"Piotr był spełnieniem moich marzeń. Przystojny, czuły, bogaty. Trochę dziwiło mnie, że ani razu nie próbował zaciągnąć mnie do łóżka, ale wytłumaczyłam sobie, że mnie szanuje i nie chce się spieszyć. I to był błąd..." Joanna, 36 lat
Chyba każda młoda dziewczyna marzy, że spotka swojego księcia z bajki. Współczesny książę nie musi przyjeżdżać na białym rumaku, może jeździć fordem czy oplem, ale powinien być – jak w dawnych czasach – czarujący, odpowiedzialny, czuły i przystojny. Ja spotkałam swojego księcia. Po dziesięciu latach małżeństwa myślę jednak, że zamiast na księcia wolałabym trafić na zwykłego chłopaka...
Miałam już dwadzieścia sześć lat i ciągle byłam singielką. Ale ja nie chciałam byle kogo, skoro gdzieś tam za rogiem czekał na mnie mój książę z bajki... To było letnie popołudnie. Spieszyłam się na spotkanie z klientem. Wbiegłam na pasy, ledwo rzucając okiem na jezdnię. Nagle tuż przede mną wyrósł biały volkswagen. Upadłam na ulicę, a samochód zatrzymał się z piskiem opon. Wysiadł z niego wysoki brunet i zapytał:
– Czy wszystko w porządku?
– Moja ręka – wydukałam.
– Mogę rzucić okiem? Jestem lekarzem – usłyszałam. – Wygląda na złamanie – stwierdził. – Jedziemy do szpitala.
Kiedy wyszłam z gabinetu, czekał na mnie.
– Jeszcze raz najmocniej panią przepraszam – powiedział. – Czy mogę to pani jakoś wynagrodzić? Może pozwoli się pani zaprosić na obiad?
– Obiad brzmi świetnie.
Piotr zabrał mnie na obiad do Mariotta i nawet nie mrugnął okiem, płacąc horrendalny rachunek.
Odwiózł mnie do domu i umówiliśmy się na następny dzień. Pojawił się z bukietem kwiatów i torbą pełną wiktuałów. Spędziliśmy uroczy wieczór. Piotr opowiadał mi o swojej pracy, był lekarzem pediatrą, ale praco- wał też jako wolontariusz w hospicjum. Po jego wyjściu zadzwoniłam do przyjaciółki.
– Zgadnij, z kim spędziłam dzisiejszy wieczór? – zagadnęłam.
– Pewnie z samym księciem z bajki – odparła Ida.
– Z księciem! Prawdziwym! Jest przystojnym lekarzem i świetnie gotuje.
– Zdążyłaś już naciągnąć go na gotowanie? A jak się spisał w sypialni?
– W sypialni jeszcze go nie sprawdziłam...
Od tamtej pory spotykaliśmy się niemal codziennie. Trochę dziwiło mnie, że Piotr ani razu nie próbował zaciągnąć mnie do łóżka, ale wytłumaczyłam sobie, że mnie szanuje i nie chce się spieszyć. „Dżentelmen”, myślałam po prostu. Jednak kiedy po czterech miesiącach znajomości Piotr nie uczynił najmniejszego kroku w stronę sypialni, zaczęłam się niepokoić. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Na kolejną randkę założyłam mocno wydekoltowaną sukienkę i szpilki aż do nieba. Kiedy Piotr odprowadził mnie do domu i jak zwykle pocałował na pożegnanie, pociągnęłam go do środka. Całowaliśmy się namiętnie przez kilka minut, aż w końcu on powiedział:
– Joasiu, tak długo czekaliśmy, może warto wstrzymać się jeszcze trochę? Do ślubu? Chciałem oświadczyć ci się w święta, ale w tej sytuacji... – zaczął Piotr i uklęknął przede mną. – Joanno, czy zostaniesz moją żoną? Zgodziłam się, ale potem zaczęłam mieć wątpliwości.
Po moim wieczorze panieńskim Ida została, żeby pomóc mi trochę posprzątać.
– Ciekawe, jak będzie wyglądała nasza noc poślubna – trochę się rozmarzyłam. – To ty jeszcze z nim nie spałaś?! Chyba zwariowałaś! – krzyknęła. – A co jeśli nie będziecie do siebie pasować w łóżku? Chcesz spędzić resztę życia na poszukiwaniu orgazmu? Koniecznie go wypróbuj, i to szybko!
