"Nigdy nie myślałem, że potrafię na serio się zakochać. Moja strategia była prosta: rozpalić dziewczynę do czerwoności i zostawić z pragnieniem. Tym razem jednak poczułem, że może być inaczej. Najpierw zaintrygowało mnie jej imię... Miało w sobie zapowiedź czegoś szalonego. To, co się działo później, przeszło moje najśmielsze oczekiwania!" Marek, 28 lat
Poznaliśmy się na urodzinach u kolegi, była jego koleżanką z pracy. Na imprezę przyszła sama. Przetańczyliśmy całą noc, a potem odprowadziłem ją do domu. Nie posunąłem się dalej. To był jeden z elementów mojej strategii: rozpalić dziewczynę do czerwoności i zostawić z pragnieniem.
W nocy mi się śniła... Dotykała mnie delikatnie, całowała... Postanowiłem ją zdobyć. Zacząłem od numeru telefonu, o który specjalnie „zapomniałem” ją poprosić. Wydobyłem go od Krystiana, gospodarza imprezy. Zadzwoniłem następnego dnia. Mirella umówiła się ze mną, nie kryjąc radości. Po randce poszliśmy do mnie. Ledwie przekroczyliśmy próg mieszkania, rzuciłem się na nią jak tygrys. Kiedy zdarłem z niej ubranie, wpadłem w zachwyt. Mirella była zbudowana jak bogini. Bardzo mi się podobała. Dałem z siebie wszystko, żeby była zadowolona, i najwyraźniej mi się udało. – Było cudownie – wymruczała, gdy leżeliśmy wyczerpani na podłodze. Poczułem się jak superman.
– Kiedy to powtórzymy? – zapytałem.
– Kiedy zechcesz... – wyszeptała.
Korzystałem z tej obietnicy przez kilka następnych tygodni. Kochaliśmy się na podłodze, w wannie, w kuchni, w samochodzie... Spodobało mi się. Przestałem rozglądać się za innymi babkami, co wcześniej mi się nie zdarzało.
– Może pójdziemy do kina? – zapytała któregoś razu, gdy zadzwoniłem z propozycją wspólnej nocy.
– Dobrze – odparłem. Świetnie wiedziałem, dlaczego Mirella to zaproponowała. Chciała mieć potwierdzenie, że nie chodzi mi tylko o seks, ale że chcę z nią robić również inne rzeczy. Poszliśmy więc do kina. Kiedy indziej do restauracji, do teatru. Czułem się z nią coraz lepiej także poza łóżkiem.
Mijały miesiące, a my spotykaliśmy się coraz częściej. Bez żadnych deklaracji, co mi odpowiadało. Kobiety, które miałem wcześniej, zawsze po kilku miesiącach trwania związku domagały się ode mnie wyznania miłości. Nigdy nie powiedziałem żadnej, że ją kocham. Nie mówiłem tego także Mirelli. Myślałem już, że znalazłem idealną kobietę, która podchodzi do związków tak jak ja. Myliłem się jednak.
– O co ci chodzi w życiu? – któregoś dnia Mirella zapytała nieoczekiwanie.
– O miłość... – uśmiechnąłem się.
– Marek! – zaczerwieniła się. – Ja nie o tym. Pytam poważnie.
– Poważnie? – zastanowiłem się. – Zabawa. Wino, kobiety i śpiew – rozłożyłem szeroko ręce.
– I żadnych zobowiązań? – zapytała ciszej, wbijając wzrok w ziemię.
– Żadnych – potwierdziłem. Wiedziałem, że to było okrutne, ale za bardzo lubiłem Mirellę, żeby ją okłamywać.
– Czego zatem oczekujesz od tego związku? – spytała.
– Już powiedziałem. Zabawy. – A czego ty oczekujesz? – spytałem po długiej chwili milczenia.
– Czegoś więcej – uśmiechnęła się smutno. – Czegoś więcej...
Wtedy zdałem sobie sprawę, że ona już od kilku dni jest jakaś nieswoja. Pewnie rozmyślała o nas, przygotowywała się do tej rozmowy. „I dobrze, że wreszcie się odważyła. Sam bym nie zaczął, a tak... przynajmniej sytuacja jest jasna...”, myślałem.
– Nie mogę dać ci nic więcej – uściśliłem. – Nie chcę się ustatkować. Może kiedy skończę trzydzieści lat, ale teraz jest na to dla mnie za wcześnie... Nie czuję się jeszcze gotowy na stały związek. Jestem panem siebie i swojego czasu.
