"Byłam wściekła, że mój mąż jest nieudacznikiem! W końcu pokazał mi na co go stać..."
Fot. 123RF

"Byłam wściekła, że mój mąż jest nieudacznikiem! W końcu pokazał mi na co go stać..."

"Zawsze wszystkim zazdrościłam. Sądziłam, że taka zazdrość może człowieka zmotywować do działania. Stale wierciłam mężowi dziurę w brzuchu, uświadamiając mu, że inni mają lepiej... Zofia, 45 lat

Pamiętam, jak któregoś dnia spotkałam na klatce sąsiadkę spod czwórki. Nie lubię baby, chociaż strasznie jej zazdroszczę. Jest brzydką, grubą i prostą kobietą, za to jej mąż... Lepiej to chyba żadna kobitka na osiedlu nie trafiła! Nie dość, że ten jej Marcin przystojny i sympatyczny, to jeszcze złota rączka. Własną firmę rozkręcił w pięć lat i teraz się za miastem budują!

Byłam wściekła, bo nam ledwo starczało na to skromne mieszkanie! 

Tak się zdenerwowałam, jak się o tym dowiedziałam, że aż na męża naskoczyłam z pretensjami.
– Zobacz, jak ludzie żyją! – zaczęłam, kiedy tylko mój Tomek wrócił z pracy. – Sąsiedzi się budują! Ależ się ta franca chwaliła! Dom z tarasem i kominkiem, garaż na dwa samochody... Wszystko ze szczegółami mi opowiedziała! I krew mnie prawie zalała, bo tak sobie pomyślałam, że mój chłop ledwo na to nasze mieszkanie zarabia! – huknęłam patelnią, dodając, żeby sobie sam bigos zagrzał, bo mnie głowa boli.
– Zosiu, znowu zaczynasz? No budują się, daj im Boże zdrowie. A nam po co dom za miastem? Dla kogo? Przecież nawet dzieci nie mamy – wzruszył ramionami mąż, zabierając się do odgrzewania obiadu. Miałam ochotę zdzielić go ścierką. „Ale mi się chłop trafił”, myślałam. „Ofiara losu i nieudacznik bez krzty ambicji!

Wszystkim wokół powodziło się lepiej niż nam

Jemu do szczęścia wystarczy pilot, jakiś kotlet podany na wyszczerbionym talerzu i spacer dookoła bloku, nic więcej! I jeszcze ta jego praca w tej przeklętej gazowni, gdzie zarabia tyle, co kot napłakał, zamiast zająć się jakimś własnym biznesem”, piekliłam się w duchu. Bo przecież wszystkim wokół wiodło się lepiej niż nam!
– Ty słyszałeś?! Andrzej z Jolką właśnie wrócili z Majorki! – oznajmiłam mężowi któregoś dnia po powrocie ze sklepu. Siedział na kanapie, oglądając wiadomości. Wyrwałam mu z ręki pilota i wyłączyłam telewizor.
– Zosiu, no co ty wyprawiasz? – mruknął, ale nawet się nie zdenerwował. Wkurzał mnie ten jego spokój. Nic nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi. Nie miał w sobie za grosz ikry!
– Majorka, wyobrażasz sobie?! A ja nawet w życiu samolotem nie leciałam – nadęłam się, krążąc po salonie.
– To możemy w tym roku nad Bałtyk polecieć – zażartował mąż.
– Bałtyk, Bałtyk! Tobie tylko jedno w głowie! Kisić się w tym okropnym grajdole! – warknęłam.
– Mnie marzy się Chorwacja albo Grecja. O, albo Turcja! Ci nowi sąsiedzi byli tam w zeszłym roku
. – Turcja, no jasne, kochanie... Tylko wszystkie oszczędności poszły na remont mieszkania – powiedział mąż.
– Bo tę norę trzeba było wyremontować! – huknęłam.
– No przecież wyremontowaliśmy. Czego się znowu złościsz, Zośka? – mąż chciał mnie pocałować, ale go odepchnęłam.
– Piwem cuchniesz, bo tylko tyle potrafisz! Z browarem zalec przed telewizorem! – syknęłam, łaskawie oddając mu pilota.
Masz, pooglądaj sobie, co tam w wielkim świecie słychać, może mnie kiedyś zabierzesz dalej niż do Łeby!

Ciągle suszyłam mu głowę

Poszłam do kuchni i coś naprędce upichciłam na kolację. Potem wyszłam na balkon i zobaczyłam, jak sąsiad parkuje nową furę pod naszymi oknami. „Jezusie Nazareński”, westchnęłam, podziwiając lśniącą terenówkę, z której wysiadł odstawiony w garnitur sąsiad z kwiatami dla żony! Dla tej pyskatej baby, o którą tak dbał, jak o skarb! Z powrotem wpadłam do pokoju i usiadłam obok męża.
– Widziałeś, jakie auto kupił Jurek?! – zapytałam. – A jak o tę swoją wyszczekaną babę dba, kwiatki jej nosi bez okazji! – nadawałam.
– A skąd ty wiesz, że bez okazji? Tak dobrze ich znasz? – mruknął mąż, dodając, że wcale tak różowo to tam u nich nie jest. – Przecież on ją zdradza z tą rudą rozwódką spod piątki, każdy na osiedlu to wie – rzucił, a ja tylko prychnęłam.
– Ja tam nie wiem, a nawet jakby, to i co z tego?! Nie ubędzie jej! Ale za to w luksusie ją trzyma, nie w nędzy jak ty mnie – dodałam. Mąż tylko ciężko westchnął i zapatrzył się w ekran telewizora.

Minęło kilka tygodni. Ja stale narzekałam, bo okazji nie brakowało. Sąsiad z klatki obok kupił żonie thermomix, inni działkę za miastem po okazyjnej cenie sobie sprawili, a ci z dołu na majówkę do Rzymu się wybierali! Wszystko to mężowi opowiedziałam, mając nadzieję, że i u nas coś zmieni się na lepsze! Że Tomek w końcu tę swoją firmę rozkręci albo wykombinuje coś innego. No i nareszcie wykombinował! Tyle, że zupełnie nie tak, jak chciałam.

Postanowił wyjechać! Tego się po nim nie spodziewałam

– Tak sobie myślałem, Zosiu, o tych twoich pretensjach i zdecydowałem, że na jakiś czas wyjadę – powiedział mi któregoś dnia przy obiedzie, dodając, że decyzję już podjął i nawet złożył w pracy wypowiedzenie. Siedziałam nad talerzem zupy pomidorowej jak zamurowana.
– Jak wyjedziesz? Po co? Dokąd? Z kim? – wyrzuciłam z siebie. – Po moim trupie, kochanieńki! Już ja wiem, jak się takie wyjazdy kończą! Mąż koleżanki do Niemiec niby za pracą pojechał i już do niej nie wrócił, tylko sobie jakąś młódkę znalazł, dzieciaka zaraz jej zrobił i ani mu się śni do Polski zjeżdżać! I niby teraz mojego Tomasza miałabym puścić gdzieś z dala od domu?! Nigdy! – Ja cię z domu wypuszczać nie zamierzam! – huknęłam, biorąc się pod boki, ale tym razem mąż tylko się uśmiechnął pod nosem, mówiąc, że nie ma pięciu lat, żebym go mogła w domu na siłę trzymać. – Ja już decyzję podjąłem – powtórzył. – Jadę do kuzyna do Francji. – Będziesz miała te swoje pieniądze, o których tak wiecznie zrzędzisz! – mruknął, kończąc zupę.
– Ale, Tomaszku, ja bym chciała, żebyś ty te pieniądze tutaj robił, a nie gdzieś po świecie! – jęknęłam, ale tylko machnął ręką.
– Bilety jadę kupić, po drodze zakupy zrobię, a ty się ogarnij i nie histeryzuj – polecił mi jakimś takim złośliwym tonem, że aż mi się płakać zachciało.

Teraz mam pieniądze, ale nie mam obok siebie męża

Tydzień później wyjechał i tyle go widziałam. Pieniądze przysyła, nie mogę narzekać, ale dzwoni nieczęsto i chyba bardziej z obowiązku niż z potrzeby serca. Siedzę sama w domu i cały czas myślę, co ja najlepszego narobiłam. Tak mężowi życie zatrułam, że uciekł ode mnie najdalej, jak mógł. Teraz pieniędzy mi nie brakuje, ale bardzo tęsknię za Tomkiem. Kiedy mu o tym mówię przez telefon, to się śmieje i zmienia temat! Wakacje zbliżają się wielkimi krokami, a Tomek nawet nie wspomniał, że chce przyjechać do Polski. Już sama nie wiem, co robić. Chyba kupię bilet do Paryża i po męża osobiście pojadę. Może jest szansa, że mi wybaczy...

 

Czytaj więcej