"Byłem pewien, że jesteśmy świetnym małżeństwem. Było nam dobrze, pod każdym względem – w łóżku, w domu, w życiu. Zastanawiałem się tylko, dlaczego Magda tak dużo wolnego czasu spędza przed komputerem. Prawdę odkryłem przypadkiem..." Krzysztof, 32 lata
Moją żonę, Magdę, poznałem dwa lata temu na portalu randkowym. W dzisiejszych czasach to już chyba nic dziwnego. Wielu moich znajomych właśnie w ten sposób próbuje szukać swojej drugiej połówki, choć oczywiście z różnym skutkiem. Przyznam szczerze, że ja miałem niesamowite szczęście.
Już po pierwszej randce wiedziałem, że to jest właśnie kobieta, na którą czekałem całe życie... Rozumieliśmy się bez słów. Mieliśmy to samo poczucie humoru, podobne zainteresowania, takie same poglądy na wiele rzeczy... Ja zawsze pragnęłam prostego, zwyczajnego życia, nie ciągnął mnie wielki świat, modne kurorty ani wielka kariera. Ona twierdziła podobnie. Była piękną, ale skromną dziewczyną, i chyba to najbardziej mnie w niej ujęło.
– Wiesz, marzę o tym, żeby mieć dużą rodzinę – wyznała mi Magda na którymś z kolejnych spotkań. – Sama dorastałam jako jedynaczka, i zawsze pragnęłam mieć rodzeństwo... Bardzo chciałabym mieć przynajmniej trójkę dzieci...
– Ja też zawsze tego pragnąłem – chwyciłem jej dłonie w swoje i pocałowałem. – Ja z kolei wychowałem się w domu bez taty. Miałem trzech braci, w dodatku mieszkaliśmy z dziadkami, więc wyobrażasz sobie, co się działo – uśmiechnąłem się do wspomnień. – Ale nikt nigdy nie był sam, czułem wsparcie mamy, rodzeństwa, wszystkich... Zawsze mogliśmy na siebie liczyć, zresztą tak jest do tej pory. Jesteśmy z braćmi jak trzej, a raczej czterej muszkieterowie. Nie wyobrażam sobie, żeby dom był pusty.
– I koniecznie psa. Labradora – rozmarzyła się Magda. – Takiego, z którym można by chodzić na długie spacery, i który będzie łagodny dla dzieci.
– O tak, psa koniecznie – przytaknąłem. – I damy mu na imię Karo.
– My? – popatrzyła na mnie nieśmiało.
– Tak – poczułem, że robię się czerwony. – Nie będę ukrywał, że zakochałem się w tobie na zabój, Magdaleno – wyznałem. – I już nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
Magda popatrzyła mi prosto w oczy i odpowiedziała:
– Ja też, Krzysztofie. Do tej pory jeszcze nigdy nie spotkałam tak wspaniałego mężczyzny.
Wiedziałem, że nie będę dłużej szukać. Oświadczyłem się jej pewnego pięknego, słonecznego dnia podczas wyjazdu nad morze. Tak zwyczajnie, w trakcie spaceru po plaży, wyciągnąłem pierścionek z niebieskim oczkiem.
– Czy zostaniesz moją żoną? Na dobre i na złe? – zapytałem, klękając w piasku.
Wokół nas zgromadził się tłum gapiów, ale ja nie zwracałem na to uwagi. Magda wyglądała na zaskoczoną, ale przyjęła oświadczyny. Pobraliśmy się dokładnie pół roku później. Nasz ślub był skromny, bo tak sobie zaplanowaliśmy. W podróż poślubną wybraliśmy się oczywiście nad nasz Bałtyk.
– Nigdy nie znudzi mi się to miejsce, ty mi się nigdy nie znudzisz... – szeptała mi do ucha żona podczas naszych namiętnych nocy w pokoiku wynajętym w niewielkim pensjonacie. Wtedy wydawało mi się, że złapałem Pana Boga za nogi. Miałem szczęśliwe życie, wspaniałą kobietę, pracę, którą lubiłem, małe, ale własne mieszkanko... Czego mogłem chcieć więcej?
Widziałem, że Magda wzbudza zainteresowanie innych mężczyzn. Trudno było tego nie zauważyć. Czasem nawet słyszałem jakieś dwuznaczne komentarze, dotyczące jej wyglądu, figury, zachowania. Tym bardziej wtedy pękałem z dumy, że jest tylko moja, że to ja ją obejmuję, gdy idziemy razem, że to mnie całuje z uśmiechem, gdy powiem jej komplement... Chciałem, żeby mi zazdrościli, bo naprawdę było czego... Zresztą, ufałem Magdzie bezgranicznie, bo dla mnie podstawą miłości jest zaufanie... Zawsze była dla mnie wspaniałą żoną, kochanką, przyjacielem. Naprawdę nigdy nie mogłem jej nic zarzucić. Ja też zawsze starałem się być dla niej dobrym mężem. Uwielbiam gotować i to ja zwykle przygotowywałem dla nas posiłki. Nie boję się sprzątać w domu, prasuję swoje koszule, robię pranie. Wyniosłem to z domu, bo od małego każdy z naszej czwórki miał jakieś obowiązki, i wypełnialiśmy je bez narzekania. Było nam dobrze, pod każdym względem, w łóżku, w domu, w życiu. Niestety, do czasu...
