„Dziwne odgłosy zza ściany nie dawały mi spokoju. Później zobaczyłam, jak sąsiadka bierze pieniądze od starca... ”
Fot. 123 RF

„Dziwne odgłosy zza ściany nie dawały mi spokoju. Później zobaczyłam, jak sąsiadka bierze pieniądze od starca... ”

„Dziewczyna okazała się niezwykle obrotna. Z dnia na dzień przybywało jej »klientów«, a kilka razy, Bóg mi świadkiem, słyszałam nawet damskie głosy! Momentalnie zatęskniłam za studentami, kłótliwą parką i mechanikiem. A tej ladacznicy miałam serdecznie dość. Brakowało mi jednak odwagi, żeby podejść do niej i zagadać”. Alina, 57 lat

Nic tak nie uprzykrza życia, jak kiepskie sąsiedztwo. Przekonałam się o tym na własnej skórze. W mieszkaniu numer pięć, od którego oddziela mnie jedynie niezbyt imponującej grubości ściana, wciąż zmieniali się lokatorzy. Właściciel dość beztrosko wybierał najemców. Raz byli to studenci, którzy każdy „piąteczek” celebrowali huczną imprezą, potem młoda parka ze skłonnością do głośnych kłótni. Ale najwięcej krwi napsuł mi domorosły mechanik, który stale walił młotkiem, reperując stare sprzęty.

Mieszkanie na sprzedaż

Byłam naprawdę wykończona, zaczęłam więc wydzwaniać do właściciela i prosić, by miał na uwadze mój wiek i z większą dbałością dobierał mieszkańców.

– Pani Janeczko, ja wszystko rozumiem, ale jak pani to sobie wyobraża? – rzucił, gdy po raz kolejny zadzwoniłam z „reklamacją” na nowego sąsiada. – Mam robić casting i pytać tych ludzi, czy będą się spokojnie zachowywać?

– Może po prostu wystarczy ich lepiej sprawdzać? – zasugerowałam. – Albo wynajmować wyłącznie na okres próbny...

– Pani daruje, ale nie mam czasu na takie pierdoły. Zajęty jestem – oznajmił.

– Pan jest zajęty, a ja zmęczona – burknęłam. – Proszę wreszcie znaleźć kogoś, kto pozwoli mi przeżyć w spokoju resztę mojego życia – dodałam nieco melodramatycznym tonem.

– Spróbuję – odparł i odłożył słuchawkę.

Tydzień później sąsiad wystawił swoje mieszkanie na sprzedaż.

– Widać nieźle zalazłaś mu za skórę – skwitował Łukasz, mój syn, gdy wpadł do mnie z wizytą.

– No wiesz? – oburzyłam się. – Byłam dla niego więcej niż uprzejma. Dzwoniłam tylko wtedy, gdy ci jego, pożal się Boże, lokatorzy nie dawali mi normalnie żyć!

– Czyli? – zainteresował się syn.

– Hm... Trzy, może cztery razy w tygodniu... – rzuciłam po chwili wahania.

Łukasz pokręcił głową i westchnął.

Oby tylko tym razem trafił ci się mało kłopotliwy sąsiad – powiedział. – Zresztą, o co ja się martwię? Przecież jak ci się człowiek nie spodoba, raz-dwa go przegonisz! – dodał i zarechotał.

– Bardzo śmieszne – mruknęłam.

Choć, prawdę mówiąc, z niecierpliwością czekałam na nowego sąsiada. I... doczekałam się.

Nowa lokatorka

Pewnego dnia na klatce rozległ się stukot wysokich obcasów, a potem w sąsiednich drzwiach zgrzytnął klucz. Rzuciłam się do wizjera i... zobaczyłam drobną blondyneczkę o uroczej, nieco dziecięcej buzi. „Wygląda niegroźnie”, pomyślałam.

Pospiesznie zagniotłam placek i wstawiłam go do piekarnika. Godzinę później stałam już przed drzwiami sąsiadki z parującą blachą i serdecznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Gdy otworzyła, wręczyłam jej ciasto.

– To dla pani – powiedziałam. – Na dobry początek sąsiedzkiej znajomości.

Dziewczyna od razu zaprosiła mnie do środka i zaproponowała kawę. Nie mogłam przegapić takiej okazji. Rozsiadłam się wygodnie w salonie i zaczęłam pogawędkę. Po godzinie wiedziałam już wszystko – Hania, bo tak się nazywa moja sąsiadka, dostała mieszkanie od rodziców. Przyjechała z prowincji. Nie znała nikogo w Zielonej Górze, nie miała też chłopaka i najbliższe lata zamierzała poświęcić pracy, żeby choć częściowo zwrócić bliskim pieniądze za swoje lokum. „Zuch dziewczyna!”, pomyślałam. „I jaka honorowa! Byłaby z niej niezła partia dla mojego Łukaszka”, westchnęłam w duchu.

– A gdzie pracujesz? – spróbowałam jeszcze pociągnąć ją za język.