– Rozumiem... – szepnęła.
– A ja rozumiem, że tobie taki układ może się nie podobać – dodałem. Wiedziałem, że nie mam prawa jej do niczego zmuszać. Jednak głupio się czułem, bo zdałem sobie sprawę, że ta rozmowa oznacza rozstanie. A ja mimo wszystko nie chciałem się rozstawać z Mirellą... Było nam doskonale w łóżku i dobrze poza nim. Żałowałem, że ona nie jest taka jak ja. Że nie potrafi po prostu cieszyć się chwilą, bawić się bez zobowiązań...
Mirella wyszła ode mnie i już nie wróciła. Brakowało mi jej ciała, wesołego śmiechu, poważnego spojrzenia. Ale cóż... Musiałem sobie z tym poradzić, bo na to, czego ona chciała, nie czułem się gotowy. Mierziła mnie myśl o stałym związku. Dla mnie były to tłumaczenia, gdzie idę i po co, wyrzuty, że spojrzałem na inną, a potem jeszcze małżeństwo. Bo tak pewnie by się stało...
Po rozstaniu z Mirellą rzuciłem się w wir przygodnych znajomości. Na chwilę zapominałem, ale tylko po to, by zaraz zatęsknić. Bo żadna nie dorównywała Mirelli. Dwa tygodnie po rozstaniu zadzwonił Krystian. Jego głos był roztrzęsiony.
– Marek, nie wiem, jak ci to powiedzieć... – zaczął. – Słuchaj...
– O co chodzi?
– O Mirellę... Miała wypadek. Samochód ją potrącił, kiedy szła do pracy. Jest nieprzytomna...
„Boże jedyny!”, przeraziłem się. „To może być coś poważnego”.
– Jak do tego doszło? W jakim ona jest stanie? W którym szpitalu leży? – zasypałem Krystiana pytaniami.
W klinice skłamałem, że jestem narzeczonym Mirelli. Wszedłem na salę, a pielęgniarka poszła po lekarza. Mirella była blada i leżała nieruchomo. Cholernie się przestraszyłem. Jednak lekarz powiedział, że ogólny stan Mirelli jest dobry, ma tylko potłuczone plecy, zwichniętą nogę i wstrząśnienie mózgu.
– Na szczęście maleństwu nic się nie stało – zakończył.
Przez chwilę nie rozumiałem. Myślałem, że mówi „maleństwo” o Mirelli, ale... Ona miała prawie metr osiemdziesiąt wzrostu!
– Jak to „maleństwu”? – odwróciłem się gwałtownie.
– Oho – doktor uśmiechnął. – To pan nic nie wie? Przecież będzie pan ojcem!
– Co?!
– Trzeci miesiąc. Ciąża rozwija się prawidłowo, wypadek jej nie uszkodził.
Jakbym dostał obuchem w głowę. Trzy miesiące temu Mirella spotykała się ze mną, więc to było moje dziecko... Usiadłem obok łóżka Mirelli i ukryłem twarz w dłoniach.
– Marek? – usłyszałem po chwili. Podniosłem głowę i popatrzyłem jej w oczy. Był w nich strach.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi o dziecku? – wychrypiałem.
– A czy ty chciałeś wiedzieć? Czy gdybym powiedziała ci o ciąży, to by coś zmieniło? – zapytała po chwili Mirella. – Nie chciałeś mnie, a ja nie chciałam cię szantażować dzieckiem...
Poczułem się jak ostatni palant.
– To nie tak... – zaprzeczyłem.
– A jak?
– Byłoby inaczej, gdybym wiedział...
– Zaszłam w ciążę przez przypadek, tak jak ty przez przypadek poderwałeś sobie właśnie mnie – powiedziała cicho. – Nic nie byłoby inaczej. Nigdy byś mnie nie pokochał, tak jak ja tego chciałam. Może byś się ze mną ożenił i zaopiekował, ale nie pokochał, a potem... – mówiła z trudem – znienawidziłbyś mnie.
„Co za kobieta!”, pomyślałem. „Która inna zachowałaby się w ten sposób?”.
– Mirella, ja bym cię nigdy nie znienawidził – popatrzyłem na nią z czułością i powiedziałem to, czego nigdy nie mówiłem kobietom:
– Ja cię kocham.