"Kiedy przyjechałam do synowej, po raz setny pomyślałam z rozpaczą, że mój Pawełek zasługuje na lepszą towarzyszkę życia. Bardziej zaradną, gospodarną, no i z lepszej rodziny. To jasne, że córka krawcowej nie wie, jak powinien wyglądać dom lekarza... – Będzie mama miała nową synową – powiedziała nagle Małgośka. – Synową marzenie, z lekarskiego klanu – powtórzyła. – Co ty bredzisz? – wydusiłam z siebie... Przeżyłam szok, gdy wyjaśniła, o co jej chodzi." Lidia, 61 lat
Omiotłam spojrzeniem stół, potem rzuciłam okiem na podłogę i przyjrzałam się oknom. No tak, po kątach walały się koty z kurzu, a przez szyby prawie nie było widać słońca.
Westchnęłam w duchu i po raz setny pomyślałam z rozpaczą, że mój Pawełek zasługuje na lepszą towarzyszkę życia. Bardziej zaradną, gospodarną, no i z lepszej rodziny. To jasne, że córka krawcowej nie wie, jak powinien wyglądać dom lekarza.
– Zawodzi u ciebie organizacja pracy, moja droga… – Uśmiechnęłam się lodowato. – Gdybyś była systematyczna, wszystko by tu lśniło, zapewniam cię.
– Gdyby Paweł mi pomagał, pewnie by lśniło. Niech mama nie zapomina, że ja także pracuję i zajmuję się dzieckiem – odparła chłodno. – Pawłowi korona by z głowy nie spadła.
– Nie myślisz chyba, że mój syn będzie mył podłogę! – roześmiałam się w głos. – Dobre sobie, doktor Paweł pucuje dom jak pierwsza lepsza sprzątaczka!
– Nie musi – odparła Małgośka. – Ale może na przykład kupić proszek do prania i wyprać swoje gacie.
– Jak ty się wyrażasz! – huknęłam na nią. – Ale czego ja się mogę spodziewać po córce fryzjera i krawcowej?! No czego?
Odwróciłam się, bo nie miałam ochoty patrzeć na tę durną dziewuchę, która bezczelnie wkręciła się do naszej rodziny. Od początku wiedziałam, że ciąża to był perfidny plan, by złapać mojego Pawła.
– Marzyłam o innej synowej – powiedziałam głośno.
Małgośka podniosła się z kanapy. Oparła się o parapet i założyła ręce na piersiach. Uśmiechnęła się pod nosem.
– Wiem – odezwała się w końcu. – Marzenie mamy wkrótce się spełni.
Wpatrywała się we mnie spokojnym, obojętnym wzrokiem. W jej oczach było coś takiego, że poczułam się nieswojo.
– Słucham? – zdziwiłam się. – Nie rozumiem, o czym mówisz.
– O tym, że będzie mama miała nową synową – powiedziała. – Synową marzenie, z lekarskiego klanu.
– Co ty bredzisz? – wydusiłam z siebie.
– Paweł ma kochankę. Pracują razem w klinice – wyznała Małgorzata.
Z wrażenia wstrzymałam oddech i złapałam się za serce.
– Ich romans trwa pół roku – roześmiała się. – Walczyłam o męża. Prosiłam, tłumaczyłam, ale Paweł nie zamierza rezygnować ze swojej wolności w imię rodziny. Najważniejsze, żeby jemu było dobrze. Tak został wychowany, nieprawdaż?
– I co postanowiłaś? – z trudem wypowiedziałam te słowa.
– Zwrócę Pawłowi wolność, na której mu tak zależy. – Małgośka wykrzywiła się do mnie ironicznie. – Będzie pani zachwycona, pani Lidio – synowa nagle zaczęła zwracać się do mnie oficjalnie. – W końcu los się do pani uśmiechnął.
Poderwałam się z miejsca i zaczęłam nerwowo chodzić w tę i z powrotem. W głowie miałam mętlik. Wreszcie stanęłam przed synową i powiedziałam kategorycznie:
– W naszej rodzinie nie ma rozwodów. To tylko chwilowe zauroczenie. Jak przyszło, tak i odejdzie. Nie histeryzuj, moja droga! – krzyknęłam na nią. – W każdym małżeństwie zdarzają się kryzysy. Trzeba mieć krótką pamięć, a czasami słaby wzrok – próbowałam mówić spokojnie.
