"Teściowa myśli, że jest moją przyjaciółką, a ja ledwo to wytrzymuję..."
Fot. 123RF

"Teściowa myśli, że jest moją przyjaciółką, a ja ledwo to wytrzymuję..."

"Szwagierka zazdrościła mi, że na co dzień mam babcię pod ręką. Nie wiedziała tylko, jaką cenę płacę za ten luksus…" Edyta, 33 lata

Życie tak mi się poukładało, że po ślubie razem z rodzicami męża wprowadziliśmy się do jednego domu. Oni zajęli parter, my piętro. Piotrek miał jeszcze starszego brata, ale Krzysiek zdecydował się wyjechać z rodzinnej miejscowości. Od kilku lat mieszkał z żoną i dwiema córkami w Gdańsku. Na początku wszyscy mi się dziwili.
– Jak dajesz radę żyć z teściową? – pytali. Ale ja wtedy nie narzekałam. 

Teściowa za wszelką cenę chciała się ze mną zaprzyjaźnić

Raz daliśmy się nawet zaprosić na wspólne wakacje. Teściowa była szczęśliwa, bo ciągle miała towarzystwo. Teść stanowił jej przeciwieństwo. Rzadko się odzywał, a czas najbardziej lubił spędzać z książką. Dwa tygodnie szybko minęły.
– Może w przyszłym roku to powtórzymy? – zaproponowała teściowa. Miałam miękkie serce, więc pewnie bym się zgodziła, ale mój Piotrek szybko uciął temat.
– Raczej nie, mamo – stwierdził.
Potem, gdy urodziłam syna, okazało się, że babcia pod ręką jest bardzo przydatna. Zawsze mogłam jej podrzucić Wojtusia, gdy chcieliśmy gdzieś z mężem wyjść. Często wtedy słyszałam:
– Ty to masz dobrze! Taka teściowa to skarb. Niestety, wszystko miało swoją cenę. Pomoc dziadków była nieoceniona, ale musiałam godzić się na to, że są stale obecni w naszym życiu, a mama Piotrka do wszystkiego potrzebowała towarzystwa. „Edytko, zafarbujesz mi włosy?”, „Edytko, pojedziesz ze mną na zakupy?”, „Edytko, muszę kupić sobie sukienkę, bo wybieramy się na wesele. Doradzisz mi coś?”, słyszałam ciągle. Jak mówiła: „Edytko”, włos mi się jeżył na głowie. Teściowa nigdy nie miała córki, a teraz byłam ja.

Czasem zdarzały nam się konflikty

– Mogłabyś zamówić mi przez internet ten czerwony blezer? – teściowa wisiała mi nad głową. – Zobacz, jaka okazja, jest teraz 50% tańszy!
– Nie warto – pokręciłam głową. – Ta firma jest jakaś podejrzana, mamo.
– Jak to? – obruszyła się. – Przecież mają napisane, że wysyłają towar w ciągu dwóch dni…
– Mogą sobie pisać, co im się podoba – weszłam jej w słowo – ale to nie znaczy, że jak zapłacisz, to zakupy faktycznie do ciebie dotrą.
– Jak nie masz czasu się tym zająć, to po prostu mi powiedz… – przewróciła oczami.
– Nie o to chodzi! Proszę bardzo, już klikam i kupuję! – zdenerwowałam się.
Dni mijały, a ciuchów nie było.
– Co za oszuści! – piekliła się potem teściowa. – Jak tak można?!
– Mówiłam, że przez internet trzeba kupować tylko od sprawdzonych firm – wzruszyłam ramionami.
– Po szkodzie to każdy jest mądry! – ofuknęła mnie.

