"Na złość byłemu mężowi jestem szczęśliwa i zakochana. Nareszcie wiem, co lubię!"
Fot. 123 RF

"Na złość byłemu mężowi jestem szczęśliwa i zakochana. Nareszcie wiem, co lubię!"

"Kiedy po dziesięciu latach wspólnego życia mój mąż niespodziewanie zażądał rozwodu, byłam w szoku i nawet nie protestowałam. Chciałam zachować twarz. Dopiero gdy zobaczyłam go po rozprawie, jak uradowany biegnie do swojej nowej dziewczyny, rozsypałam się. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że ja też wkrótce spotkam nową miłość, uznałabym to za okrutny żart...!" Marysia, 33 lata

 

 

Wyszłam z sali sądowej zdruzgotana. Ciężko mi było uwierzyć, że to już koniec. Przecież byliśmy ze sobą dziesięć lat! „I już po wszystkim?”, myślałam z niedowierzaniem.

Mój były mąż był teraz szczęśliwy

Przez cały czas starałam się zachować twarz. Jednak gdy zobaczyłam, jak Robert wychodzi z sądu uradowany i pada w objęcia Sylwii, swojej nowej miłości, łzy zapiekły mnie pod powiekami. Odwróciłam się na pięcie i uciekłam do samochodu. Nie chciałam, by widzieli mój ból i upokorzenie. Wracając do domu, ciągle miałam przed oczyma roześmianą twarz byłego już męża. Wyglądał, jakby zerwał się z łańcucha. A przecież ja go tak kochałam! Niczego nie podejrzewałam, więc gdy powiedział, że chce rozwodu, nogi się pode mną ugięły. Myliłby się jednak ten, kto pomyślałby, że zrobiłam mężowi awanturę albo że błagałam go, by został. Skamieniałam i zdołałam powiedzieć tylko:
– Skoro tego właśnie chcesz...
Robert spojrzał na mnie zdziwiony. Chyba spodziewał się dantejskich scen. Ja jednak nie umiałam okazać całego bólu i wściekłości, jakie we mnie buzowały. Dopiero teraz, pod budynkiem sądu, gdy zobaczyłam go w objęciach tej pięknej dziewczyny, coś we mnie pękło.

Życie straciło dla mnie sens

Nie mieliśmy dzieci. Zostałam sama. Moi rodzice mieszkają daleko, nie mam rodzeństwa, a znajomi się wykruszyli, bo utrzymywaliśmy kontakt głównie z tymi ze strony męża. Poczułam się przeraźliwie samotna, gdy wróciłam do pustego mieszkania. Miałam wrażenie, że jestem jak zużyty, niepotrzebny przedmiot. Mijały dni i tygodnie, a ze mną nie było lepiej, wręcz przeciwnie, czułam coraz większą pustkę. Zajęłam się pracą, bo co niby miałam robić? W biurze przynajmniej mogłam skupić się na obowiązkach, zamiast rozmyślać o moim beznadziejnym życiu.
– Marysiu, nie gniewaj się, ale marnie wyglądasz – powiedziała mi pewnego dnia koleżanka. Odruchowo spojrzałam w lustro. Faktycznie, miałam odrosty, niedbały makijaż na ziemistej cerze i malownicze sińce pod oczami.
– Dla kogo tu się stroić? – odpowiedziałam gorzko.
– Dla siebie kochana, zrób to dla siebie – powiedziała Kasia.
– Tylko po co?
– Rozwód boli. To normalne. Potrzebujesz czasu, by dojść do siebie, ja to doskonale rozumiem. Ale musisz wziąć się w garść i zrobić coś, o czym zawsze marzyłaś. Ja na przykład po rozwodzie nauczyłam się jeździć na nartach – wyznała. Skrzywiłam się, jakoś nie przemawiały do mnie te dyrdymały.
– Może...
– Zobaczysz, jeszcze spotkasz kogoś lepszego niż Robert. A na razie zaopiekuj się sobą – poradziła.