– Może panią stać na to, żeby czegoś nie widzieć albo nie słyszeć, ale ja nie mogłabym tak żyć. – Małgosia potrząsnęła głową. – Za bardzo siebie szanuję.
W milczeniu przyglądałam się, jak synowa kieruje się do wyjścia. Zarzuciła torbę na ramię i położyła klucze na stole.
– Już mi nie będą potrzebne – powiedziała i wyszła.
Zostałam sama. Przeszłam się po mieszkaniu i zobaczyłam, że wszystkie rzeczy Gosi i mojego wnuka zniknęły! Z trudem do mnie docierało, że Paweł nie ma już rodziny.
Wróciłam do siebie i opowiedziałam o wszystkim Ludwikowi. Nie kryłam emocji, które wciąż mną targały. Inaczej było z moim mężem.
– E tam. Fanaberie! – Lekceważąco machnął ręką. – Małgosia parę dni będzie obrażona, postroi fochy, pokrzywi się i jej przejdzie. Sama wiesz, jak to jest...
Ludwik przewrócił stronę gazety i zagłębił się w lekturze. A ja milczałam. Z każdą chwilą było mi coraz ciężej.
Nagle mąż oderwał wzrok od czasopisma i uśmiechnął się.
– Zapomniałem ci powiedzieć, że dziś rozmawiałem z Jurkiem, zgodził się pomóc – powiedział z zadowoleniem.
– Ale w czym? – zapytałam zdziwiona.
– Nie możemy zapominać, że nasza synowa również jest lekarzem. Awans pomoże jej zapomnieć o wyskoku Pawła – dodał spokojnie.
– Wiedziałeś, że Paweł ma kochankę? – wykrztusiłam drżącym głosem. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
– Och, moja droga! Nic nie mówiłem, bo i po co? – roześmiał się niefrasobliwie. – Taki romansik to zwykła rzecz. Nie warto się tym przejmować!
– A ty znasz tę kobietę? – zapytałam.
– Tak. To zdolna lekarka, a do tego atrakcyjna kobieta. – Cmoknął z uznaniem. – Nie dziwię się, że Paweł stracił dla niej głowę.
Ludwik odwrócił się ode mnie, dając do zrozumienia, że rozmowa jest skończona.
Poszłam do kuchni i sięgnęłam po swoją komórkę. Wybrałam numer. Chwilę trwało, zanim usłyszałam głos synowej.
– Dobry wieczór, Małgosiu – zaczęłam.
– Dobry wieczór – odpowiedziała, nie kryjąc zaskoczenia. – Czy coś się stało?
– Proszę, wysłuchaj mnie – zaczęłam delikatnie. – Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że dobrze zrobiłaś i że zazdroszczę ci tej decyzji. Mnie nie było na nią stać – dodałam, a głos uwiązł mi w gardle.
Po chwili mogłam mówić dalej. Jej pierwszej powiedziałam, że Ludwik zdradził mnie miesiąc po ślubie. Gorąco wierzyłam, że to był przypadek, który nigdy się nie powtórzy. Wierzyłam, bo chciałam wierzyć. Jednak pojawiały się kolejne kobiety. Dziś już nawet nie pamiętam, ile pań przewinęło się przez moje życie. A ja na wszystko się godziłam. Nie umiałam zrezygnować z bycia panią doktorową. Urodziłam Pawła, zajęłam się jego wychowaniem i prowadzeniem domu.
Powiedziałam Gosi, że jest odważna i życzę, żeby miała siłę żyć tak, by nigdy niczego nie żałować. Urwałam na chwilę, synowa też długo się nie odzywała.
– Paweł jest moim synem i nic tego nie zmieni. Kocham go i tak będzie zawsze – zaczęłam znowu. – Ale nie mam już złudzeń. On będzie żył tak, jak jego ojciec. Będzie też wymagał od swojej żony, by zachowywała się tak, jak ja.
– Ja nie potrafię i nie chcę się na to zgodzić – szepnęła synowa.
– Wiem – dodałam cicho. – Zasługujesz na kogoś lepszego niż mój Paweł.
Odłożyłam telefon i otarłam łzę, która spłynęła mi po policzku. Odwróciłam się i zobaczyłam Ludwika. Stał w drzwiach i przyglądał mi się w skupieniu.
– Nic już nie będzie tak jak dawniej. – Spojrzałam mu głęboko w oczy. – Oboje się przekonamy, że życie można zacząć i po sześćdziesiątce.
Minęłam go i poszłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi.