„Prawda była taka, że w naszym domu od dawna się nie układało. Właściwie zawsze ktoś z kimś się kłócił. Kiedy rodzice nie krzyczeli na siebie, musieli łagodzić awantury między mną i Robertem, moim starszym bratem. Prawie dziesięć lat różnicy sprawiało, że nie mieliśmy za dużo wspólnych tematów, a i tak musieliśmy się gnieść na dość małej powierzchni mieszkania w bloku”. Justyna, 27 lat
Mama wyglądała kwitnąco, a kiedy rozmowa schodziła na pana Michała, rumieniła się jak nastolatka. Aż miło się na nią patrzyło. Zastanawiałam się, czy aby na pewno powinnam się cieszyć jej nową miłością. W końcu to oznaczało, że nasza rodzina już nigdy nie będzie cała.
Ale prawda jest taka, że w naszym domu od dawna się nie układało. Właściwie zawsze ktoś darł z kimś koty. Kiedy rodzice nie krzyczeli na siebie, musieli łagodzić awantury między mną i Robertem, moim starszym bratem. Prawie dziesięć lat różnicy sprawiało, że nie mieliśmy za dużo wspólnych tematów, a i tak musieliśmy się gnieść na dość małej powierzchni mieszkania w bloku.
Aż w końcu Robert poszedł na studia, a tata postanowił odejść. Okazało się, że kogoś poznał...
Rozwód przebiegł spokojnie, choć długo nie mogłam się pogodzić, że wieczorami nie ma mi już kto pomagać w odrabianiu lekcji. Z drugiej strony dość szybko nauczyłam się akceptować panią Jagodę, chociaż nie była moją ulubienicą. Dwa lata później urodził się mój drugi brat, Janek.
I tylko mama wciąż była sama. Na początku mówiła, że musi odpocząć po tych wszystkich latach użerania się z facetem w domu, a później wpadła w wir obowiązków. Robiła karierę, w końcu mogła rozwinąć skrzydła, zwłaszcza że byłam dość samodzielną nastolatką. Coś mi jednak mówiło, że w głębi duszy czuje się samotna, zwłaszcza kiedy opowiadałam jej, co słychać u taty i jego nowej rodziny.
W końcu jednak trafiła na pana Michała, który też był rozwodnikiem. Spotkali się na jakichś targach branżowych czy coś... W każdym razie zajęło mi trochę czasu, zanim dotarło do mnie, czemu mama spędza większość wieczorów poza domem. Pamiętam, że kiedy o to zapytałam, zaczęła się jąkać i wykręcać, zanim w końcu skapitulowała i powiedziała prawdę.
– To bardzo miły człowiek. Ma córkę w twoim wieku. Właściwie... – zawahała się na moment, po czym wyrzuciła z siebie: – Chcieliśmy się z wami spotkać. Tak we czwórkę. Żeby wszyscy wszystkich poznali... Co ty na to?
Najpierw zrobiło mi się nieswojo, po czym wzruszyłam ramionami i zgodziłam się.
Tydzień później spotkaliśmy się z panem Michałem i Iwoną w restauracji. To było straszne popołudnie. Żadne z nas nie miało apetytu, więc grzebaliśmy tylko w swoich daniach, mierząc się ostrożnymi spojrzeniami. Nawet jeśli ktoś próbował opowiedzieć jakiś żart, w połowie gubił wątek i wracaliśmy do milczenia. To spotkanie okazało się trudniejsze niż mój pierwszy obiad z tatą i panią Jagodą.
Tego wieczora po raz pierwszy od dawna zadzwoniłam do brata. Kiedy opowiedziałam mu o nowym chłopaku mamy, zaśmiał się tylko:
– Siostrzyczko, nie jesteś już dzieckiem, więc nie widzę, w czym masz problem.
Skrzywiłam się. Przecież nie chodziło o to, że miałam jakiś szczególny kłopot, sam pan Michał zrobił na mnie całkiem dobre wrażenie. Po prostu coś się zmieniało, a ja nie wiedziałam, czy jestem gotowa...
Kiedy się rozłączyłam, telefon rozdzwonił się ponownie. Tym razem dzwonił tata, który bardzo potrzebował pomocy. Chciał zabrać Jagodę do kina, a w tym czasie ktoś musiał się zająć Jasiem...
Następnego dnia urwałam się z lekcji i nieco bez celu włóczyłam się po naszym mieście. W końcu usiadłam w parku i wyjęłam szkicownik. Nie byłam żadnym Picasso, ale lubiłam rysować. Tak bardzo skupiłam się na tworzonym rysunku, że nawet nie zauważyłam, kiedy ktoś nade mną stanął. Gdy usłyszałam „cześć”, prawie krzyknęłam z zaskoczenia.
Podniosłam głowę i zobaczyłam Iwonę, córkę pana Michała. Z uwagą patrzyła to na mnie, to na mój rysunek.
– Fajny – oceniła w końcu, uśmiechając się nieśmiało. – Sorry, że zawracam ci głowę. Po prostu jeśli twoja mama nawija o moim tacie tyle samo, co on o niej, to istnieją pewne obawy, że zaczniemy ze sobą spędzać dość dużo czasu.
Zaśmiałam się, robiąc jej miejsce na ławce. Jej bezpośredniość była całkiem miła.
A później zaczęła się klasa maturalna. Okazało się, że planujemy składać papiery na różne uczelnie w tym samym mieście, więc perspektywa wspólnego mieszkania była nawet kusząca... Ale zanim na dobre zaczęłyśmy się tym zajmować, mama i Michał z szerokimi uśmiechami poinformowali nas, że się zaręczyli!
Iwona i ja zaczęłyśmy żartować o roli, jaką będziemy pełnić na ślubie. Ale na skromnej ceremonii pojawił się też tata z nową rodziną, Robert z moją ciężarną szwagierką...
„Jak widzisz, masz teraz całkiem sporo bliskich”, powiedziałam Iwonie, a ona uśmiechnęła się nieco nieśmiało.
Przez całe studia mieszkałyśmy razem w wynajmowanych mieszkaniach, aż w końcu los nas rozdzielił. Ja wyjechałam za granicę na staże, gonić moje marzenia i pasje, a Iwona znalazła sobie partnera, z którym zamieszkała. Ale nigdy nie straciłyśmy kontaktu.
Teraz przygotowuję się do odpowiedzialnego zadania. Będę świadkiem na jej ślubie i będę musiała pilnować obrączek. A przecież to Iwona jest tą bardziej rozsądną i odpowiedzialną z naszej dwójki, więc cały czas mi to wypomina.
– Nie zgub się w drodze do ołtarza, siostro – uśmiecha się, wypowiadając to ostatnie słowo z prawdziwą satysfakcją.