"Aż czterdzieści lat czekałam na prawdę o swoim ojcu. Poznałam ją na Mazurach"
Fot. Adobe Stock

"Aż czterdzieści lat czekałam na prawdę o swoim ojcu. Poznałam ją na Mazurach"

"Mama wychowała mnie sama. Ciężko pracowała, żeby niczego mi nie brakowało. Nocami przepisywała prace magisterskie. Jako dziecko uważałam ją za królewnę z bajki. Piękna, dobra i… tajemnicza. Bo mama była bardzo skryta. Kiedy zaczęłam dojrzewać, coraz częściej pytałam o ojca. Nigdy go nie poznałam, nawet nie wiedziałam, kim jest. Moja mama była samotna. Nie mogłam pojąć, dlaczego nie ułożyła sobie życia. Pewnego dnia zabrała mnie do miejsca, gdzie spędziła szczęśliwe chwile. Tam poznałam jej historię..." Agata, 40 lat

 

Mama wiele, wiele lat nie chciała mi powiedzieć, kto jest moim ojcem.
– Nie pytaj – to była jej stała odpowiedź.
– Mamo, ale ja mam prawo wiedzieć.
– Co to zmieni? – Patrzyła na mnie, a w jej oczach dostrzegałam smutek.
Pozostawała niewzruszona. Wreszcie zrezygnowałam. Wyobrażałam sobie różne historie na ten temat, ale nadal nie znałam prawdy. Skończyłam studia, poznałam chłopaka, zakochałam się. Wtedy zrozumiałam coś, na co wcześniej nie zwracałam uwagi. Moja mama była samotna. Nie mogłam pojąć, dlaczego nie ułożyła sobie życia. Ze swoją urodą i nienaganną figurą przyciągała spojrzenia mężczyzn. Dlaczego wybrała życie w pojedynkę? Czas płynął. Skończyłam czterdzieści lat, wiodłam szczęśliwe życie żony i matki. Mieszkałam w tym samym mieście, niedaleko domu mamy. Często ją odwiedzałam.

Pewnego dnia zaproponowała mi weekendowy wyjazd na Mazury

Tylko we dwie – postawiła warunek. Zdziwiłam się, ale przystałam na jej propozycję. Wynajęłyśmy pokój w miłym pensjonacie. Spacerowałyśmy po okolicy albo opalałyśmy się nad wodą. Mama zachowywała się dziwnie, wyczuwałam, że dojrzewa w niej jakaś ważna decyzja. Pewnego popołudnia usiadłyśmy na niewielkiej skarpie. Mama przez chwilę milczała wpatrzona w jezioro, po czym nagle odezwała się.
– Tutaj poznałam twojego ojca.
– Dlaczego właśnie teraz mi o tym mówisz? Coś się stało? – zaniepokoiłam się.
– Nie, ale wreszcie uznałam, że powinnaś poznać prawdę.
– Szkoda, że dopiero teraz – nie mogłam powstrzymać się od ironii.
Ale mama zdawała się tego nie słyszeć. Zapatrzona w dal, myślami była być może w tym samym miejscu, ale ponad czterdzieści lat wcześniej…

