"Monika zawsze bardzo mi się podobała, ale miałem świadomość, że jest poza moim zasięgiem. Byłem tak przekonany o swojej nieatrakcyjności, że nawet do głowy mi nie przyszło, że mogę się jej spodobać. Tymczasem to ona zrobiła pierwszy krok...!" Kamil, 29 lat
Monika była kierowniczką działu, a ja zwyczajnym sprzedawcą. Poza tym ona była naprawdę atrakcyjną dziewczyną, więc nawet się nie łudziłem, że zwróci na mnie uwagę. Na tak przeciętnego faceta o wzroście metr siedemdziesiąt trzy... Nie ośmieliłbym się do niej wystartować. Zresztą, miała chłopaka, sam widziałem, jak przyjeżdżał po nią po pracy całkiem niezłą hondą. Była dość już stara, ale mnie nie było stać nawet na taką. Jeździłem do marketu autobusem. Jak miałem więc zaprosić na randkę taką laskę jak Monika? Mogłem do niej tylko skrycie wzdychać.
Pewnego dnia Monika powiedziała w naszym pokoju socjalnym, że chętnie by poszła do kina na nowego Avatara i popatrzyła na mnie znacząco. Nie zareagowałem, bo do głowy mi nie przyszło, że chciałaby iść ze mną, więc nie zareagowałem. A ona, zamiast zrezygnować, podeszła do mnie, kiedy stałem na papierosie i powiedziała wprost: – Chcesz ze mną pójść do kina? Aż się zakrztusiłem dymem.
– Ja?... No... Pewnie! – wydukałem jak ostatni idiota. A ona niezrażona kontynuowała:
– To co? Spotkamy się w sobotę przed nocnym seansem? Pod kinem.
Wszystko, na co mnie było stać, to potulne kiwnięcie głową. A Monika okręciła się na pięcie i tyle ją widziałem. Zacząłem się zastanawiać, czy sobie tego nie wymyśliłem, zamierzałem w ogóle odpuścić sobie to kino. No bo czy ona i ja?... Na szczęście jednak poszedłem na Avatara, nawet wystroiłem się w nowe dżinsy. Prawdę mówiąc, nie liczyłem na to, że Monika przyjdzie, ale dostrzegłem ją już z daleka. Pomachała mi na powitanie i w ogóle wyglądała jakoś inaczej niż w markecie. Była taka swobodna i jeszcze piękniejsza, jeśli to w ogóle możliwe. Przez cały czas paplałem jak idiota, żeby pokryć swoje zmieszanie. Kupiłem dwie cole i wielką pakę popcornu, do której sięgaliśmy razem. Nasze palce czasami się muskały i czułem wtedy prawdziwą euforię na przemian z niedowierzaniem, że taka dziewczyna i ja, razem w kinie...
Monika wyraźnie pragnęła mojego towarzystwa i w końcu uwierzyłem w to, że mam u niej szanse. Zostaliśmy parą, co wywołało w markecie niemałą sensację.
– No, stary! Brawo! Dotarłeś już do czwartej bazy? – słyszałem od kolegów. Ich wulgarne komentarze strasznie mnie denerwowały, więc kazałem im pozamykać gęby. Może nie byłem zbyt wysoki, ale biceps miałem konkretny. Nie chcieli sprawdzić, jak smakuje moja pięść. Monika była dla mnie jak świętość i nikt nie miał prawa jej zbrukać. To porządna dziewczyna, chociaż nie powiem, dość szybko zaciągnęła mnie do łóżka. I nie tylko...
Nie było to żadnym wyczynem, po prostu wyprowadziłem się z pokoju w mieszkaniu, które wynajmowałem z kolegami, i wprowadziłem do niej. Miała mieszkanie po rodzicach. Fajne i przytulne, chociaż trochę zaniedbane. Tapety na ścianach pamiętały jeszcze lata 90., a boazeria w przedpokoju... szkoda gadać! Chyba wczesny Gierek.
– Wiem, że jest trochę zaniedbane – westchnęła Monika. – Rodzice mieli robić remont, ale ciągle odkładali, aż w końcu wyprowadzili się do domu po babci. Dostałam to mieszkanie i teraz sama powinnam je odnowić, ale do tej pory nie miałam siły. Sam rozumiesz, fachowców trzeba pilnować, a ja przecież pracuję. Nie zostawię kogoś obcego samego w domu. No i jeszcze finanse, to przecież będą astronomiczne kwoty! Fakt. Potrafiłem sobie wyobrazić, ile taki remont może kosztować. Chyba że...
– A może ja mógłbym to wszystko odnowić? – zaproponowałem Monice nieśmiało. Spojrzałam na mnie ze zdziwieniem.
– A umiałbyś? Wiesz, kochanie, tu nie chodzi tylko o pomalowanie ścian... Kiedy mówiła do mnie „kochanie”, byłem w stanie przenosić góry.
– Pewnie, że bym umiał! Ze wszystkim sobie poradzę. Nie wiem, czy już ci wspominałem, ale przez dwa lata robiłem w ekipie remontowej swojego wuja – pochwaliłem się. – Ciężka to była harówka, ale wiele się nauczyłem. W zasadzie potrafię zrobić każdą rzecz. Malować, cyklinować, kłaść kafelki – wyliczałem z dumą, a moja ukochana parzyła na mnie z zachwytem.