Po kilku miesiącach od naszego ślubu dostałem kilka nowych zleceń, więc spędzałem w pracy trochę więcej czasu. Bywało, że wracałem do domu dosyć późno. Często wtedy zastawałem Magdę przed komputerem.
– Co robisz, kochanie? – zapytałem ją kiedyś po powrocie do domu.
– Ach, nic takiego – Magda szybko zamknęła laptopa. – Takie tam babskie strony oglądam z ciuchami i bielizną.
– Robisz jakieś zakupy? Pokażesz mi? – zapytałem.
– Nie, to będzie niespodzianka – uśmiechnęła się figlarnie.
– Już nie mogę się doczekać – pocałowałem ją w kark.
– Idę się położyć, dołączysz do mnie? – zaproponowałem.
– Nie, jeszcze chwilkę posiedzę – uśmiechnęła się. – Dobranoc.
O tym, dlaczego tak naprawdę moja żona spędza tyle czasu przed komputerem, dowiedziałem się przypadkiem. Magda odeszła na chwilę sprzed ekranu laptopa, bo nie mogła znaleźć ładowarki do telefonu. Ja szukałem czegoś w szufladzie biurka i mój wzrok padł na ekran. Wyglądało na to, że Magda była zalogowana na portalu randkowym!
– Kochanie, możesz mi to wyjaśnić? – zapytałem, niedowierzając własnym oczom.
Żona zbladła, ale szybko powiedziała:
– Ech, no co ty, zalogowałam się na swoje stare konto, żeby usunąć profil.
– To jeszcze tego nie zrobiłaś? – zdziwiłem się. – Znamy się już przecież prawie dwa lata, ja już dawno zapomniałem, że w ogóle miałem tu swoje konto...
– Tak, przepraszam, wiem, że to głupie... Ale teraz już mnie tam nie ma i nigdy nie będzie – wyjaśniła i zarzuciła mi ręce na szyję. – Co powiesz na romantyczny wieczór z winem i miłym, rozgrzewającym masażem? – zaproponowała. – No i z małą niespodzianką...
Gdy zobaczyłem żonę w skąpej, koronkowej bieliźnie, szybko zapomniałem o sprawie portalu randkowego. I pewnie nigdy nie wracałbym do tego, gdy nie coś, co nagle mnie zaniepokoiło. Zauważyłem, że żona zaczęła dostawać dużo SMS-ów. Ciągle też nosiła telefon przy sobie, nawet wtedy, gdy wychodziła do toalety.
– Po co ci komórka w łazience? – zapytałem kiedyś pół żartem, pół serio. – Robisz sobie makijaż, korzystając z instrukcji na YouTubie? – zaśmiałem się.
– Co ty taki podejrzliwy się zrobiłeś? – zaatakowała mnie Magda. – Mam dosyć tej twojej inwigilacji!
Poczułem się zbity z tropu. Żona nigdy jeszcze nie odzywała się do mnie w ten sposób.
– Przepraszam, kochanie, nie miałem nic złego na myśli – wyjaśniłem. – Ufam ci, przecież wiesz... – dodałem.
– No i dobrze – ucięła Magda. – Ja nie mam się z czego tłumaczyć...
Niestety, koniec końców okazało się, że żona jednak ma coś na sumieniu.
Pewnego dnia wyszedłem wcześniej z pracy. Przechodząc przypadkowo obok kawiarni na drugim końcu miasta, dostrzegłem moją Magdę w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Od razu wszedłem do środka. Na mój widok żona zamarła.
–Cześć, kochanie, co tu robisz? – pocałowałem ją w policzek.
– Kto to jest, Madziu? – zapytał mężczyzna, wskazując na mnie.
– To jest, to jest... – zaczęła się jąkać.
– Jestem mężem Magdy. A pan to...? – zapytałem.
– Mężem, jakim mężem? Przecież my poznaliśmy się tydzień temu na portalu, dzisiaj umówiliśmy się na randkę. Czemu mi nie powiedziałaś?! – rzucił wściekły do Magdy. – Co za dziwka... – mruknął tylko i w pośpiechu wyszedł z kawiarni.
– Możesz mi to wytłumaczyć? – zapytałem, patrząc jej prosto w oczy.
Żona uśmiechnęła się nieśmiało.
– Kochany, robisz z igły widły. Tak, to prawda, od czasu do czasu rozmawiam z różnymi mężczyznami w internecie, albo umawiam się z nimi na kawę... Ale to wszystko tylko niewinne flirty. To naprawdę nic nie znaczy. Ty jesteś dla mnie najważniejszy...
Nie mogłem uwierzyć, w to, czego się dowiedziałem... Choć zaklinała się, płakała, obiecywała, że nigdy więcej już tego nie zrobi, tamtego dnia wyprowadziłem się z domu do przyjaciela. Nie wiem, czy umiem jej przebaczyć, choć cały czas bardzo ją kocham...