– Nie mam etatu – przyznała. – Planuję otworzyć prywatny gabinet. Na początek w domu...

Już, już miałam ją podpytać, co to za gabinet, ale rozdzwoniła się jej komórka.

Dziewczyna zerknęła na ekran.

Przepraszam, to klient. Muszę odebrać – powiedziała.

– Oczywiście – uśmiechnęłam się, podziękowałam za kawę i wróciłam do siebie.

Następnym razem, gdy Łukasz wpadł do mnie w odwiedziny, napomknęłam mu o ślicznej Hani.

Powinieneś ją poznać. To taka miła, zaradna dziewczyna – komplementowałam sąsiadkę.

– Chyba nie próbujesz mnie swatać? – syn natychmiast przejrzał moje plany. – Mamo, jestem młody, mam jeszcze czas i...

– No przecież nie każę ci się z nią żenić – wtrąciłam szybko. – Mówię tylko, że to miła dziewczyna. Mógłbyś ją poznać.

– Może kiedyś – westchnął. – Teraz koncentruję się na pracy. Muszę dopiąć pilny projekt. Wiesz, gonią mnie terminy.

– Terminy! – fuknęłam. – Tylko oczy męczysz i kręgosłup przed tym komputerem. A tak pożyłbyś trochę, wyszedł do ludzi. Wiesz, Hania w mieście nikogo nie zna...

– Mamo?! – jęknął, więc dałam mu spokój.

I, jak się okazało, dobrze zrobiłam. Wkrótce przekonałam się, że ta cała Haneczka spod piątki nie jest wcale taka wspaniała.

Dziwne odgłosy zza ściany

Wszystko zaczęło się w piątkowe popołudnie. Rozłożyłam właśnie deskę do prasowania, gdy zza ściany popłynęły dźwięki przyjemnej dla ucha muzyki. Zaczęłam sobie nucić melodyjkę pod nosem i nagle usłyszałam coś jeszcze – przeciągłe męskie jęknięcie.

– Tak, tak! Oooo tutaj – dobywało się wyraźnie spod piątki.

Policzki oblał mi rumieniec.

Pół godziny później drzwi sąsiadki skrzypnęły, pobiegłam więc do wizjera. To, co zobaczyłam, było doprawdy szokujące. Dziewczyna żegnała się w drzwiach z niemłodym już facetem, a ten na pożegnanie wręczył jej gotówkę. „Mój Boże! Co to ma znaczyć?!”, oburzyłam się.

Niestety, dwa dni później sytuacja się powtórzyła. Znów zza ściany popłynęła muzyczka, a po niej nastąpiły dziwne jęki. Pogłośniłam telewizor, żeby tego nie słuchać, ale nie powiem, wyobraźnia pracowała mi na najwyższych obrotach.

Dziewczyna okazała się niezwykle obrotna. Z dnia na dzień przybywało jej „klientów”, a kilka razy, Bóg mi świadkiem, słyszałam nawet damskie głosy! Momentalnie zatęskniłam za studentami, kłótliwą parką i mechanikiem. A tej ladacznicy miałam serdecznie dość. Brakowało mi jednak odwagi, żeby podejść do niej i zagadać. Pomyślałam więc, że jak tylko Łukasz pojawi się w okolicy, poproszę, by się z nią rozmówił.

Prawda wyszła na jaw

Niestety, syn odwiedził moją sąsiadkę, zanim zdążyłam go wtajemniczyć. Zamarłam, gdy pewnego dnia usłyszałam dźwięki muzyki i stłumiony głos Łukasza rozbrzmiewający w sąsiednim mieszkaniu. Tylko lęk przed tym, co mogłabym zobaczyć, powstrzymał mnie przed „nalotem” na lokum numer pięć. Trzy kwadranse później mój jedynak pożegnał się z sąsiadką i przyszedł do mnie.

– Mamo, miałaś rację! – zawołał już od progu. – Hanka to fantastyczna dziewczyna. I do tego świetna specjalistka. Ma naprawdę zręczne palce, choć...

– Nie chcę tego słuchać! – zawołałam, czując, że się czerwienię. – Wiesz, że ona robi to z innymi?! Nawet z kobietami! – dodałam jeszcze, pokonując wstyd.

– Wiem i myślę, że ty też powinnaś spróbować! – rzucił bez skrępowania.

Z wrażenia aż się przeżegnałam.

– Synu, bój się Boga! Czy ty naprawdę myślisz, że potrzebuję czegoś takiego?!

– Pewnie, mamo! Masaż to świetna sprawa, a ty ostatnio wydajesz się spięta.

– Ma-masaż? – powtórzyłam za nim.

– No, sama mówiłaś, że Hania otworzyła w mieszkaniu prywatną praktykę. Chyba wiedziałaś, czym się zajmuje? – spytał.

Odwróciłam się do ściany, żeby syn nie dostrzegł ulgi, która malowała się na mojej twarzy.

– No cóż – bąknęłam niewyraźnie. – Miałam pewne podejrzenia...

Czytaj więcej