„Po latach przez przypadek spotkałam swoją dawną miłość. Los dał nam kolejną szansę...”
Fot. 123 RF

„Po latach przez przypadek spotkałam swoją dawną miłość. Los dał nam kolejną szansę...”

„Przez moment owszem, bałam się, że to może tylko na chwilę, że on znów zniknie, ale nie. Od dwóch lat jesteśmy razem, szczęśliwi i zakochani”. Bogumiła, 54 lata 

Otworzyłam drzwi kawiarni, w twarz uderzył mnie przyjemny, ciepły podmuch i zapach kawy. 

– Mmm – zamruczałam niczym kot, marząc już o filiżance gorącej latte i rozejrzałam się za Jolą.

„Jak zwykle się spóźni”, pomyślałam i usiadłam przy jedynym wolnym stoliku, akurat przy oknie. Wkrótce kelnerka zapytała o zamówienie, więc nie czekając na przyjaciółkę, poprosiłam o dużą kawę ze spienionym mlekiem i ciasto czekoladowe. Patrzyłam przez szybę na świat pogrążony w mroku, rozświetlonym jednak światłami przejeżdżających samochodów i świątecznych dekoracji. 

Nagle do stolika podszedł jakiś srebrnowłosy mężczyzna.

Cześć, Miłka! – rzucił. 

– Cześć... – odparłam z wahaniem. 

Nie znałam tego mężczyzny, ale... W jednej chwili zapragnęłam go poznać, był przystojny, zupełnie w moim typie

Uśmiechnął się do mnie, już miał coś powiedzieć, ale wtedy złapał go za ramię jakiś inny mężczyzna. Blondyn z precyzyjnie przyciętą bródką. Obaj rozmawiali o czymś, pokazując sobie ulicę, a może jakiś dom naprzeciwko, a może kogoś, kto tam na nich czekał... Wyglądali na przejętych. 

Blondyn w pośpiechu podał koledze płaszcz i skierował się w stronę drzwi. Srebrnowłosy włożył odzienie, już biegł ku wyjściu, ale na chwilę się zatrzymał, wyjął z kieszeni marynarki pióro, chwycił serwetkę i coś na niej nabazgrał. 

– Wybacz, Miła... Muszę wyjść. Tu jest mój numer telefonu. Jeśli znajdziesz chwilę, zadzwoń – rzucił i wybiegł z lokalu. 

– Ale!... – zawołałam za nim.

Nie odwrócił się, pobiegł w grudniowy mrok. Ludzie siedzący przy sąsiednich stolikach spoglądali na mnie przez chwilę z zaciekawieniem, ale potem zajęli się sobą. A ja zostałam sama ze swoimi myślami. „Kto to jest?”, zastanawiałam się, spoglądając na zamaszyście napisane cyfry numeru telefonu. 

Sen przyniósł odpowiedź...

– No, cześć, Miłka! – Nie zauważyłam nawet, jak Jola weszła do kafejki. 

– Cześć, kochana, cześć! – rzuciłam i spojrzałam w stronę, w którą pobiegł przystojny znajomy-nieznajomy. – Wiesz, miałam przed chwilą dziwne spotkanie.

– Ojej, zaraz mi opowiesz – powiedziała. – Tylko zamówię sobie herbatę... z prądem. Chcesz też?

– Właściwie to zamówię grzańca. 

Opowiedziałam Jolce, co mi się przytrafiło. 

– Może on cię z kimś pomylił – zasugerowała przyjaciółka.

– Ale znał moje imię.

– Hmm, w sumie nie jest zbyt popularne... Bogumiła.

– A w dodatku użył zdrobnienia, Miłka.

Może to jakiś kolega z dzieciństwa? 

– Nie, nie wiem... 

– Były chłopak? 

– Raczej nie.

– No to myśl sama. A zadzwonisz do niego? Mówiłaś, że przystojniak.

Tylko zaśmiałam się w odpowiedzi. 

Po miłym wieczorze wróciłam na lekkim rauszu do domu. Mojej córki nie było, wyszła do koleżanki, uczyć się na kolokwium. Męża też nie było... I to od sześciu lat, od czasu rozwodu. Niezły był z niego dupek, wcale a wcale za nim nie tęskniłam.

Umyłam się, przebrałam w piżamę i klapnęłam na kanapie. Włączyłam telewizor, leciał jakiś serial, owinęłam się kocem i... powoli odpływałam. 

Sen przyniósł odpowiedź na dręczące mnie cały wieczór pytanie: kim był przystojny nieznajomy? 

Śniłam o feriach, na które pojechałam jako studentka. Wiejska chata ukryta gdzieś u podnóża gór, wesoła brygada i on... cichy, niepozorny odludek. Miał na imię Jerzy. Przyjechał do chatki spóźniony. W plecaku miał butlę wina domowej roboty i wielki, wiejski chleb, który kupił po drodze od zaprzyjaźnionego gospodarza. We śnie coś mnie do niego ciągnęło. On też chciał być blisko...

– Mamo! Mamo, wstań i idź do łóżka. Prawie północ – ze snu wyrwał mnie nagle głos córki. 

Otworzyłam zaspane oczy. 

– Julka, jesteś już. To dobrze. Nie, nie śpię, oglądam telewizję. 

– Jasne...

