedł z łazienki, a ja miałam na końcu języka pytanie, co kombinuje, skoro umieścił w domu ukrytą kamerę. Ale się powstrzymałam. Nagle wyobraziłam sobie, że skoro mąż oglądał mnie w korytarzu, to takich kamer mógł umieścić w domu znacznie więcej. A także w aucie, w mojej torebce, gdziekolwiek. Być może śledził każdy mój krok i wiedział o mnie więcej, niż ja sama...
W nocy przewracałam się z boku na bok, zastanawiając się, o co chodzi Markowi. Dlaczego straciłam jego zaufanie, dlaczego mnie śledził, czym go uraziłam? Do czego jeszcze był zdolny? Rano, gdy tylko mąż z Igą wyjechali z domu, zaczęłam przeszukiwać korytarz. Przypomniałam sobie wszystkie kryminały, jakie kiedykolwiek obejrzałam, i miejsca, gdzie szpiedzy ukrywali kamerki. Zaglądałam do dzbanków i za lustro, wywaliłam rzeczy z szafy, opukiwałam ściany. Wiedziałam, że jeśli Marek ogląda mnie w telefonie, od razu zrozumie, że coś podejrzewam, ale było mi wszystko jedno. Jednak po dwóch godzinach poszukiwań odpuściłam – nic nie znalazłam. To było ponad moje siły. Usiadłam na podłodze i popłakałam się, a potem wzięłam telefon i wybrałam numer Marka.
– Dlaczego mnie śledzisz?! – krzyknęłam, gdy odebrał. – Gdzie ukryłeś kamerę?!
– Za dwadzieścia minut będę w domu – usłyszałam.
Czas wlókł się w nieskończoność. W końcu Marek wrócił i przytulił mnie do siebie, czego nie robił od kilku tygodni.
– Przepraszam cię, kochanie – wyszeptał. – To wszystko z miłości. Oszalałem z zazdrości, gdy kumpel powiedział mi, że chyba widział cię z jakimś gachem w galerii handlowej. Znalazłem detektywa, żeby cię śledził...
– Nie mogłeś po prostu mnie o to spytać?
– Nie wiem, nie pomyślałem o tym – odparł. – Bałem się, że mnie zdradzasz... A byłaś z kimś? – Spojrzał mi prosto w oczy.
– No co ty! Oczywiście, że nie...
– Ten detektyw po dwóch dniach obserwacji powiedział, że na tym etapie szkoda kasy na śledzenie, bo niczego szczególnego nie zauważył... – stwierdził, a ja odetchnęłam głęboko. – I że lepiej zamontować w domu podgląd, bo statystycznie najwięcej zdrad małżeńskich zdarza się w domu... Wypożyczył mi sprzęt, dzięki któremu mogłem cię widzieć on line.
– Gdzie to jest? – spytałam.
– Tam – Marek wziął krzesło z kuchni i sięgnął do malutkiej kratki na suficie, pod którą kryły się jakieś przewody, i wyciągnął z niej przedmiot wielkości paznokcia, z cieniutkim kabelkiem na końcu.
– Czy coś ciekawego się nagrało, mój detektywie? – spytałam. – Zobaczyłeś coś, co by świadczyło o tym, że cię...
– Oczywiście, że nic, kochanie...
To straszne, jak można stracić zaufanie nawet w całkiem udanym, dobrze funkcjonującym związku. Przytuliłam się do niego, a potem pozwoliłam mu zsunąć z siebie podkoszulek i krótkie spodenki, pod którymi miałam tylko jedwabne stringi. Kochaliśmy się szybko i mocno, na podłodze w korytarzu, gdzie bezskutecznie szukał oznak mojej zdrady. Piętnaście minut później Marek wziął szybki prysznic i pojechał znowu do pracy, a ja odetchnęłam z ulgą. Bezużyteczna kamerka leżała na komodzie.
Wyszłam na taras od strony ogrodu i skierowałam kroki do altanki, gdzie trzymaliśmy narzędzia i kosiarkę. Zza sterty worków wyciągnęłam starą komórkę owiniętą w czarny foliowy worek. Podłączyłam ją do powerbanku, a potem wysłałam wiadomość: „Dobrze, że wyjechałeś w tę delegację, bo Marek coś podejrzewa. Wynajął nawet detektywa. Musimy być ostrożni”. Po chwili przyszła odpowiedź: „Będziemy, o niczym się nie dowie. Kocham cię i pragnę”.