W przeddzień naszego ślubu namówiłam Piotra, żebyśmy spędzili razem noc. Tym razem nie oponował. Wszystko szło cudownie do momentu... No właśnie – do „tego” momentu. Niestety, nic z tego nie wyszło.
– To przeze mnie? Co zrobiłam źle? – pytałam.
– To nic, Joasiu, to tylko stres – tłumaczył Piotr.
Tej nocy nie mogłam spać. Wtulona w jego ramiona, biłam się z myślami. W kościele zawołałam do siebie Idę. Wszyscy niecierpliwie czekali na pannę młodą, a my rozmawiałyśmy.
– Wczoraj zaciągnęłam Piotra do sypialni i nic z tego nie wyszło – miałam łzy w oczach.
– Jeśli nie jesteś pewna, nie musisz brać tego ślubu – poradziła mi zmartwiona Ida.
– Muszę, przecież to mój książę z bajki – uśmiechnęłam się smutno. – Zresztą, popatrz na tych wszystkich ludzi w kościele.
Tej nocy też nic nie wyszło z seksu. „Tyle alkoholu, zmęczenie”, tłumaczyłam sobie. Ale po kilku kolejnych nocach miałam już niemal pewność, że mój książę z bajki jest... impotentem.
– Piotr, czy wcześniej miewałeś z tym problemy? – pytałam.
Najpierw się wypierał, tłumaczył stresem w pracy, presją, a w końcu przyznał, że sypialniana niemoc dopadła go na kilka lat przed naszym spotkaniem. Kolejne dwa lata zajęło mi przekonanie mojego męża do wizyty u specjalisty. Do tej pory żyliśmy jak brat z siostrą.
– Czy tak nie jest nam dobrze, Asiu? – przekonywał mnie Piotr. – Kochamy się, mamy te same zainteresowania, troszczymy się o siebie i uwielbiamy spędzać razem czas.
Najwyraźniej jemu kompletnie niczego nie brakowało.
Seksuolog zalecił nam oglądanie filmów erotycznych, wspólną masturbację i tym podobne techniki. Ale nic z tego nie wychodziło. Piotr zwyczajnie nie miał ochoty na seks! To był dla mnie koszmar! Po kolejnych dwóch latach poddałam się. Zapisałam się na forum dla znudzonych mężatek i co jakiś czas umawiałam się na szybkie „randki” w przydrożnych hotelach ze znudzonymi mężami. Piotr udawał, że niczego się nie domyśla. Tak dotarliśmy aż do dzisiejszego dnia.
Dziesiąta rocznica ślubu. Dziś postanowiłam opuścić Piotra. Nie, nie spotkałam innego księcia. Wciąż go kocham, ale mam już dość tego, że Piotr w ogóle nie widzi problemu w swojej impotencji. Dla niego mamy idealne życie i idealny związek. Tak samo nasz związek wygląda dla tych, którzy przyglądają mu się z boku. Ordynator w wojewódzkim szpitalu i prężna pani architekt, piękny dom, duże pieniądze, co roku egzotyczne wakacje, eleganckie przyjęcia i wyjazdy na narty do Szwajcarii. No, może do idealnego obrazu rodziny brakuje dzieci. Na szczęście zarówno moi rodzice, jak i rodzice Piotra są na tyle dyskretni, że nie zadręczają nas pytaniami o „tupot małych nóżek”, niczego nie sugerują, nie naciskają na nas.
Problem w tym, że przygodny seks zwyczajnie przestał mi wystarczać i bardzo, ale to bardzo chciałabym mieć dziecko. Mój książę jednak zdecydowanie odmówił skorzystania z banku spermy czy adopcji. Nie chce mieć dzieci, dobrze mu tak, jak jest teraz...
Na dziesiątą rocznicę ślubu dostałam piękny bukiet czerwonych róż i brylantową kolię. Ja zostawiłam Piotrowi na półeczce pod lustrem w łazience kartkę z dwoma krótkimi zdaniami: „Dziękuję Ci Piotrze, moja bratnia duszo, za piękne dziesięć lat przyjaźni. Nigdy Ci nie wybaczę, mój mężu, że zmarnowałeś dziesięć lat mojego życia. Żegnaj...”.