Historia miłości mamy

– To były moje pierwsze wakacje bez rodziców – zaczęła swoją opowieść...
Przyjechałam tu ze swoją przyjaciółką, jej dziadkowie mieli niedaleko dom. Marzyłam, żeby przeżyć wielką przygodę, spotkać miłość swojego życia. Do dzisiaj pamiętam, jak szykowałam się na ten wyjazd. Zafarbowałam kilka zdobytych gdzieś tetrowych pieluch i uszyłam sobie dwie spódnice. To były inne czasy. Modne ciuchy były tylko w Peweksach, ale kosztowały majątek. Dziewczyny musiały sobie jakoś radzić i trzeba przyznać, że wtedy polskie ulice były bardziej kolorowe niż dzisiaj. Bluzeczkę na ramiączkach zrobiłam sama na drutach z grubego kordonka. Właśnie tak ubrana usiadłam dokładnie w tym miejscu. Iwona, moja przyjaciółka, umówiła się z chłopakiem, a ja puszczałam kaczki z kamyków. I wtedy zobaczyłam płynącego kajakiem chłopaka. Podpłynął do brzegu, wyskoczył z łódki. Usiadł obok mnie.
– Nie myślałem, że spotkam tu taką śliczną dziewczynę. – Uśmiechnął się. – Jak masz na imię?
– Beata – odpowiedziałam nieśmiało.
– Ja jestem Krzysztof. – Odchylił grzywkę i spojrzał mi w oczy. – Popłyniesz ze mną?
– Dokąd?
– Niedaleko jest wyspa. Lubisz poziomki?
– Bardzo.
– Tam jest cała poziomkowa polana.
Popłynęliśmy. Wysepka okazała się wyjątkowo piękna. Krzysztof nie kłamał. Do dzisiaj pamiętam smak poziomek, dużych, soczystych, pachnących lasem. Zerwał dorodną poziomkę i podał mi do ust. Po chwili usiłował mnie pocałować.
– Zostaw mnie – zaprotestowałam.
Odsunął się i znów spojrzał mi w oczy. I nagle, na słonecznej wyspie pośród poziomek, świat zawirował. Pomimo upału zadrżałam.
– Wracajmy już. – Bałam się, że moja twarz zdradza to, co działo się w moim sercu.
– Dobrze, ale obiecaj, że jutro spotkamy się o tej samej porze – poprosił Krzysztof.
– Nie wiem, zobaczę.
– Będę czekał.
Gdy dotarłam do domu, Iwona już tam była.
– Gdzie łaziłaś? – spytała.
– Tu i tam… – nie miałam ochoty na zwierzenia.
To, co czułam, było tylko moje. Wydawało mi się, że jak komuś opowiem, nawet Iwonie, to czar pryśnie.
Następnego dnia poszłam na spotkanie. Krzysztof już był. Podał mi butelkę coca coli. Wtedy to był rarytas. Spróbowałam, ale nie smakowało mi, było za słodkie. Krzysztof zaproponował spacer do pobliskiego lasu. Nie zdążyłam odpowiedzieć, a on wziął mnie za rękę i poprowadził ścieżką. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Trochę opowiadał mi o sobie, o fascynacji muzyką. Słuchałam, ale głównie skupiałam się na cieple jego dłoni. Mogłabym iść tak z nim na koniec świata. Spotykaliśmy się przez tydzień.
– Jutro wyjeżdżam – powiedział któregoś wieczoru. – Zaczepiłem się w pewnym zespole muzycznym. Zaczynamy trasę. Jedź ze mną – zaproponował.
– Nie mogę – odpowiedziałam od razu.
– Beata. – Krzysztof ujął moją twarz w dłonie. – Ja wrócę – wyszeptał.
– Mam ci wierzyć? – Spojrzałam na niego. – Nie spotkałem jeszcze takiej dziewczyny jak ty. Marzyłem o tobie. – Przytulił mnie.
– Będę czekać. – Powstrzymywałam łzy.
Dałam mu swój adres, numer telefonu. Wakacje się skończyły. Wróciłam do domu. Miałam jeszcze miesiąc do rozpoczęcia studiów. Prawie nie wychodziłam z domu. Czekałam na telefon i wypatrywałam listonosza. Całe dnie słuchałam nagrań zespołu, w którym zaczepił się Krzysztof. Nie była to muzyka wysokich lotów, daleko im było do gwiazd, które można było oglądać na festiwalu w Opolu. Ale dla mnie to nie miało znaczenia. Wtedy mogłam wyobrażać sobie, że Krzyś jest blisko. Zadzwonił po kilku dniach.
– Beatko, kochana, przepraszam, jestem okropnie zajęty. Ale cały czas o tobie myślę. Będę mieć parę dni wolnych, może wyskoczymy nad wodę?
– Chętnie. Ja też tęsknię.
Znów pojechaliśmy na Mazury, tym razem pod namiot. Tam pierwszy raz się kochaliśmy. Co wieczór siadaliśmy na pomoście, by obserwować, jak słońce tonie w jeziorze. Było cudownie, ale czas płynął jak szalony.
– To słońce za szybko zachodzi – powiedziałam ostatniego dnia.
Krzysztof znów musiał wyjechać. Nie wiedziałam, jak sobie poradzę z tęsknotą. Ale musiałam, zwłaszcza że Krzysztof przestał się odzywać. A ja wkrótce zorientowałam się, że jestem w ciąży. Postanowiłam mu przekazać tę nowinę, gdy wreszcie przyjedzie. Chciałam pięknie wyglądać. Poszłam do krawcowej, żeby mi uszyła nową sukienkę. Sama ją zaprojektowałam. Gdy była gotowa, powiesiłam ją na drzwiach szafy, żeby móc ciągle na nią patrzeć. I wtedy dostałam kartkę od Krzysztofa: „Beatko. Byłaś moim słońcem, rozświetliłaś na chwilę mój świat. Ale jak wiesz, słońce zawsze kiedyś zachodzi… Pamiętaj to, co było między nami piękne. Niczego nie żałuj, tak jak ja nie żałuję naszych wspólnych chwil. A teraz żegnaj”, przeczytałam. A potem spojrzałam na wiszącą na drzwiach sukienkę. W przypływie emocji chwyciłam nożyczki i pocięłam ją na kawałki. Wiedziałam, że to koniec…

Mama odetchnęła, jakby zrzuciła z pleców wielki ciężar...

– Strasznie smutna historia. Zmarnowałaś przez niego życie – odezwałam się.
– Nie, Agatko, przeżyłam cudowne chwile. Tylko nie posłuchałam Krzysztofa. Żałuję czegoś. Że tak szybko zaszło dla nas słońce. Być może gdybyśmy się spotykali dłużej, połączyłaby nas głębsza więź. A tak była to tylko piękna wakacyjna przygoda. Najpiękniejsza dlatego, że dała mi ciebie… – wyznała mama, a ja przytuliłam się do niej mocno.
Wystarczy mi to, co usłyszałam. O nic więcej nie będę pytać.

 

Czytaj więcej