Wspomnienia dawnych lat 

Julia miała rację, zwlekłam się z kanapy i  poszłam do sypialni. Ale gdy przyłożyłam głowę do chłodnej poduszki, sen nie chciał już przyjść. Wróciły dawne wspomnienia. Bo przecież studencki wypad sprzed lat wcale nie był snem, ponad trzydzieści lat temu zdarzyło się to naprawdę. I Jerzy też tam był. Nieśmiały brunet, z którym całowałam się do utraty tchu. To było dziwne, bo prawie w ogóle go nie znałam, nie rozmawiałam z nim zbyt wiele, tylko na siebie spoglądaliśmy. 

Tamtego wieczoru, gdy zapadł zmrok, wyszłam na chwilę przed chatę. Wszyscy byliśmy zmęczeni pieszą wędrówką po górach, ale koniecznie chciałam zobaczyć tysiące gwiazd migoczących na bezchmurnym niebie tego odludzia. Po chwili drzwi chatki otworzyły się. Jerzy zarzucił na siebie kurtkę i szalik i wyszedł do mnie. 

– Lubię patrzeć na gwiazdy – zaczęłam. 

– A ja lubię patrzeć na ciebie – odparł. 

Spojrzałam na niego z wyczekiwaniem, chciałam, by powiedział coś jeszcze. Ale on odwrócił się w moją stronę, pogładził mnie po policzku, odrzucił wychodzący spod czapki kosmyk włosów. Wpatrywałam się w jego czarne oczy, oświetlone jedynie łuną światła malowniczo przebijającego się przez szybę z wnętrza drewnianego domku. 

Nachylił się ku mnie, wziął moją twarz w dłonie i pocałował w usta. Tak po prostu staliśmy na mrozie i całowaliśmy się, płonąc z pożądania. Następnego dnia Jerzy wyszedł z chatki skoro świt. Widziałam tylko, jak zarzucił na ramię plecak, spojrzał jeszcze w moją stronę i drzwi się za nim zatrzasnęły. Od tamtej pory go nie widziałam... Aż do dzisiaj. 

Wstałam z łóżka i pobiegłam do przedpokoju, gdzie zostawiłam torbę. Wygrzebałam z niej serwetkę z numerem i telefon. Wróciłam do łóżka. Wystukałam cyfry i nie bacząc na porę, napisałam wiadomość. „Jerzy? Zawsze znikasz tak niespodziewanie. Pozdrawiam, Miłka”. I wysłałam. 

Kiedy po chwili przyszła odpowiedź, aż podskoczyłam z ekscytacji, poczułam, że zalewa mnie fala czegoś, czego nie czułam od wielu, wielu lat.

„Miła, już myślałem, że mnie nie poznałaś. Koniecznie chciałbym się z Tobą spotkać. Obiecuję, że zostanę na dłużej ;), Jurek”.

Zasypiałam z uśmiechem na ustach. Czułam, jakby ubyło mi te trzydzieści lat. Znów byłam ciekawą życia studentką...

Moim życiem zawładnęło szaleństwo

Rano dostałam kolejnego SMS-a od Jerzego, proponował spotkanie w uroczej kawiarence na starym mieście. Przystałam na jego propozycję. Spotkaliśmy się w piątek wieczorem. Jerzy czekał na mnie przed lokalem. W ręku trzymał białą różę. Na powitanie podaliśmy sobie dłonie. Patrząc na niego, nie mogłam przestać się uśmiechać. On też był w doskonałym nastroju. Zamówiliśmy po ciastku i lampce wina. Opowiadaliśmy trochę o sobie. 

– Wiesz, nigdy nie zapomniałem tego naszego spotkania w górach. Ale los rzucił mnie wówczas daleko od ojczyzny. Nie chciałem zawracać ci głowy, wiedziałem, że lada dzień wyjadę. 

– Więc dlatego wtedy... uciekłeś bez pożegnania?

– Hmm, chyba tak. 

– Niedługo potem poznałam swojego przyszłego męża. No cóż, może nie zakochałam się w nim od razu, ale w końcu zgodziłam się za niego wyjść... Czas pokazał, że nie był to mężczyzna dla mnie. Może i czułam to od początku... Rozeszliśmy się. Mamy córkę, Julię. 

– A ja długo nie mogłem o tobie zapomnieć, choć połączył nas jeden pocałunek. W końcu poznałem kogoś w Stanach… Nie jesteśmy razem, ale również mamy dziecko, syna, Aleksa.

Czas płynął, a my poznawaliśmy siebie od początku. To było miłe i niezwykłe spotkanie. 

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, okazało się, że chwycił mróz. Mieszkałam niedaleko, więc Jerzy zaproponował, że mnie odprowadzi. Szliśmy przez skwer, śnieg błyszczał na ośnieżonych świerkach. 

– Nadal lubisz patrzeć w gwiazdy? – zapytał nieoczekiwanie. 

– Owszem. – Uśmiechnęłam się. 

Jerzy nic nie odpowiedział, ale zatrzymał mnie. Śnieg, mróz, gwiazdy... I te same błyszczące, czarne oczy. Dotknęłam dłonią jego twarzy, a on wziął mnie w ramiona i całował, całował, całował...

Zmieniliśmy plany, wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do niego. Moim życiem zawładnęło szaleństwo, miłosne szaleństwo.

Miałam szczęście, po latach los sprawił, że spotkałam swoją bratnią duszę, swoją prawdziwą miłość. Przez moment owszem, bałam się, że to może tylko na chwilę, że on znów zniknie, ale nie. Od dwóch lat jesteśmy razem, szczęśliwi i zakochani. 

Planujemy ślub. Chcemy, by odbył się w niewielkim kościółku u podnóża gór, w okolicy, którą tak dobrze pamiętamy…

 

Czytaj więcej