– W takim razie... Może w najbliższy weekend pojedziemy do marketu budowlanego i powybieramy farby? – spytała z nadzieją.
– Oczywiście. Ale najpierw trzeba zerwać te tapety – powiodłem ręką po pokoju.
Pracowałem przecież normalnie w markecie, a po pracy lub przed nią, w zależności od zmiany, którą akurat miałem, zasuwałem w domu. Remont jednak stopniowo posuwał się do przodu. Monika była niezmordowana, jeśli chodzi o wyszukiwanie rozmaitych okazji. Kafelki do łazienki kupiła prawie za bezcen. Pęknie też dobierała kolory.
– Chcę, aby nasze mieszkanko było utrzymane w ciepłych barwach, optymistycznych – tłumaczyła mi. I stwierdziła, że chce mieć przedpokój w pomarańczowym kolorze, a jedną ścianę w salonie szarą.
– Na jej tle pięknie się będzie prezentowała kanapa, kiedy już ją odnowię – planowała oddanie kompletu wypoczynkowego do tapicera. W sumie wolałbym inne kolory w dużym pokoju, ale nie śmiałem protestować. Cieszyłem się, że Moni podoba się to, co robię, i że nie narzeka z powodu mojej słabej kondycji w łóżku.
Wieczorem padałem z nóg, tak byłem zmęczony. No, ale po kilku miesiącach remont zbliżał się ku końcowi. Polakierowane na nowo parkiety lśniły, ściany zachwycały gładkością, a wyremontowana łazienka wyglądała naprawdę ładnie. Kuchnię Monika poleciła mi połączyć z salonem, co okazało się świetnym rozwiązaniem. Byłem dumny z pracy, którą wykonałem. Kiedy ukochana powiedziała mi, że przyjeżdżają jej rodzice, liczyłem na kolejną pochwałę. Sądziłem, że przyszli teściowie nie poznają swojego dawnego, zaniedbanego mieszkania. A tymczasem...
– Słuchaj, musisz się wyprowadzić na trochę – oznajmiła mi Monia. – Moi rodzice nic nie wiedzą o tym, że z tobą mieszkam. Są głęboko religijni, szczególnie mama. Sam rozumiesz, to byłoby dla nich szokiem. „Mam się wyprowadzić?”, przeraziłem się. „Ale dokąd?”
– Sądziłam, że masz jakichś kolegów... – Monika wydęła usteczka. – Przecież kiedyś z nimi mieszkałeś.
No tak, wynajmowałem z nimi pokój, ale teraz mieli już kogoś na moje miejsce. Chciałem to Monice wytłumaczyć, ale się wstrzymałem. Jakoś odniosłem wrażenie, że nie byłaby z tego mojego tłumaczenia zadowolona.
Pogadałem z kumplami i zapewnili mnie, że mogę u nich przycupnąć na kilka dni. Tylko że na tych kilku dniach się nie skończyło! Wizyta rodziców Moniki przeciągała się i przeciągała.
– Przecież nie mogę wyrzucić mamy i taty z ich własnego mieszkania! – moja dziewczyna była coraz bardziej niezadowolona, gdy dopytywałem się, kiedy znowu będę mógł się wprowadzić.
– Brakuje mi ciebie – próbowałem jej wyjaśnić.
– Naprawdę? – uśmiechnęła się cierpko. – Moim zdaniem ostatnio jakoś nie paliłeś się do mnie w łóżku.
Zatkało mnie. Przecież harowałem!
– Wiesz co, Kamil... – kontynuowała. – W sumie wydaje mi się, że chyba powinniśmy się rozstać, bo jakoś nie bardzo do siebie pasujemy – usłyszałem.
Załamałem się. Czułem, że to ja zaprzepaściłem szansę na udany związek, bo głupio upominałem się, aby znowu z nią zamieszkać.
Pewnie jeszcze długo bym się pławił w rozpaczy i samooskarżeniach, gdyby nie kumple z roboty. To oni wyjaśnili mi, że zwyczajnie dałem się wykorzystać.
– Stary, nie gniewaj się, ale co ty, ślepy byłeś?! To zepsuta, wyrachowana dziwka! Wyremontowałeś jej mieszkanko, a w nagrodę mogłeś ją mieć w sypialni, bo nie zapłaciła ci ani grosza. A kiedy skończyłeś, stałeś się niepotrzebny – wytłumaczyli.
– Ale przecież Monika nie mogła wiedzieć, że potrafię robić remont, kiedy zaczynała ze mną chodzić – broniłem się.
– Jak to nie? Paplałeś o tym w pracy na prawo i lewo, mówiłeś, że kiedy byłeś w ekipie wuja, zarabiałeś godziwą kasę, ale to za duża harówka – wyśmiali mnie koledzy.
Mieli rację. Dałem się wykorzystać jak frajer. Zrozumiałem to dobitnie, kiedy pewnego dnia zobaczyłem Monikę wsiadającą do hondy swojego byłego chłopaka. A więc znowu byli razem...