Chciałam skończyć z rozpamiętywaniem

Przyszedł weekend. Siedziałam w fotelu z laptopem na kolanach i oglądałam zdjęcia z nowego życia Roberta. Każde było jak nóż w serce. „Koniec z tym, muszę się czymś zająć, bo zwariuję!”, postanowiłam i zaczęłam od fryzjera. Bo to najprostsze. Ten krok nie odmienił mojego życia, ale o wiele milej zerkało mi się w lustro. Potem zaczęłam się zastanawiać, co właściwie mogłabym zrobić. Niestety, skończyło się to dość smutną refleksją. Od dawna nie miałam własnych zainteresowań. Oglądałam seriale, które polecał Robert, najbardziej lubiłam spędzać czas w domu, zawsze z nim, gotować mu, jeździć z nim na wycieczki rowerowe. Ja za rowerem nie przepadałam, ale uznałam, że się przekonam, bo skoro mąż uwielbia... Nagle poczułam, jak rośnie we mnie bunt. Kierowana impulsem poszłam po rower i zrobiłam kilka zdjęć, a potem wrzuciłam je na serwis sprzedażowy. „Nie będę już na nim jeździć, co to, to nie!”, stwierdziłam z mieszaniną satysfakcji i smutku. Godzinę później zadzwonił telefon.

Rower chciał kupić pewien przystojniak

– Dzień dobry, ja w sprawie roweru. Chciałem się dowiedzieć, co jest z nim nie tak – usłyszałam.
– Wszystko z nim w porządku, tak jak pisałam – odpowiedziałam oburzona. – Skąd pomysł, że coś zataiłam?!
– No wie pani, ten rower, na moje oko, jest wart o wiele więcej – powiedział mężczyzna. – Dlatego zupełnie nie rozumiem, skąd wzięła się taka atrakcyjna cena – stwierdził zdumiony. Zanim ugryzłam się w język, odpowiedziałam:
– Na złość byłemu mężowi mogę oddać ten rower nawet za darmo! Po drugiej stronie słuchawki zapadła głucha cisza, a potem zabrzmiał szczery śmiech.
– Teraz wszystko jasne! Mógłbym przyjechać go obejrzeć? – zapytał facet, a ja z ochotą się zgodziłam i podałam mu adres. Gdy przyjechał, zobaczyłam uśmiechniętego mężczyznę z figlarnym błyskiem w oku. Ze zdziwieniem odnotowałam, że moje serce zabiło jakoś szybciej. Zrobiło mi się głupio. Przywitałam się, odpowiadałam na jego pytania, starałam się podtrzymać rozmowę, ale nie mogłam przestać patrzeć w jego orzechowe oczy. Nie poznawałam sama siebie. „Uspokój się, kochana, na pewno ma dziewczynę albo żonę i to dla niej kupuje ten rower”, łajałam się w myślach. Kiedy powiedział, że to prezent dla siostry, poczułam niewysłowioną ulgę i... radość. Gdy dobiliśmy targu, Karol zaproponował:
– Co pani powie na kawę? Zapłaciłem za rower skandalicznie mało, więc stać mnie nawet na szarlotkę do tej kawy.
Nie mam pojęcia, dlaczego się zgodziłam. To zupełnie nie było w moim stylu! Podobnie jak to, że po kawie wylądowaliśmy w moim mieszkaniu i Karol został na noc.

Obudziłam się obok obcego mężczyzny i...

Poranek był surrealistyczny. Obudziłam się obok niemal obcego mężczyzny, ale nie czułam się z tym źle. Wręcz przeciwnie! Dawno nie byłam taka szczęśliwa! Patrzyłam na Karola i choć rozum mocno protestował, intuicja podpowiadała mi, by się nie opierać tej magii. Gdy Karol otworzył oczy, niemal natychmiast zapytał:
– Mogę z tobą dzisiaj zostać?
– Inaczej bym się obraziła – odparłam ze śmiechem.
Od mojego rozwodu minął rok, a ja jestem zupełnie inną kobietą. Popracowałam nad tym, by wyjść ze swojej skorupy. Nareszcie wiem, co lubię robić w życiu i co jest dla mnie dobre. Z Karolem świetnie nam się układa. Ale nie skupiam całej uwagi na nim. Każde z nas ma swoją przestrzeń. On lubi majsterkować w garażu, a ja wtedy ćwiczę jogę. Wieczorami spieramy się o to, jaki film obejrzymy. Nie wstydzę się przyznać, że od kina francuskiej Nowej Fali zdecydowanie wolę komedie romantyczne. Karol nie ma nic przeciwko. W zamian za to ja oglądam z nim krwawe horrory, choć potem boję się wyjść po zmroku z domu. To nic, przynajmniej mam pretekst, by zaprosić go na spacer. Dobrze nam razem. Nie wiem, czy tak będzie zawsze, ale cieszę się z tego, co jest. Bo mam Karola, ale przede wszystkim, pierwszy raz od lat, mam siebie... I pomyśleć, że z chęci zrobienia na złość byłemu mężowi narodziło się coś tak dobrego...

 

Czytaj więcej