Podziwiam się, że z nią wytrzymuję

W marcu moja szwagierka zaplanowała, że przyjedzie do nas z dziećmi na kilka dni. Nie widywałyśmy się zbyt często, w końcu dzieliło nas ponad 500 kilometrów. Miałyśmy jednak całkiem niezły kontakt. Obie cieszyłyśmy się, że spędzimy ze sobą trochę czasu.
– Pójdziemy na kawę, do kina – snuła plany Werka. – A może wybierzemy się na zakupy? Zaszalejemy! Dzieci zostawimy z teściową. Chociaż raz i ja ją wykorzystam.
– Jestem za – zaśmiałam się.
W końcu Weronika  przyjechała z dziewczynkami i zaczęła wprowadzać w życie swoje plany.
– To co, zostanie mama jutro z dziećmi? – zaproponowała przy kolacji.
– A wy dokąd się wybieracie? – zapytała podejrzliwie teściowa.
– Chcemy się wybrać na zakupy.
– To może pójdę z wami? – aż jej się oczy zaświeciły.
– No… dobrze Tylko kto się wtedy zajmie maluchami? – spytała Werka.
– Edek, a kto? – teściowa spojrzała na męża, który układał z wnuczkami puzzle na podłodze. – Prawda, Edziu? – zapytała przymilnie.
– Mogę zostać… – wzruszył ramionami ojciec.
Następnego dnia pojechałyśmy do galerii handlowej we trzy.
– Werka, zobacz jakie obłędne buty! – zawołałam szwagierkę.
– Na takim obcasie? – zza regału wychyliła się teściowa. – Gdzie ty w nich pójdziesz?
– Na imprezę! – wtrąciła się Werka. – Niech sobie dziewczyna kupi buty, jakie chce!
– W sumie mama ma rację – zwątpiłam. – Szkoda pieniędzy… Odłożyłam szpilki i poszłam na dział z obuwiem sportowym.
– Jak to nie ma rozmiaru 38?! – awanturowała się tam moja teściowa. – Przecież to taki popularny rozmiar…
– No właśnie, najszybciej schodzi – stwierdziła ekspedientka, ale teściowa była oburzona.
– Mamo, daj spokój – pociągnęłam ją za rękaw.
– Przepraszam panią bardzo – rzuciłam do sprzedawczyni.
– Z nią tak zawsze? – zapytała konspiracyjnym szeptem Weronika, kiedy chwilę później mama poszła szukać toalety.
– No… Dosyć często.
Podziwiam cię, że z nią wytrzymujesz – westchnęła.
– Ja siebie też czasem podziwiam! – zaśmiałam się.

Nie miałyśmy ani chwili tylko dla siebie

Kiedy po zakupach wróciłyśmy do domu, miałam nadzieję, że w końcu znajdę chwilę, żeby spokojnie porozmawiać z Weroniką. Teściowa zajęła się robieniem kolacji, a my usiadłyśmy w dużym pokoju. Nie minęło jednak 10 minut, a przez drzwi zajrzała mama.
– Plotkujecie sobie? – zaszczebiotała.
– Weronika opowiadała mi o pracy – odparłam, już przeczuwając, że nasze „sam na sam” właśnie się skończyło.
– To ja też chętnie posłucham – dosiadła się. – Uwielbiam babskie rozmowy – ucieszyła się, a potem co chwilę dorzucała swoje pięć groszy.
Następnego dnia wymyśliła dla nas nie lada atrakcję.
– A może pomogłybyście mi przejrzeć ubrania w szafie? Już dawno miałam się za to zabrać…
– Akurat dzisiaj musimy to robić?
– A czemu nie? Wszystkie mamy czas, prawda? Poza tym, może wybierzecie sobie coś z moich rzeczy? Mam tam kilka prawdziwych perełek, które żal wyrzucać…
– No dobrze, to chodźmy – wstała Weronika.
Reszta popołudnia upłynęła nam na przeglądaniu sterty starych ciuchów teściowej i doradzaniu jej, co wyrzucić, a co zostawić. Kolejne dni wyglądało podobnie. Zawsze, kiedy chciałyśmy z Werką zrobić coś tylko we dwie, mama natychmiast zjawiała się w pobliżu.
– Wiesz co? Ona ci nigdy nie da spokoju – stwierdziła Werka. – Brakuje jej przyjaciółki…
– Myśli, że ja nią jestem – odparłam, a Werka uśmiechnęła się z politowaniem.
– Może przyjaźń z teściową jest fajna, ale ja wolę trzymać się od niej z daleka. Werka przemęczyła się do końca zaplanowanego pobytu, a potem z ulgą wyjechała. Ja musiałam zostać.
– Edytko, chodź tutaj! Coś mi się stało z odkurzaczem! – zawołała teściowa.
– Już idę, mamo – rzuciłam i zeszłam na dół. No cóż, dopóki mieszkamy razem, musimy sobie pomagać… 

 

Czytaj więcej